Nadziei na lepszą przyszłość szukamy wśród młodych czyli tam, gdzie powinny wykuwać się myśli, ideały, państwowość, gdzie powinna kipieć ambicja i chęć zmiany świata na lepszy. Tymczasem środowisko to przesiąka zaraza wygodnictwa.
Proponuje zrobić sondaż wśród "młodych wykształconych" kim chcą być, jakimi wartościami się kierują. Co usłyszymy?
1. "Nie myślałem jeszcze, ale chciałbym mieć pracę w której mógłbym się spełnić, rozwijać i oczywiście dużo zarabiać (czytaj: mieć na mieszkanie strzeżone, BMW na kredyt i Egipt co roku, pięć gwiazdek oczywiście exclusive)". Spora cześć stwierdzi, że musi to być duża zachodnia firma ze znanym logo – najlepiej korporacja. Mniejsza część powie, że własny biznes – bo nie wiedzą jak to wygląda od podszewki i liczą na szybki zysk, w końcu biznesmen. Nie usłyszymy deklaracji o zapewnieniu bytu rodzinie, pracy skromnej ale nie ponad siły. Nikt nie odpowie "być dobrym, uczciwym człowiekiem", bo dla młodych teraz być=mieć
2. Wartości? Mając w pamięci ostatni studencki melanż i łatwe dziewczyny, przepijanie szmalu rodziców i chęć życiowego "najchętniejnicnierobienia" co można odpowiedzieć? Nie usłyszymy rodzina (staroświeckie próchno, nie?), nie usłyszymy dobro kraju, tradycja, pamięć o przeszłości, odpowiedzialność, poświęcenie…NIC! To co powinno być oczywiste zastąpiono tolerancją, miłością do zwierząt, dbaniem o środowisko, dobra zabawa, rock’n’ fuc*’n roll, zero problemów.
Ludzkość od wieków dąży do ułatwiania sobie życia. Powstają przeróżne dobra mające na celu robić jak najwięcej za nas i umilać nam życie. Doprowadziliśmy jednak do ślepego zaułku. Młodzi ludzie, którzy nie zaznali wojny, komuny, biedy, prześladowań, represji, którzy nie maja często większych zmartwień niż jutrzejsze kolokwium lub co wychlać wpadli w pułapkę zastawioną przez ich rodziców. Co więcej, często nie mają do nich krzty wdzięczności i szacunku. Mają podane wszystko jak na tacy od urodzenia poprzez bezstresowe wychowanie po ich edukację. Otoczeni nowinkami technicznymi i natłokiem informacji żyją swoje kolorowe i atrakcyjne życie nie pojmując, że jest ono puste jak nigdy przedtem.
Młodzi nie potrzebują wartości, bo to ograniczanie siebie, swoich popędów. Po co dawkować sobie ilość seksualnych partnerów, alkoholu, imprez. Wreszcie, po co zakładać rodzinę, zbędny balast na resztę życia? Czy nie lepiej być singlem na dobrej posadzie? Może szeroko już między nogami ale dalej niezależną?
Młodzi nie potrzebują tradycji. To co było budowane przez setki i tysiące lat zostało przekreślone w ciągu kilkunastu. Można gnoić dorobek wielu istnień, można wyśmiewać krwawicę wylaną za nasz kraj. Wszystko teraz można obrócić w żart, artystyczną prowokację, nowy styl życia, tolerancję etc. Dla tych, którzy chcą uszanować kraj i wiarę serwuje się obraźliwe hasła.
Młodzi nie potrzebują Boga. W swoim zadufaniu myślą, że znają sens istnienia. Odrzucają to, co każdy nawet pierwotny człowiek instynktownie odczuwa. Przecież pora się wyrwać z pęt ciemnoty prawda? Pora przestać wierzyć w bajki? Dlaczego łatwiej jest uwierzyć w wielki wybuch gdzie wszechświat powstał z cząstki mniejszej niż atom zamiast w Boga który daje nam znaki na każdym kroku i pomaga nam żyć?
Młodzi nie potrzebują historii. Czerpią wiedzę z TVN-u zamiast analizować przeszłość i wyciągać wnioski. Wyprano ich z możliwości samodzielnego myślenia by stali się bezwolnymi marionetami.
Oto ukazuje się obraz mieszczańskiej zgnilizny, nowego pokolenia które doprowadzi ten kraj i Europę do upadku. Pod płaszczykiem lepszego wolnego świata skrywało się mentalne zniewolenie.
Z każdym rokiem ubożeje język, pamięć o korzeniach, ludzkie odruchy.
To jest jak jazda samochodem. Im nowszy, tym wydaje się bezpieczniejszy. Testujemy go do granic wytrzymałości aż w końcu wypada z trasy. I gdy leżymy na ulicy w kałuży krwi, dopiero wtedy poznajemy co to prawdziwe życie.