Z daleka zauważyłem gbura, z którym wczoraj wieczorem gwałtownie się posprzeczałem…
"Znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie". Żłóbek pasterzy zawarty jest w tej garści słów. Jednak jest to żłóbek prawdziwy, żłóbek zawierający wszystko, co istotne, żłóbek, który "działa".
Mój żłóbek tymczasem przysparza mi kłopotów. Coś w nim nie działa. Musi istnieć jakiś defekt, którego nie potrafię określić.
Od lat staram się jak mogę. Na każde Boże Narodzenie jakaś nowość. Nie dbam o koszt. Światła, mech, figurki, śnieg, domki, papier mache, góry. Najnowocześniejsza technika daje wspaniałe efekty. Przyjaciele otwierają usta ze zdziwienia, patrzcie, przecież to autentyczny klejnot, wszystko wydaje się prawdziwe, niektórzy nawet się wzruszają.
Jednak żłóbek nie działa. Istnieje jakiś defekt, nie wiadomo tylko, gdzie jest ukryty.
Zwielokrotniam liczbę kolorowych światełek. Zużywam mnóstwo papier mache. Wymyślam nowe efekty świetlne i dźwiękowe, coraz bardziej zadziwiające. A jednak w żłóbku nadal coś nie działa.
Mam wrażenie, że wół, osioł, owce i wielbłądy coraz są większe, dobrze odżywione. Również rośliny dekoracyjne bujnie się rozrastają. Dzieciątko natomiast niepokojąco słabnie. Chudnie w oczach. Nie ma sposobu, by temu zaradzić.
Po uważnych obserwacjach zaczynam jednak stwierdzać niepokojący fakt: defekt wywołany jest czynnikami zewnętrznymi. Wół, osioł, owce, wielbłądy rosną nadmiernie, podczas gdy Dzieciątko chudnie, gdyż coś na zewnątrz żłóbka nie jest w porządku. Istnieją widocznie jakieś zewnętrzne zakłócenia, które wywołują całą tę biedę. Nie pozostaje nic innego, jak je wykryć.
Było to bolesne doświadczenie. W końcu jednak wszystko okazało się jasne. Okrutnie jasne.
Przyszedł do mnie człowiek pogrążony w rozpaczy. Odprawiłem go w pośpiechu, rzucając kilka pobożnych refleksji i jakieś głupstwa pełne hipokryzji. Potrzebował przyjaciela, a znalazł zimnego doradcę. Nie miałem czasu.
Idąc na "moją" mszę natknąłem się na biedaka źle ubranego, obdartego, brudnego. Uderzył mnie zapach wina. Wywinąłem się pięćdziesięcioma lirami, a potem zdecydowanie podążyłem do kościoła, aby wysłuchać "mojej" mszy, złożywszy wpierw "moją" jałmużnę.
Byłem w przytułku, by zanieść paczkę "mojej" staruszce. Jednak gdy zaczęła po raz enty recytować litanię swoich bied, pośpiesznie się pożegnałem. Dziś mam mnóstwo zajęć. Innym razem… Proszę westchnąć za mną do Pana. Miałem ważniejsze sprawy do załatwienia. A ona została tam z wielką, niepotrzebną paczką w rękach i z ogromnym rozczarowaniem na twarzy.
"Nie mam już sił ciągnąć dalej. Mąż nie dał znaku życia… Dzierżawa… Pan wie, właściciel domu… Poza tym starszy syn dostał się w nieodpowiednie towarzystwo…" I co ja mogłem zrobić? "Cierpliwości, moja dobra kobieto. Proszę zawierzyć Bogu. Zobaczy pani, że On w jakiś sposób dopomoże. Wie pani, Franciszek Salezy mówi, że…" Tak. Chrześcijanin musi znosić cierpienie z rezygnacją. A cierpienie cudze znosi się najłatwiej.
Z daleka zauważyłem gbura, z którym wczoraj wieczorem gwałtownie się posprzeczałem. Obszedłem go z daleka, by go nie pozdrowić.
Byłem świadkiem wielkiej niesprawiedliwości. Powinienem był przemówić, interweniować, narazić się. Milczałem. W tych sprawach potrzebna jest rozwaga. Nie chcę, by mnie wzięto za osobę w gorącej wodzie kąpaną albo za wywrotowca. Oportunizm nie jest całkiem bezzasadny. A w końcu okazałoby się, że służę czyimś celom…
Spotkałem Cygankę. Włosy czarne, długie, lśniące. Na ręku trzymała rachityczne dziecko. Miałem ręce zajęte ogromną liczbą paczek (drobiazgi potrzebne do żłóbka). Nie miałem drobnych. (A poza tym, kiedy ci ludzie wezmą się wreszcie do pracy, jak wszyscy szanujący się obywatele?).
W domu znów stwierdziłem, że żłóbek nie działa. Dzieciątko stało się jeszcze drobniejsze, prawie niewidoczne.
Osoba wychodząca z mojego domu z rozpaczą w sercu i ciężarem moich rad, zataczający się biedak, staruszka czekająca bezustannie na odrobinę mojego czasu, kobieta, której wygłosiłem kazanie o cierpliwości, nie obarczając siebie jej kłopotem, antypatyczne indywiduum, któremu odmówiłem ukłonu, podłe milczenie wobec niesprawiedliwości, Cyganka, która odchodzi kiwając głową… oto "zakłócenia", które spowodowały defekt żłóbka. Oto powody, dla których Dzieciątko staje się coraz mniejsze i prawie znika.
Szedłem swoją drogą. Nie potrafiłem dostrzec zrozpaczonego, staruszki, pijaczyny, człowieka przygniecionego niesprawiedliwością, Cyganki.
Wykreśliłem Dzieciątko.
Nie zdawałem sobie sprawy, że jedynie rozpoznając Je na drodze, miałem prawo zobaczyć, jak rozwija się w żłóbku.
Teraz, gdy wykryłem ten błąd, gdy określiłem przyczynę awarii, nie pozostaje mi nic innego, jak wyciągnąć z tego konsekwencje.
Bóg ma cztery miliardy twarzy.
Dzieciątko wyznacza mi spotkanie przed tymi ludzkimi twarzami.
Trasa prowadząca do Niego prowadzi przez wszystkie drogi świata.
Jedynie "tracąc czas" z ludźmi, mam pewność, że punktualnie stanę przed Nim.
Jeżeli nie rozpoznam Dzieciątka w czterech miliardach twarzy, mój żłóbek na zawsze pozostanie wspaniałym żłóbkiem, który nie działa.
Przepięknym, ale bezużytecznym.
~o~
"Niewygodne ewangelie", Alessandro Pronzato
Domena: eukarionty, Królestwo: zwierzeta, Typ: strunowce, Podtyp: kregowce, Gromada: ssaki, Rzad: walenie, Podrzad: zebowce, Rodzina: delfinowate, Rodzaj: Delphinus, Gatunek: delfin zwyczajny (na zdjeciu d. butlonosy)