– Masz już ściągę? – zajączek z nogami rozwalonymi na biurku, dłubał wykałaczką w zębach i uważnie przyglądał się gajowemu.
– Jaką ściągę? – gajowy delikatnie podrapał się po głowie, żeby przypadkiem nie uszkodzić swojej szarej komorórki. – Przecież maturę już zdałem.
Zajączek wyjął wykałaczkę z ust i znienacka strzelił nią w gajowego, trafiając go w nos; gajowy podskoczył, złapał się za twarz i jęknął:
– Ałła! Palema ci odbiła? Mój nos będzie teraz cały czerwony, a ja mam jutro spotkanie z Osamą!
– No właśnie! – zajączek opuścił nogi na podłogę i pochylił się w stronę gajowego, nie spuszczając z niego oczu.
– Co właśnie? Mój nos to nie tarcza strzelnicza, wypra…
– No nie wierzę… – głos zajączka przypominał syk kobry, więc gajowy przerwał w pół słowa i zastygł w czujnym bezruchu. – Czy ty zawsze tak bredzisz, bredzisławie, czy też może twoja jedyna komorórka już dawno uciekła? Jutro masz spotkanie z Obamą, a nie Osamą; Osama był jego największym wrogiem, sklejasz? Zakoduj sobie w tym twoim pustym łbie: Barak Obama!
– Czyj barak? – gajowy zmarszczył brwi. – Nie wiem, kto to ten Obam. Na żarówkach to wiem, że jest napisane osr…
– Milcz! Zapierd….j do liska na korepetycje, ale to już! Wystarczy, że żona Obamy omija nasz las z daleka! – wrzasnął zajączek, waląc ręką w biurko.
– Nie denerwuj się…- gajowy uśmiechnął się pod wąsem. – To był tylko taki żarcik… Wiesz, jak jeździmy na polowania, to przy ognisku…
– Przy ognisku to ty sobie siekaj bigos! To spotkanie to poważna sprawa! Musimy udawać, że Obama to nasz wielki przyjaciel i nie możesz walnąć żadnej gafy, rozumiesz? Tym bardziej, że na spotkaniu ma być kaczor, a to już nie przelewki! – zajączek się wyraźnie zapienił.
– Ale przeciez zawsze mi mówisz, że naszym przyjacielem jest niedźwiedź… – gajowy nawet nie starał się ukryć swojego zdziwienia.
– Cicho, tumanie! – zajączek zerwał się na równie nogi i podbiegł na palcach do drzwi, po czym znieniacka je otworzył.
– Co ty tu robisz?! – wrzasnął do strażnika leśnych spraw wewnętrznych, który zaskoczony, właśnie podnosił się z klęczek. – Podsłuchiwałeś, agencie jeden! Dla kogo pracujesz, co!? Na pewno nie dla tych, co my! Odpowiadaj w tej chwili!
– Nie, szefie, to nie tak… Ja tylko chciałem zobaczyć, zanim zapukam, czy nie będę przeszkadzał… Bo… Bo…
– To czego chcesz? – wrzasnął zajączek, nie mogąc opanować swojej wściekłości. – Znowu coś z raportem?
– Nie… – flegmatyczny strażnik niepewnie przestępował z nogi na nogę. – Chciałem donieść, że po korytarzach… rady lasu… chodzi ten bajkopisarz…
– No to co, że chodzi? Nie wszyscy jeszcze siedzą, chłe, chłe, chłe! Ale będą! – w głosie zajączka było słychać mści… znaczy się, miłość. – No dobra, chodzi i co? Wyduś z siebie wreszcie, bo kiedyś cię wreszcie zaduszę!
– Ma plakietkę taką… A na tej plakietce pisze… Zacytuje, szefie… " Tola ma zajączka, a zajączek ma Tole" – powiedział strażnik i przezornie cofnął się o metr.
– Ja mam jakąś Tolę? – zajączek uniósł ze zdziwienia brwi. – Nie znam. To może być jakaś prowokacja! Odnależć Tolę i przyprowadzić przed moje oblicze! Ale to już! – głos zajączka nie pozostawiał cienia wątpliwości, że rozkaz ten musi zostać wykonany w trybie natychmiastowym; mimo tego strażnik nie odchodził, tylko dalej przestępował z nogi na nogę, usiłująć coś jeszcze powiedzieć.
– Ale… ale… – bąkał, nie mogąc sklecić poprawnie zdania.
– Powiedziałem: wykonać!! – zajączek zdenerował się i widząc tak wyraźną niesubordynację swojego podwładnego, kopnął go z całej siły w dupę. – NATYCHMIAST! Nie słyszysz, co do ciebie mówię, MATOLE?