Zacznijmy od diagnozy.
22/05/2011
478 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
To jeden z fundamentalnych problemów III RP. Nie zniknie po wyborach, niezależnie od ich wyniku. Brakuje jego poważnej analizy. Może i są gdzieś, jakieś opracowania, w annałach psychologii społecznej. Nie są jednak dostępne dla zwykłego obywatela.
Nie jestem humanistą a raczej tak zwanym „ścisłowcem”, zatem postaram się ograniczyć się do opisu zjawisk. Interpretację pozostawię osobom znającym bliżej zagadnienia psychologii, socjologii, bądź pokrewnych dziedzin wiedzy. Pośród blogerów chyba Was nie brak.
Vars, ze zdumieniem, przytoczył wymianę zdań związanych z katastrofą smoleńską: 123abc.nowyekran.pl/post/12088,dlaczego-niby-normalni-polacy-nie-widza-otaczajacych-ich-faktow
No cóż – uczestniczę w różnych forach i podobna postawa nie jest dla mnie niczym nowym. Na ogół zamykamy to dźwięcznym słowem „lemingi”.
Jest ich wielu pośród moich znajomych (również z Internetu). Osoby kulturalne, częstokroć o poważnym statusie wykształcenia oraz pozycji zawodowej, ze znajomością języków obcych i obyciu w Świecie. Na ogół też sympatyczne, z poczuciem humoru… Fraza „młodzi wykształceni z dużego miasta” też nie jest tu do końca adekwatna jako że mówię (a właściwie piszę) o ludziach w różnym wieku z przedziału 25-60.
Swoista metamorfoza zachodzi gdy padnie słowo o Smoleńsku, PiS, Kaczyńskich, Radiu Maryja …
Rozmowa z lemingami kończy się przy tematach, które ogólnie możemy nazwać politycznymi. Równie owocna będzie dyskusja o religii ze Świadkami Jehowy lub o marketingu środków czystości z dystrybutorem Amway. Trafimy na ścianę uporu w racjonalizacji przyswojonych poglądów. Czasem nawet przypomina się anegdota o gościu, który na widok żyrafy krzyknął: „nie ma takiego zwierzęcia !”. Najsmutniejsze w tym, że częstokroć są to ludzie na poziomie.
Słowo „lemingi” pojawiło się dość niedawno, ale zjawisko, które nazywa istnieje nie od dziś. Powiedziałbym, że niemal od początku lat 90-tych, tyle że przybiera na sile.
Pamiętacie 2007 i słynną akcję „schowaj babci dowód na wybory” ?
Zdumiewająca była jej popularność. Młodzi gazetowyborcy nie widzieli nic zdrożnego w naruszeniu jednej z fundamentalnych zasad demokracji. Co więcej, gość na oko trzydziestoletni, nawet przyjął moje argumenty kwitując jednak: „z drugiej strony wiadomo na kogo taka babcia zagłosuje …”. Starsi sprawę bagatelizowali. Niepokoi brak reakcji. Wyobraźmy sobie coś podobnego w którymś krajów zachodu, USA czy Szwajcarii … Oto ktoś próbuje uniemożliwić, określonej grupie obywateli, udział w wyborach. Była by głośna, sprawa sądowa zakończona wyrokami.
Niestety budzą mi się mało przyjemne skojarzenia z latami 30-tymi XX wieku. Ówcześni Niemcy chętnie patrzyli by na pozbawienie praw wyborczych ze względów, powiedzmy, etnicznych. Działacze komsomołu też uważali za oczywiste pozbawienie praw obywatelskich ze względu na pochodzenie klasowe. Wydaje mi się, iż obecnie mamy do czynienia z podobnym rodzajem społecznego amoku. Na razie jeszcze dość łagodnego w formie …
Wspomnę teraz o dysonansie poznawczym w kontekście serwowanej nam „nadrzeczywistości medialnej”.
Otóż ze cztery lata temu uczestniczyłem w doszkalającym kursie angielskiego. Był to bardzo ładny gest pracodawcy.
Dostaliśmy polecenie przygotowanie dowolnie wybranego artykułu, oczywiście w języku angielskim, do przerobienia na kolejnej lekcji. Wybrałem komunikat prasowy o inwestycjach zagranicznych (FDI) w Polsce. Z danych wynikał skokowy wzrost w 2006. Również pozytywny był profil, jako że zaczęto sporo inwestować w technologię i nowe obszary gospodarki. Czyli coś pozostającego w zasadniczej sprzeczności z głoszonym przez media "upadkiem Polski pod jarzmem PiS". W pracy raczej tematów politycznych unikaliśmy ale bezcenna była obserwacja uśmiechów i grymasów zaskoczenia, podczas czytania tekstu.
Artykuł ten cytowałem później wielokrotnie w różnych dyskusjach. Jest w języku angielskim, więc Polacy (pomimo zdziwienia) są ostrożni w jego podważaniu, co najwyżej reagują jak na wyżej wspomnianą żyrafę.
Najciekawsze, że danych tych próżno by szukać w źródłach polskojęzycznych. Kłania się „wujek Google”. W końcu pokazano mi dostępne, w Internecie, dane w języku polskim. Były w wewnętrznym dokumencie PDF jakiegoś urzędu państwowego.
Skoro jesteśmy przy języku angielskim to wspomnę jeszcze o angielskojęzycznych forach. Czasem w nich uczestniczę aby podszkolić moją, niestety daleką do doskonałości, jego znajomość.
Bywa ciekawie, szczególnie gdy uczestniczą w nich Polacy.
Otóż pewien „młody wykształcony z dużego miasta” oświadczał, z uporem godnym lepszej sprawy, wszem wobec (Amerykanom, Niemcom, Pakistańczykowi …) iż w Polsce na PiS głosują „undereducated village dwellers”.
Na innym forum bohaterem dyskusji był Prezydent Lech Kaczyński, którym pomiatali młodzi Polacy, ku zaciekawieniu obcokrajowców. Jeden z uczestników użył wulgarnego i pogardliwego angielskiego słowa (na literę t). Zwróciłem mu uwagę na niestosowność obrażania głowy państwa (nie negując obywatelskiego prawa do krytyki). Zapanowała konsternacja … Najciekawsze iż po dyskusji otrzymałem wiadomości, na tak zwany priv – od Amerykanów (expats mieszkających w Polsce). Brzmiały mniej więcej: „nie mój kraj, nie mój prezydent, ale masz rację”.
Skąd ta gorliwość neofitów ?
Łatwo sprawdzić, że „wujek Google” szacuje ilość kopii, powyższego tekstu na co najmniej 55 tysięcy:
www.google.pl/search
Untermensch czy też „wróg klasowy” został zidentyfikowany i wskazany. Najpierw były to mohery, teraz doszli kibole. W obu przypadkach „młodzi, wykształceni z dużego miasta” mogą się dowartościowywać przez porównanie z tą tłuszczą.
Patrząc na rozwydrzonych hunwejbinów spod znaku GW lub Palikota z gwizdkami (lub bez) niełatwo uwierzyć, że żyjemy w społeczeństwie ludzi biernych i zatomizowanym.
A tak trudno jest zorganizować cokolwiek przeciwko bezkarności władz miejskich, choćby tej horrendalnej podwyżki opłat za grunt dla mieszkańców Warszawy. Lokatorzy ograniczali się, co najwyżej, do narzekania, ewentualnie soczystej wiązanki pod ICH adresem. Kolega ze szkolnej ławki, po wieloletnim pobycie w USA, nie mógł tego zrozumieć. Widząc samowolę budowlaną, władz lokalnych, na terenie osiedla mieszkaniowego, sugerował demonstrację z udziałem lokalnej TV.
Zgryźliwie dodam jeszcze: kto najbardziej stawia na młodzież ? A no, lewica, sekty, piramidki marketingowe … Przyczyna, moim zdaniem, jest trywialna – z wiekiem rośnie prawdopodobieństwo iż człowiek już został zrobiony w trąbę i będzie ostrożny.
Z etologii wiadomo, że barany potrzebują przewodnika stada, poza tym są bierne.
Pora na podsumowanie, jednak wniosków nie będzie.
Nazwijmy to roboczo: syndrom lemingów.
Zwracam się do P.T. blogerów i komentatorów, szczególnie tych, którym nieobce są meandry nauk społecznych: potrzebna jest jego diagnoza, choćby i cząstkowa.
Przystępny, lecz fachowy, opis może stać podstawą opracowania działań sanacyjnych. Zawsze jest nadzieja, że znajdzie się jakiś sposób, przynajmniej na posypanie piaskiem w tryby tegoż mechanizmu. A może są sposoby na otrzeźwienie, przynajmniej niektórych z nich. Pamiętajmy, że syndrom ten nie dotyka przybyszów z kosmosu lecz współobywateli, sąsiadów, znajomych, krewnych …
Podsuwam Wam temat, nie olejcie go …
( zdjęcie wprowadzające z oakhillfarmga.net )