Amatorstwo było kiedyś stawiane zdecydowanie wyżej niż profesjonalizm.Zawodowcy nie mieli na przykład prawa brać udziału w wielu konkurencjach sportowych. Sądy łagodniej oceniały przypadkowego mordercę od zawodowego kilera.
Przed mikołajkami każda z dziesięciu osób losuje kartkę z nazwiskiem kolegi dla którego kupi prezent. Jakie jest prawdopodobieństwo, że przynajmniej jeden uczeń wylosuje kartkę z własnym nazwiskiem?
To i inne podobne zadania znajdą państwo ( rozwiązane) w książce, którą zawsze polecałam moim uczniom. Jest to „Rachunek prawdopodobieństwa i statystyka dla licealistów” . Autor Marek Kałuszka. Wydawnictwa Naukowo Techniczne. Można podobno kupić na Allegro.
Jest w niej opisane również (przywołane na NE) zadanie z trzema skrzynkami. W jednej z nich znajduje się nagroda. Grający wybiera skrzynkę, po czym prezenter otwiera jedną z pozostałych skrzynek. Oczywiście otwiera pustą. Grający może pozostać przy swoim wyborze albo wybrać drugą z pozostałych skrzynek, zamkniętą. Nie będę powtarzać rozwiązania podanego przez autora artykułu, bo jest poprawne. Prawdopodobieństwo wygranej przy zmianie wybranej w pierwszym losowaniu skrzynki wynosi 2/3 natomiast gdy gracz upiera się przy pierwszym wyborze wynosi 1/3
.
Najwięcej nieporozumień wywołuje zawsze zadanie z rosyjską ruletką. W obrotowym bębnie pistoletu jest 6 miejsc. Umieszcza się w nim jeden nabój, kręci i strzela we własną skroń. Za każdym strzałem prawdopodobieństwo uniknięcia śmierci jest dokładnie takie samo i wynosi 5/6.. Natomiast prawdopodobieństwo sekwencji 10 kolejnych ustawień bez pocisku (zakładając, że są to zdarzenia niezależne) wynosi (5/6) do potęgi 10, czyli w przybliżeniu O,16. Nie zmienia to faktu, że każdy kolejny amator mocnych wrażeń ratuje skórę z takim samym prawdopodobieństwem jak każdy z jego poprzedników, czyli 5/6.
Potęgowanie grozy jest to efekt czysto psychologiczny.
To wszystko przy założeniu, że bębenek jest symetryczny i ustawia się losowo. To założenie może nie być słuszne gdyż komora z nabojem jest cięższa.
Wdałam się w te rozważania sprowokowana przez artykuł pana Pińskiego, a jeszcze bardziej przez dość nieporadną dyskusję pod tym artykułem. W sprawach zawodowych ( zawód belfer) wypowiadam się na ogół równie niechętnie, jak dentysta nakłaniany przez panią domu do wypowiedzenia się w przerwie między pieczystym i deserem, na temat dziury w zębie jej latorośli.
Zdecydowanie wolę wypowiadać się w sprawach, w których jestem dyletantem. Nie czuję się winna – tylu dyletantów wypowiada się na tym forum na temat edukacji, że jak sądzę – przez symetrię- mam prawo pisać nawet o prawie.
Ciekawe jest natomiast, jak ze zmianą stosunków społecznych zmieniła się ocena amatorstwa. Amatorstwo było kiedyś stawiane zdecydowanie wyżej niż profesjonalizm. Zawodowcy nie mieli na przykład prawa brać udziału w wielu konkurencjach sportowych. Sądy łagodniej oceniały przypadkowego mordercę od zawodowego kilera.
Lista wynalazców i naukowców amatorów byłaby bardzo długa. Formalnego wykształcenia nie mieli Pascal, Edison, Ampere, Faraday, Witkiewicz i wielu, wielu innych.
Obecnie we wszystkich dziedzinach zdecydowanie wyżej ceni się zawodowców.
Skrzywiłam się kiedyś( nieznacznie) na widok bardzo młodego żigolaka w jednym z klubów przy Monte Cassino w Sopocie.
„ Co ci się znowu nie podoba, przecież on to robi tylko dla pieniędzy”- powiedział mój towarzysz.
„Zawsze wolę mieć do czynienia z amatorem niż zawodowcem”- odparłam, a on na to: ”Przestań się pogrążać”.
Zrozumiałam wtedy, że moje, odrobinę staroświeckie podejście do rzeczywistości jest- jak to mówią nad Wisłą – passe.