Zanim powrócą kaczyści…
22/10/2012
593 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Wyniki ostatnich sondaży wskazują, że polska demokracja znów jest zagrożona. Czy kaczyzm powróci?
Na razie nie ma pewności. Ale już dziś warto ostrzegać. Warto przypomnieć sobie jak wyglądał nasz kraj w czasach krwawego terroru.
Poniżej fragmenty wspomnień młodego intelektualisty. To przejmująca opowieść z czasów kaczystowskiej nocy…
Telewizja alarmowała. Kaczyści byli już gotowi aby z pełzającego stadium zamachu stanu przejść do fazy galopu. Można było spodziewać się najgorszego. "A u nas na razie spokój" – pomyślałem niefrasobliwie…
Rankiem tatko przez okienko na strychu przyuważył jakiś kaczystowski czołg. Jużżeśmy z tatkiem kosy zaczynali ostrzyć, gdy kaczyści zawrócili, a ze środka stalowego potwora było tylko słychać "Na Gdańsk! Cała naprzód! Na Gdańsk!".
Tatko szybko ze strychu zleźli i mówią: "Teraz do schronu! Wszystko co się na wojnie może przydać to we schronie musi być!".
Całą żem taczkę granatami zapakował! Pode schron żem podjechał, a tatko jak nie fuknie: "Telewizor najsampierw baranie! Telewizor! "
"Jakże to tatku telewizor, kiedy czołgowych gasieniców rozbijać trzeba? – otępiały całkiem żem zapytał.
A tatko na to "Ot, durak z ciebie! To psychologiczno-psychiatryczna wojna. Jak się uzbroimy, kiedy nam wróg łączność telewizorową z całym postępowym światem odetnie?".
Słusznie tatko prawił! Z telewizorem psychologiczno-psychiatrycznej agresji kaczystów nie ulegniemy! Tatko włączyli telewizor."Wolna Polska broni się nadal!"– krzyczał do kamery dziennikarz w wojskowym podartym mundurze, z zakrwawioną twarzą.
"Żywcem nas nie wezmą"– wyszeptał calkiem blady tatko.Dziennikarz ciężko dyszał, ale nie wypuszczał mikrofonu z ręki. "Musimy walczyć! Żołnierze kaczystowskiego reżimu są wszędzie… "– telewizor nagle zaczął śnieżyć. A po paru tatkowych stuknięciach rozbłysnął i… całkiem zgasł.
Tatko wciagnął do środka antenę zrobioną z puszek po konserwie "Turystycznej" i zamknął właz do schronu. "Te kaczki to są chamy! Takiego telewizora zniszczyli…" – cedził przez zęby tatko spluwając łuskami słonecznika.
"Ciiii!!! Tatku,czołgi idą!" – krzyknąłem słysząc rumor nad naszymi głowami.
"Raz kaczce śmierć!" – tatko z bagnetem w ręce podszedł do włazu i lekko uchylił klapę.
Nie wierzyliśmy wlasnym oczom. Ta szlachetna, zakrwawiona twarz, to był… bohaterski dziennikarz z telewizji! Zobaczył nas.
"Ratujcie! Tam, za lasem! Kaczyści…" – zawołał chrapliwie i zemdlał.
Tatko wciągnął krwawiącego bohatera do schronu i zaraz gąbką, co to kiedyś do Gazety Wyborczej była dodana – że niby suwenir – zmył mu krew z czoła.
"Dycha jeszcze" – uśmiechnął się tatko. Ale czasu na wzruszenia nie było. Ktoś zacząłł mocno stukać w schronowy właz.
"Kto tam?" – chytrze zapytał tatko i wskazując na dziennikarza, szeptem rzucił w moją stronę "Pod dywan go! Pod dywan!"
"Ja z gazowni, instalacje sprawdzam" – odpowiedział stłumiony głos.
"Ale my tu nawet kuchenki gazowej nie mamy" – zablefował tatko.
"W takim razie przychodzę z elektrowni" – przebiegle poinformował głos.
Otworzyłem klapę schronowego włazu. Do środka wtoczyli się kaczyści.
"Raus! Hande hoch! "Hande hoch" – ryczał na całe gardło kaczystowski żołdak o twarzy Brunnera ze "Stawki większej niż życie" mierzący w naszą stronę z kałasznikowa. Za jego plecami zobaczyłem dowódcę kaczystów. Miał krótkie kacze nóżki i twarz podobną do kartofla. Jego czarny, hitlerowski mundur był wyraźnie niedopięty. W rękach trzymał służbowy pejcz z kaczystowskimi emblematami.
"Ty inteligencki polski szwajne! Muf! Muf gdzie jest żurnalist!"– kaczysta podszedł do tatki, po czym strzelił pejczem przed tatkowym nosem.
Poczułem, że zasycha mi w gardle… Różowe płaty zaczęły wirować mi przed oczami. Nie było już słychać nawet warkotu czołgowych silników. Leciałem w jakąś przepaść…
"Jędruś! Jędruś obudź się!" – usłyszałem głos tatki.
Otworzyłem oczy. Tak, to był On. Za nim majaczyła jakaś postać… Zaraz, czy to nie ten kaczystowski żołdak z pejczem?!!
"Spokojnie Jędruś, to Janusz. Przyjaciel nasz. On tylko chwilowo na służbie u kaczystów. On życie nam uratował, kaczystowski pluton egzekucyjny w stronę bagien wysłał. On bohater jest! Słyszałeś kiedyś o Wallenrodzie?" –klarował uspokajająco tatko.
Spojrzałem na kaczystę. Rzeczywiście może i nie miał takiego kartoflanego łba jak wydało mi się, gdy go pierwszy raz zobaczyłem.
"Chłopcze, długo uczyłem się chamstwa i głupoty, żeby upodobnić się do kaczystów. Wczuwałem się. Z czasem nawet kartoflane bulwy zaczęły mi na twarzy wyrastać, ale nie daj się zwieść" – nowy Wallenrod, Janusz wyjął zza pazuchy pomiętą, zatłuszczoną książeczkę. Poznałem ją od razu.
"Ferdydurke" – wymamrotałem z wysiłkiem."Widzisz chłopcze, to nasz znak rozpoznawczy. Dla kaczystów nie do rozszyfrowania. Na szczęście nie potrafią czytać" – wyjaśnił bohater.
Rozejrzałem się po schronie.
"A gdzie ten postrzelony przez kaczystów dziennikarz?" – zapytałem z wolna dochodząc do siebie.
Spojrzeli po sobie z zakłopotaniem. Zapadła głucha cisza.
"Wiesz synku" – zaczął tatko i przez chwilę łza błysnęła w jego oku – "Nie dało się go uratować. Miał ze sobą białą myszkę, wiesz takiego gryzonia… I kaczyści uznali, że to może być myszka do komputera. Od tego momentu był stracony" –tatko po cichu przełnął gorzką , męską łzę.
"Pomścimy go chłopcze" – rzucił twardo nagle zachrypłym głosem Janusz "Wallenrod".
"Kiedyś reżim upadnie, a wtedy nikt już nie będzie wstydził się, że zna alfabet, że nawet umie czytać. Znów będzie można przez całą dobę oglądać telewizję. A w niej będzie sama tylko prawda…" – zawiesił głos jakby zdając sobie sprawę z tego, że wybiegł bardzo daleko w przyszłość.
"Ale Pan zostanie wtedy premierem?" –zapytałem z nadzieją w głosie.
Wallenrod uśmiechnął się bagatelizująco. Nie zależało mu na zaszczytach. Wiedziałem jednak, że dla wolności i demokracji gotowy byłby do największych poświęceń.