„Marek, jesteś najbardziej wkurwiającym zjawiskiem w polskiej polityce. Oczywiście, są od ciebie gorsi, głupsi, bardziej chamscy i tak dalej, ale ty jesteś najbardziej denerwujący”.
Spróbuję w miarę rzetelnie zrekonstruować moją wczorajszą rozmowę z pewnym bardzo znanym publicystą. Zachowam nawet poetykę tej konwersacji. Mnie ona zaciekawiła. Może i Państwo znajdziecie w niej upodobanie.
„- Marek, jesteś najbardziej wkurwiającym zjawiskiem w polskiej polityce. Oczywiście, są od ciebie gorsi, głupsi, bardziej chamscy i tak dalej, ale ty jesteś najbardziej denerwujący.
-Dlaczego?
– Bo Ciebie nie wiadomo, jak traktować. Wymykasz się wszystkim kategoriom. Nie jesteś ani do końca politykiem, ani komentatorem, ani naukowcem, ani celebrytą, ale – jednocześnie – jesteś tym wszystkim po trosze. Nigdy nie wiem, jak Ciebie i Twoje wypowiedzi traktować.
– Może to dobrze?
– Może i tak, ale to strasznie wkurza ludzi. Ze wszystkich branż, bo nikt nie wie, jak Cię ująć i dlatego nie można Cię złapać i sklasyfikować.
-No, ale ja właśnie dlatego jestem wolny, bo nie muszę się nikomu wysługiwać i mam światy alternatywne.
– Ale przecież Ty tak samo jak innych polityków czy komentatorów, traktujesz wyborców. Wydaje się jakbyś miał ich w dupie.
– Nie mam, ale też nie mam zamiaru się przed nimi korzyć i żebrać o głosy. Ja mnie chcą takim, jakim jestem, to ok. Ale jak nie, to też ok. – przeżyję.
– Wiesz, co jest najgorsze? Że mam wobec Ciebie absolutną huśtawkę ocenną. Już, już chcę o Tobie napisać coś pozytywnego, że jesteś nadzieją polskiej polityki, jej specyficzną i oryginalną odmianą, a Ty właśnie w takim momencie pieprzniesz coś na blogu, walniesz w kogoś na twicie, pojedziesz z czymś w TV. I dupa. Ale też jest dokładnie odwrotnie – już prawie uważam Cię za straconą szansę, za zakałę polskiej polityki, za szkodnika i dupka, a Ty nagle robisz jakąś super akcję w PE z Katyniem jako ludobójstwem, z przeforsowaniem w PE oświadczenia zakazującego używania pojęcia „polskie obozy koncentracyjne”, zrobisz coś w kwestiach białoruskich, napiszesz coś super błyskotliwego na blogu, zniszczyć jakiegoś bufona na twicie – i mam znowu zgryz. I tak na przemian myślę o tobie super dobrze i super źle.
– No to jest Twój problem, bo ja się z tym czuję komfortowo. Nie muszę na siłę udawać kogoś mądrzejszego, niż jestem. I kogoś głupszego też nie.
– No właśnie o tym mówię. Ty robisz rzeczy, które normalny polityk w życiu by nie zrobił – chodzisz sobie na wojenki z poszczególnymi publicystami, wojujesz z politykami partii silniejszych od PJN, pozwalasz sobie na mówienie prawdy i to oczywistej (jak choćby o tym, że 90% posłów nie ma pojęcia w 90% spraw nad czym głosuje). Takich rzeczy nie robi polityk, który myśli o przyszłości. Popatrz na Gowina czy Kowala.
– Obu cenię, ale nie porównuj mnie do nich, ja jestem inny i inne mam ambicje. Robienie ze mnie Kowala byłoby tak samo skuteczne, jak robienie z Kowala Migacza. Bardzo się obaj, mam nadzieję, cenimy, ale dlatego, że jesteśmy komplementarni, a nie tacy sami. Będę sobie robił dalej to, co robię teraz i jak przyjdzie czas, że wyborcy zaczną doceniać takich polityków, to polecę bardzo wysoko. A jak nie przyjdzie, to sobie pójdę znowu do nauki i komentatorstwa i zostanę, jak przewiduje Misiek w swoje książce, opiniotwórczym celebrytą.
– A nie uważasz, ze będąc politykiem, powinieneś grać według reguł obowiązujących w polityce? Inaczej wystawiasz się na śmieszność i porażkę.
– Ale ja nie potrafię grać według reguł, których sam nie ustaliłem. Tak było w nauce, w komentatorstwie i w życiu prywatnym. I na razie źle mi nie jest. Dlaczego teraz, na stare lata, miałbym akceptować reguły, które nie ja wymyślałem i w których czuję się ciasno?
– Ja ci życzę jak najlepiej, ale ty kariery w polityce raczej nie zrobisz. Chyba żeby zmieniła się polityka. A na to się raczej nie zanosi.
– No to nie zrobię. To zajmę się czymś innym. Wiem o polityce, po tych trzech latach w niej, tyle, że starczy na jej niegłupie komentowanie do końca życia.
– Ale Tobie płaci podatnik nie za rozumienie polityki, ale za jej uprawianie.
– I, kurwa, chyba nieźle to robię – zobacz, co zrobiłem w PE! Jak spędziłem te lata. Ale was to nie interesuje, bo polski publicysta rozlicza polskiego polityka jak innego publicystę – z tego, co ten drugi powiedział i napisał, a nie z tego, co zrobił w swoim zakładzie pracy, czyli w parlamencie. Po tych trzech latach najwięcej się dowiedziałem właśnie o mediach i o tym, jak one dają dupy i jak jeszcze gorzej, niż klasa polityczna, spełniają swoje podstawowe zadania wobec społeczeństwa.
– Tak czy inaczej – muszę przyznać, że jesteś najbardziej oryginalnym, ale zarazem najbardziej wkurzającym, indywiduum w polskiej polityce.
– I ja ci za to serdecznie dziękuję. Bo to dla mnie komplement. Wolę być przegranym, ale ciekawym zjawiskiem, niż wygrywać jako skoszarowany klon jednej z armii.”
No i tak to sobie wczoraj konwersowaliśmy z pewnym publicystą. Zgadnijcie kto nim był i czy w ogóle ktoś taki był (bo wszak mogłem to sobie zmyślić – taki to już ze mnie typek). Ale muszę przyznać, że właściwie to się zgadzam ze wszystkimi myślami wypowiedzianymi przez mojego rozmówce. I z większością swoich.