Od czasów Piotra I kiedy na zdobytej fińskiej ziemi i kościach poddanych rabów zbudował swoją nadbałtycką stolicę – Petersburg, rozdętą karykaturę europejskiego miasta, Rosja stała się zagrożeniem dla całej Europy. Nie długo trzeba było czekać, bo już w 1814 roku po wyrabowanym i zaśmieconym Paryżu hulały watahy kozaków obwieszonych zagrabionymi zegarkami, jak to opisał w swoich memuarach jakiś Anglik. Niewiele brakowało żeby powtórzyło się to w 1945 roku /włącznie z zegarkami/ czego niezmiernie żałował Stalin, bo mu przeszkodziła amerykańska interwencja. Nie skorzystał jednak z okazji uderzenia na Niemcy w 1939 roku i wtedy mógłby zrehabilitować się za klęskę w 1920 roku i do Paryża ponownie dotrzeć. Musiał zadowolić się tylko tym na co pozwolili mu Roosevelt i Churchill w Jałcie, […]
Od czasów Piotra I kiedy na zdobytej fińskiej ziemi i kościach poddanych rabów zbudował swoją nadbałtycką stolicę – Petersburg, rozdętą karykaturę europejskiego miasta, Rosja stała się zagrożeniem dla całej Europy.
Nie długo trzeba było czekać, bo już w 1814 roku po wyrabowanym i zaśmieconym Paryżu hulały watahy kozaków obwieszonych zagrabionymi zegarkami, jak to opisał w swoich memuarach jakiś Anglik.
Niewiele brakowało żeby powtórzyło się to w 1945 roku /włącznie z zegarkami/ czego niezmiernie żałował Stalin, bo mu przeszkodziła amerykańska interwencja.
Nie skorzystał jednak z okazji uderzenia na Niemcy w 1939 roku i wtedy mógłby zrehabilitować się za klęskę w 1920 roku i do Paryża ponownie dotrzeć.
Musiał zadowolić się tylko tym na co pozwolili mu Roosevelt i Churchill w Jałcie, a co i tak jego następcy stracili z rozbiciem Sowietów włącznie.
Po tej klęsce Rosja ogołocona z trzywiekowej zdobyczy wydawało się że definitywnie zrezygnuje z jakiejkolwiek próby odbudowy imperium, tym bardziej że wewnętrzne kłopoty, a właściwie klęski zmuszały do zajęcia się nimi, a nie dokonywania ekspansji.
Wbrew temu uczepiono się starej carskiej recepty że na wewnętrzne kłopoty najlepszym sposobem jest poszukiwanie wrogów i podboje.
Trzeba zacząć od tego że organizatorzy rozpadu Sowietów zrobili to w ten sposób żeby zachować rosyjską hegemonię. Stąd powołanie SNG / sojuz niezawisimych gosudarstw/ czyli związku „niepodległych” państw co się miało tak do prawdy jak ZSSR / związek socjalistycznych sowieckich republik/ o którym były komunista Andre Gide napisał: „cztery litery, cztery słowa i cztery kłamstwa”.
A ponieważ ten akt został dokonany w porozumieniu, a raczej spisku z Niemcami, podział wpływów był określony na nieco innych warunkach niż zmowa Ribbentrop – Mołotow. Przewaga pozycji niemieckiej w 1990 roku znalazła wyraz w postaci włączenia do strefy ich wpływów krajów bałtyckich, Polski, Czechosłowacji, Węgier i Rumunii.
Większość z tych krajów nawet nie musiała być powiadomiona o tym podziale.
Rosja mogła kontynuować swoją politykę na nieco okrojonym obszarze Sowietów, ale zarówno kłopoty wewnętrzne, jak i nieudolne rządy będącego czasami w stanie trzeźwości Jelcyna, spowodowały możliwości rozluźnienia więzów szczególnie w tych krajach gdzie wielkorządcy z nadania KGB i GRU znaleźli mocniejsze oparcie poza Moskwą.
Próby odzyskania straconego pola przez Putina odnoszą nawet nie połowiczne sukcesy. Dla Rosji Krym może mieć strategiczne znaczenie, lecz Donieck to tylko kłopot chociaż osłabia wyraźnie Ukrainę. W sumie osiągnięcia rosyjskie na tym obszarze są minimalne w porównaniu z możliwością władania całą Ukrainą, nawet gdyby trzeba było podzielić się nią z Polską, Węgrami czy Rumunią.
Ukraina jest kluczem do panowania na całym obszarze dawnych zachodnich republik sowieckich z możliwością zyskania wpływów na Bałkany.
Białoruś jest zagadnieniem wtórnym, rozwiązanie problemu Ukrainy wpłynie decydująco na los Białorusi.
Wyniki tej rozgrywki mogą stworzyć nowy układ stosunków Europy do Rosji.
W tej chwili o tych stosunkach decydują Niemcy i jeżeli pozwolą one Putinowi na odzyskanie utraconych pozycji tak jak to ma miejsce do chwili obecnej, to wówczas może powstać zbyt silna opozycja w stosunku do niemieckiego przewodnictwa w Europie.
To zmusza Niemcy do prowadzenia gry ostrożnej, a przynajmniej podtrzymywania stanu częściowej zależności, a rolą Polski jest tworzenie zbiorowego nacisku na niemieckie rządy w celu kontynuowania takiej polityki.
Równocześnie Polska uzyskuje możliwości rozwoju współpracy z Ukrainą i Białorusią w zakresie poprawy położenia materialnego ludności tych krajów co jest najlepszą formą propagandy.
Poza oferowaniem miejsc pracy na terenie Polski można też wprowadzić na ich teren polską przedsiębiorczość. Można dla tego celu wykorzystać polskie skupiska szczególnie na Białorusi. Po ostatnim geście w postaci wyniku procesu grodzieńskiego zaistniały warunki dla stopniowej normalizacji stosunków z władzami białoruskimi. Podobnie zabrzmiała wypowiedź Zełeńskiego w sprawie wciągnięcia Polski w procedurę mińską niezależnie od naszej oceny wartości tego układu.
Jedno jest pewne: w polskim interesie leży podtrzymywanie stanu względnej równowagi wpływów i jest to osiągalne przy odpowiedniej dbałości ze strony polskich rządów.
Gra o panowanie w Europie ciągle się toczy, ale nie jest to nasza gra, każdy z jej uczestników czyli Niemcy, Rosja i Stany Zjednoczone przewiduje dla nas jakąś rolę, nie jest to jednak rola podmiotu, a raczej przedmiotu rozgrywki.
Niemcy już były w ogródku, już miały swój rząd w Warszawie, który spełniał każde ich żądanie, niestety z własnej winy stracili go i teraz walczą wszelkimi sposobami o odzyskanie.
W tej chwili taki rząd siłują mieć Amerykanie i pomijając wszystko inne jest to okazja do wykorzystania pod warunkiem że płaszczyznę negocjacyjną umieści się na odpowiedniej wysokości.
Polskim celem jest zyskanie takiej sytuacji jaka miała miejsce w odniesieni do Niemiec zachodnich przed rozpadem sowieckiego imperium, to znaczy obecności Amerykanów zniechęcającej do jakichkolwiek działań agresywnych ze strony Rosji.
Pójście o krok dalej pociąga za sobą zbyt wielkie ryzyko dla Polski, nawet jeżeli Amerykanom uda się wciągnąć Rosję w orbitę własnych interesów. Nie wiadomo bowiem czym zechcą im zapłacić.
Zaistniała sytuacja rywalizacji z wtrętem chińskim włącznie daje Polsce okazję do umocnienia swojej pozycji, trzeba to wykorzystać przede wszystkim na polu ekonomicznym tworząc własną, autonomiczną gospodarkę
Powstaje pytanie: – jak sobie z tym wszystkim poradzić unikając zagrożenia rosyjskiego?
Receptą jest trzymywanie Rosji na dystans białorusko ukraiński, co się nie zmieniło od czasów usiłowań, czasami dość naiwnych, Piłsudskiego, już dzisiaj jednak w zmienionej konfiguracji nadającej tej idei innego waloru.
Można zatem uznać że przy spełnieniu opisanych warunków zagrożenie rosyjskie może być oddalone, pozostaje jednak ciągle miecz Damoklesa nad Polską w postaci enklawy królewieckiej, która w różny sposób może być użyta przeciwko Polsce.
Ciężkim grzechem pierwszych rządów po 1989 roku było zaniechanie jakiejkolwiek inicjatywy w tej sprawie idąc w ślad za wzmianką Jelcyna na temat możliwości zmiany usytuowania. Obowiązkiem polskich rządów było znalezienie jakiejkolwiek alternatywy dla sowieckiego przeznaczenia tego regionu. Począwszy od przejęcia, wykupienia, umiędzynarodowienia, a przede wszystkim demilitaryzacji Królewca, trzeba było poświęcić tej sprawie poważny wysiłek.
Dzisiaj obowiązkiem zasadniczym jest takie zorganizowanie obrony na tym odcinku żeby zniechęcić Rosjan do lokowania tam jakiejkolwiek broni zaczepnej.
I to jest najważniejsze zadanie polskiej strategii obronnej o którą się tak dopomina Romuald Szeremietiew.
Oprócz zadań politycznych w stosunkach z innymi krajami istnieje zadanie militarne które musi być spełnione niezależnie od układów politycznych.
Wojsko musi mieć plan działań na każdej granicy i na każdą ewentualność, jest to zadanie szkolne do bezwzględnego wykonania.
Natomiast zupełnie inaczej wygląda to w zestawieniu z międzynarodowym układem militarnym.
W okresie przynależności PRL do paktu warszawskiego, który w istocie był moskiewskim planem podboju Europy, rola LWP była ściśle określona i kosztowało to nas niezmiernie wiele. Spełniono bowiem marzenia Żymierskiego o „froncie polskim” i taki front jego następcy otrzymali co wymagało wystawienia trzech armii i ponoszenia ogromnych kosztów ich przygotowania, a ponadto utrzymania zaplecza dla sowieckiej armii podążającej na zachód.
W relacji do dochodu narodowego ponosimy dziś znacznie mniejsze koszty utrzymania wojska, niewielka to jednak pociecha skoro nie możemy nawet odpowiedzieć jakie koszty powinniśmy ponosić.
Wg Szeremietiewa jest to wynik braku strategii obronnej.
Po pierwsze nie wiadomo czy obronnej, bo nie można zakwestionować naszego udziału w NATO, a to zmusza do przyjęcia wspólnej strategii.
Nie wiemy czy NATO ją ma i na czym ona ma polegać?
Dla przykładu można rozróżnić dwie metody obrony przed ewentualną agresją rosyjską:
– obrona na liniach granicznych NATO
– obrona na przyczółkach wyprzedzających /Ukraina, Białoruś/
To drugie rozwiązanie jest dla Polski optymalne pod warunkiem neutralizacji bazy królewieckiej. W tym przypadku koncepcja „kłów” jest uzasadniona, gdyż wymagana byłaby wyprzedzająca akcja zaczepna. Coś w rodzaju kijowskiej wyprawy Piłsudskiego.
Jest tylko drobne „ale” w tym przypadku: -NATO musiałoby mieć w pogotowiu odpowiednie siły, na co zresztą ten układ stać mając na względzie wysokość budżetu wojskowego połączonych sił przewyższającego dziesięciokrotnie budżet rosyjski.
Oddalenie frontu walki od krajów Europy zachodniej leży w ich żywotnym interesie, a ponadto świadomość przygotowań do takiej koncepcji zbrojnego konfliktu z Rosją wpłynęłaby w znacznie wyższym stopniu na jej powściągliwość niż przygotowania obronne na obszarze krajów NATO.
W konsekwencji nie potrzebne byłyby bazy obronne, a jedynie odpowiednia ilość gotowej do uderzenia broni ofensywnej.
Wszystko to jest możliwe pod warunkiem że NATO jest prawdziwym paktem wojskowym a nie tylko kamuflażem. Nieszczęściem tego paktu jest fakt że rządzą nim cywile obawiający się nawet cienia podejrzenia o jakiekolwiek zamiary ofensywne. Jeżeli Polska ma mieć jakiś wpływ na strategię NATO, co zresztą z racji frontowego położenia jej się należy, to powinna wykorzystać bezpośrednie kontakty z Trumpem i jego uznanie dla naszych wysiłków w tej mierze, do wypracowania najlepszej koncepcji nie tylko przeciwdziałania ewentualnej rosyjskiej agresji, ale czynnego wyperswadowania Rosji nawet marzeń o czymś takim.
Rosja współczesna to nie Sowiety i jej możliwości napastnicze są bardzo ograniczone, jeżeli jej się cokolwiek w tej mierze udaje to zawdzięcza swoje sukcesy zezwoleniu niemieckiemu i parszywemu tchórzostwu Europy.
Apel o strategię jest zatem aktualny, odnosi się on jednak nie tylko do Polski lecz do całego układu natowskiego ze Stanami Zjednoczonymi na czele.
Dla nich pomyślne rozwiązanie tego problemu otwiera możliwości na wykorzystanie współpracy z Rosją na dalekim wschodzie bo bliski wschód mogą już sobie Amerykanie spisać na straty zawdzięczając wyłącznie swojej własnej głupocie.
Dla nas to nie jest powód do zmartwienia, natomiast uregulowanie stosunków z Rosją na zasadzie łagodnej, ale stanowczej perswazji jest podstawowym warunkiem naszego bytu.
Jest jeszcze jeden aspekt ewentualnej rosyjskiej agresji w stosunku do Polski, jest nim stosunek Niemiec.
Nie ulega wątpliwości wpływ niemiecki na postawę Rosji, Niemcy są regulatorem rosyjskich dostaw ropy i gazu do Europy, w związku z tym decydują o dochodach Rosji, a w tym zapewne też o dochodach osobistych najwyższych władz z Putinem na czele.
Ta wyraźna zależność powoduje że atak na Polskę musi zyskać aprobatę niemiecką, mając na względzie dalsze konsekwencje mogłoby to nastąpić jedynie w przypadku osiągnięcia przez niemieckie rządy stanu desperacji, podobnie jak Hitler w 1939 roku.
Zrujnowany byłby w tym przypadku największy sukces niemieckiej polityki polegający na przyzwoitym oddaleniu Rosji od niemieckich granic z równoczesnym stworzeniem strefy buforowej podlegającej wspólnemu nadzorowi.
Przypomina mi to moje własne wrażenia z okresu w przededniu stanu wojennego kiedy to grono biznesmenów w Polsce zaproponowało mi opracowanie projektu polsko niemieckiej inwestycji. Kiedy zwróciłem im uwagę że jestem pozbawiony paszportu i do Niemiec pojechać nie mogę wówczas wyrobili mi na ich osobistą odpowiedzialność jednorazowy paszport do Niemiec. W trakcie rozmów z niemieckimi biznesmenami w Hamburgu ich główne zainteresowanie nie dotyczyło projektu, ale pytania czy Sowiety do Polski wkroczą?
Wyjaśnili mi że w przypadku wejścia do Polski 50 sowieckich dywizji zostanie naruszona istniejąca równowaga sił w Europie środkowej, gdyż na 25 sowieckich dywizji znajdujących się w NRD istnieje odpowiednia siła obronna po zachodniej stronie. Pojawienie się dalszych 50 dywizji przekracza ich możliwości obronne.
Stąd co bardziej nerwowi Niemcy już przenoszą swoje interesy do USA lub Kanady, a na lotniskach czekają zaczarterowane samoloty do wywiezienia możnych rodzin.
Współczesne Niemcy całkowicie rozbrojone i pozbawione na własne życzenie amerykańskiej ochrony z pewnością w znacznie wyższym stopniu nie życzą sobie bezpośredniego sąsiedztwa z rosyjskimi przyjaciółmi.
Są to jednak rozumowania na zasadzie logiki, podobnie było w 1939 roku kiedy zdawało się że tylko szaleniec może wywołać wojnę i okazało się że taki się znalazł.
W historii zdarzają się powtórki i dlatego lepiej być na taką ewentualność przygotowanym.
Wszystkie rozważania na temat zagrożenia rosyjskiego bledną jednak w zestawieniu z rzeczywistym stanem stałej agresji z obszaru afrykańsko bliskowschodniego.
W konsekwencji niszczycielskiego działania tej agresji możemy spodziewać się jako następnej inwazji chińskiej która spowoduje całkowitą likwidację naszej kultury w Europie.
Nie można zatem działań obronnych ograniczać do kwestii rosyjskiej, ale również przygotować się na obronę ataku z innej strony co wymaga większych i bardziej zróżnicowanych wysiłków.