Bajka o zaczarowanym flecie jest metaforą zakłóconego oglądu. Zaczarowany flet prowadzi do przepaści- tracimy instynkt samozachowawczy i odwagę, żeby widzieć rzeczy takimi jakie są.
Kilka lat temu w Paryżu znajomi zaprosili mnie na kolację. Urodziwy młody kelner przyniósł omszałą butelkę owiniętą serwetką, wyciągnął mocno skruszały korek i nalał mi do spróbowania, omawiając przy tym szeroko rocznik, rejon i pogodę w danym roku.
Powiedziałam: „Mój kochany (mignon), nic mi nie mówi nazwa ani rocznik i nie obchodzi mnie pogoda we Francji. Dla mnie smakuje to jak sikacz z kartonika. Mogę to pić za cenę sikacza, albo przynoś porządne wino".
Kelner roześmiał się i przyznał , że wytypował mnie do próbowania jako przyjezdną ( na podstawie znamion zewnętrznych i akcentu). „Żeby pani wiedziała jak zachowują się na ogół przyjezdni. Wąchają, mlaskają, robią mądre uwagi i płacą”- powiedział.
Nie interweniowaliśmy u patrona, potraktowaliśmy to jako żart. Znajomi przyznali, że nie odważyliby się tak postawić sprawy. „Ocena wina to prawdziwa sztuka, bardzo łatwo się pomylić i skompromitować”- twierdzili.
Uświadomiłam sobie, że współczesny człowiek jest tak niepewny swoich racji, że woli słuchać autorytetów niż zawierzyć temu co widzi i czuje.
Mam do tego nawet pewną teorię. Otóż po raz pierwszy w dziejach człowiek korzysta z cywilizacji, której zasad większość nie jest w stanie zrozumieć.
Kiedy odkryto koło, jego zasadę mógł zrozumieć nawet niepiśmienny niewolnik. I potrafił takie koło zbudować. To samo dotyczy maszyny parowej, tkackiej czy prasy hydraulicznej. Większość współczesnych, sprawnie posługujących się komputerem, nie rozumie jednak zasad informatyki i nie umiałoby komputera zbudować. A lekarz posługujący się urządzeniem zawierającym fotodiodę lawinową nie zna kwantowej teorii ciała stałego.
Nauczanie fizyki w szkole sprowadza się praktycznie do fizyki klasycznej. Nauczanie tak zwanej fizyki współczesnej ogranicza się do kilku odkryć z początków XX wieku (fotoefekt, model Bohra, rozpad promieniotwórczy), a i tak większość uczniów nie jest w stanie się z nimi zapoznać. Z przyczyn obiektywnych zatrzymali się w rozwoju w XVIII wieku.
Współczesna sztuka też wzięła całkowity rozbrat z publicznością. Może nie w Grocie Lasceaux, (jak twierdziłam w poprzedniej notce), może w czasach Renesansu. Współczesny odbiorca nie śmie stosować w odbiorze sztuki kategorii „podoba się” i łyka z udawanym zachwytem różne paskudztwa, jak przyjezdny z demoludów kwaśne wino w paryskiej knajpie.
Ta pokora wobec specjalistów tłumaczy (być może) zdumiewający dla mnie nieodmiennie efekt. W czasach realnego socjalizmu ludzie najbardziej ekscytowali się krytyką systemu i partii płynącą z tej partii szeregów. „Jeżeli Oni mówią, że jest źle- to jest naprawdę źle”- argumentowali. I chętnie widzieli w szeregach Solidarności „małowiernych” ( jak ich nazwał Putrament) z poprzedniego systemu.
„Kto zepsuł- niech naprawia”- mówili niektórzy argumentując, że ten który zepsuł najlepiej wie co zrobił. Moim zdaniem podobna zasada ma zastosowanie wyłącznie do osobnika, który zwymiotował na podłogę. W każdej innej sytuacji wolałabym, żeby ten który zepsuł był odsunięty jak najdalej od naprawiania swojego dzieła.
Otóż dowiedziałam się onegdaj, że na czele „oburzonych” na Wall Street stanął Jefrrey Saks, autor transformacji ustrojowej w Polsce i w Rosji. Saks zdążył już zmienić poglądy, występuje teraz przeciwko systemowi, który sam tworzył. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że ruch „oburzonych” ma za zadanie skanalizować niezadowolenie ofiar kryzysu.
Swego czasu potraktowano Geremka, Michnika i Kuronia jako najlepszych znawców systemu, z którego się wywodzili, czyli stalinowskiego establishmentu i pozwolono im skanalizować niepodległościowe dążenia Polaków.
Skanalizować- to znaczy wyprowadzić na manowce, jak szczurołap wyprowadza do przepaści oczarowane jego fletem szczury.
Geremek, Michnik, Kuroń i inni „eksperci” stworzyli na nasz użytek atrapę protestu. Wszędzie na świecie funkcjonują dzięki temu jako symbole polskich przemian.
Wałęsa został wykreowany na atrapę trybuna ludowego. I też jest w oczach świata człowiekiem symbolem.
Pewien bezimienny ( dla mnie) osobnik ze świńskim ryjem i gumowym penisem jest obecnie kreowany na atrapę Stańczyka. Mądrego błazna, który miał odwagę mówić prawdę królom. Osobnik bezimienny jest błaznem głupim i sprzedajnym, ale kanalizuje bunt przeciw establishmentowi z którego się przecież wywodzi. Jeżeli dobrze pójdzie będzie funkcjonował jako symbol walki o modernizację kraju.
Stanisław Jerzy Lec napisał: „Nie wołajcie, „król jest nagi” dopiero gdy pokaże wam tyłek.”
Zastanówmy się uczciwie ile razy tak było. Ile razy pozwoliliśmy budować komuś za życia pomnik, po to żeby go potem obalać.
Dlaczego zgodziliśmy się, żeby zdjęcie z Wałęsą było jedyną rekomendacją w pierwszych sfałszowanych wyborach? Dlaczego zgodziliśmy się na sfałszowanie tych wyborów?. To grzech pierworodny naszej demokracji, który symbolicznie zaważył na jej losach.
Na Michnika jego wielbiciele obrazili się dopiero wtedy, gdy pokazał im tyłek kolaborując z Kiszczakiem i Urbanem.
Nowe pokolenie oczarowanych przez szczurołapa z Lublina nie widzi już nic złego w tym, że ich guru jest jawnie popierany przez Urbana.
Czy mamy czekać, aż bezimienny pokaże im wszystkim tyłek?
Bajka o zaczarowanym flecie jest metaforą zakłóconego oglądu.
Słyszymy to, co chcielibyśmy słyszeć, smakuje nam kwaśne wino, bawi nas odrażający kretyn.
Zaczarowany flet prowadzi do przepaści- tracimy instynkt samozachowawczy i odwagę, żeby widzieć rzeczy takimi jakie są.