John był nowojorskim maklerem giełdowym. Wiedział, że aby osiągnąć sukces niekiedy musi zaryzykować. Zaryzykował i tym razem, w nieco innych okolicznościach.
Choć na brak pieniędzy nigdy nie narzekał, bo nawet w czasach gospodarczego kryzysu otrzymywał pokaźne honorarium z pracy publicystycznej jeździł dziewiętnastoletnim jeepem. Był dla niego źródłem sentymentu. Nie przypuszczał, że tego dnia stanie się i życiowego thrillera.
John do przejechania miał ponda pół tysiąca kilometrów, o wyznaczonej porze miał odebrać dla córki wymarzony prezent bożonarodzeniowy. Susi od dawna ukazywał zamiłowanie do dzieł sztuki. Ta rzeźba miała być zwieńczeniem jej marzeń. Wyjeżdżając z miasta popołudniem, mając na uwadze spełnienie pragnienia córki nie dbał o własne udogodnienia. Nie zważał na wskaźnik termometru zatrzymującego się poniżej trzydziestej kreski poniżej zera. Nie musiał. Do czasu… do momentu. Jęczące opony na zlodowaciałym śniegu nie potrafiły stawić mu oporu. John popatrzył na mapę. W połowie drogi był zmuszony wyjść z blaszanego, ogrzanego ciepłym powietrzem z silnika wnętrza samochodu.
Nagle z ust zaczęły wydobywać się niewielkie, marznące w powietrzu obłoczki pary. Do najbliższego zamieszkanego domu na tej śnieżnej pustyni miał niewiele ponad trzy kilometry. Przecież nie mogę zawieść rodziny…
Próbując niezrozumiale dłońmi odśnieżyć szybę samochodu, po chwili poczuł przenikliwy ból. Temperatura jego kończyn spadła do 15,5 st.C. Organizm samowolnie pozwolił marznąć palcom, by zachować w odpowiedniej temperaturze ważne narządy w ciele Johna.
Nie był on syberyjskim myśliwym, dlatego nie spotkał ze zjawiskiem otwierania się powierzchownych naczyń włosowatych, wpuszczających okresowo ciepłą krew, co pozwoliłoby podnieść temperaturę skóry z kilku do kilkunastu stopni w parę minut. Nie był on też buddyjskim mnichem, który za pomocą medytacji jest w stanie podnieść temperaturę kończyn o 8 stopni.
Po pierwszych kilkuset metrach John zastanowił się czy oby na pewno właściwie postępuje. Przy temperaturze 36 st. mięśnie karku zaczęły sztywnieć w napięciu poprzedzającym dreszczami. Receptory dają znać ośrodkowi podwzgórza kontrolującemu temperaturę, aby ten zwęził sieć powierzchownych naczyń włosowatych. Po upływie kilkudziesięciu kolejnych minut temperatura ciała osiąga stan 35 st. i wpływa na stan płytkiej hipotermii.
Mięśnie choć się nie poddają i niekontrolowanymi skurczami próbują wytworzyć dodatkowe ciepło są w rywalizacji z żywiołem bez szans. Próba dojścia do najbliższego domu nie powodzi się. Czas wracać… Ale i tym razem winą można obarczyć umysł. Nie zdołał on przeanalizować obrazu ukazującego się przed Johnem, choć w tym momencie skuter miejscowego farmera rysował wąskie linie za wydającym ryk silnikiem. Przerażony krytyczną wizją umysł nie uświadamia sobie, że John powinien tak po prostu pokonać drogę powrotną idąc po pozostawionych śladach. Zmęczony i nieskoncentrowany postanawia na chwilę przysiąść, by móc odpocząć. To jedno z najgorszych rozwiązań. Siedząc skulony na polanie pozwolił aby krótka kurtka odsłoniła część pleców. Padający od jakiegoś czasu śnieg nie zamierza tracić kontaktu ze skórą Johna. Do tego głowa przez niezakrycie, której w tym momencie tracił 50 procent ciepła…
Każdy kolejny stopień temperatury ciała w dół obniża metabolizm mózgu o średnio 4%. Przy temperaturze powietrza -37 st.C, temperatura organizmu obniża się o jeden stopień na każde pół godziny, a ciało oddaje ciepło do zdradzieckiego śniegu. I tak do osiągnięcia przez ciało 32 st.C, kiedy to następuje otępienie. Kolejny stopień w dół i organizm Johna przestał tworzyć naturalny grzejnik przy pomocy dreszczy, a krew zwiększa wielokrotnie swą gęstość. W tym momencie nie był w stanie zlokalizować nawet swego położenia. Przy 30 st. niedobór tlenu i zwolnienie metabolizmu mózgu wywołuje halucynacje.
Przy niecałych 27 st.C. osoby w napadzie cierpienia nierzadko zrywają z siebie ubrania. Bezpośrednio przed utratą przytomności gwałtowne rozszerzenie obkurczonych przecież naczyń skóry powoduje odczucie gorąca. I tak było w przypadku Johna.
Miał on jednak niebywałe szczęście. Tunel z horyzontalnym jasnym światłem nadziei został otwarty rykiem farmerskiego silnika…
Po całym zdarzeniu, wychodząc ze szpitala na wigilijną kolację w objęciach córki John zrozumiał jak delikatną i wątłą w zderzeniu z żywiołami, istotą jest człowiek, a ciepło jest równie piękne i ulotne jak światło księżyca. Przez godziny tkanki przy powstałych na kończynach pęcherzach zamarzały, a lód tworzący się w przestrzeniach między komórkami i wysysające z nich wodę, zablokowały krążenie krwi. Na szczęście zdołały się odbudować…
Art. własny/ więcej http://twardziel.time4men.pl/extreme/nad-przepascia-zycia-zamrozone-nadzieje