Zabijmy to dziecko
15/03/2011
461 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Pozwolę sobie dziś przytoczyć wstrząsający artykuł Tomasza Terlikowskiego „Zabijmy to dziecko” o tym jak lekarze w Kanadzie chcą zabić dziecko wbrew woli ich rodziców. Takich historii, będzie coraz więcej, będą coraz bardziej dramatyczne i zaczną się pojawiać też w Polsce , jeśli się nie dokona zwrotu ku wartościom. Ku przestrodze. „Zabijmy to dziecko” Lekarz i sąd uparli się, by zamordować roczne dziecko. A jego rodzice wciąż walczą o to, by mogło żyć. Historia Josepha Maraachli, nazwanego już przed media Baby Joseph, brzmi absolutnie niewiarygodnie i wydaje się niemożliwa w cywilizowanym kraju, a jednak wydarzyła się ona i dzieje się nadal naprawdę. W Kanadzie! Joseph ma trzynaście miesięcy. Od urodzenia cierpi na ciężkie neurologiczne schorzenie, które na […]
Pozwolę sobie dziś przytoczyć wstrząsający artykuł Tomasza Terlikowskiego „Zabijmy to dziecko” o tym jak lekarze w Kanadzie chcą zabić dziecko wbrew woli ich rodziców. Takich historii, będzie coraz więcej, będą coraz bardziej dramatyczne i zaczną się pojawiać też w Polsce , jeśli się nie dokona zwrotu ku wartościom. Ku przestrodze.
„Zabijmy to dziecko”
Lekarz i sąd uparli się, by zamordować roczne dziecko. A jego rodzice wciąż walczą o to, by mogło żyć.
Historia Josepha Maraachli, nazwanego już przed media Baby Joseph, brzmi absolutnie niewiarygodnie i wydaje się niemożliwa w cywilizowanym kraju, a jednak wydarzyła się ona i dzieje się nadal naprawdę.
W Kanadzie!
Joseph ma trzynaście miesięcy. Od urodzenia cierpi na ciężkie neurologiczne schorzenie, które na pewno zakończy się jego śmiercią. Jego rodzice wiedzą o tym doskonale, bowiem osiem lat temu zmarło inne ich dziecko na tę samą chorobę. Tylko że wtedy sytuacja była inna. Lekarze nie tylko nie proponowali przyspieszenia śmierci, ale przeprowadzili wszystkie niezbędne zabiegi czy operacje, by dziecko mogło zostać przeniesione do domu i tam, w otoczeniu najbliższych, odejść do Pana. Tym razem stało się inaczej. Lekarze uznali, że dziecko jest w stanie wegetatywnym i że w związku z tym nie ma powodów, by przeprowadzić dość prosty zabieg tracheotomii, który pozwoli dziecku żyć bez podłączenia do tuby umożliwiającej oddychanie. Ale to nie wszystko. Medycy postanowili także, że dość już utrzymywania chłopca przy życiu i że trzeba go od rury podającej tlen odłączyć.
Rodzice odwołali się do sądu, a ten… – i to jest już absolutnie kuriozalne – uznał, że lekarze mają rację, i wyznaczył nawet termin, w którym maluch miał być uśmiercony przez odłączenie od aparatu wspomagającego oddychanie i zastrzyk wstrzymujący akcję serca. Helen Rady, sędzia, która wydała wyrok śmierci, opowiadała coś o tym, że decyzja była „trudna i smutna”, a także nakazała szpitalowi umożliwić rodzinie pożegnanie się z chłopcem, ale uznała też, że można i trzeba go zabić. Tuż po decyzji sądu apelacyjnego (w pierwszej instancji wydano podobny wyrok) rodzice byli już niemal pewni, że stracą dziecko. – W poniedziałek o 10.00 rano oni zabiją moje dziecko. Nie ma w tym ani trochę człowieczeństwa. Nie ma już wyjścia. Próbowałem zrobić dla niego co tylko było w mojej mocy, ale nie można już się odwoływać. Nie można już nic zrobić – mówił zrozpaczony ojciec chorego chłopca, Moe Maraachli. I dodawał: – Mój syn nie jest przestępcą, pozwólcie mu po prostu umrzeć.
„Warzywo”, które reaguje na łaskotki
Przyczyną wydania wyroku śmierci na małego Josepha ma być fakt, że – zdaniem niektórych lekarzy – znajduje się on w stanie wegetatywnym, który czasem określany jest przez dziennikarzy mianem „stanu warzywa”. Kłopot z tym „orzeczeniem” jest tylko taki, że zwyczajnie nie trzyma się ono kupy i może to zobaczyć każdy, kto zajrzy do internetu. Dziecko, rzekomo całkowicie pozbawione świadomości czy kontaktu z rzeczywistością, jest wiązane przed zabiegami, by w nich nie przeszkadzało. A poza tym reaguje nie tylko na łaskotki, ale także na zimne dłonie, a nawet na głaskanie go po włosach.
To wszystko skłania do uznania, że nie da się powiedzieć o Josephie, iż znajduje się on w stanie wegetatywnym. – Posługiwanie się w odniesieniu do niego terminem „stan wegetatywny” to stosowanie sloganów, które mają znaczenie czysto utylitarne, mające umożliwić przerwanie leczenia – uważa dr Paul Byrne, neonatolog z wieloletnim doświadczeniem, były prezes Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy. Ale wszystkie te uwagi lekarze z London Health Sciences Centre odrzucają i zapewniają, że ich celem jest dobro pacjenta i że tracheotomia, choć niewątpliwie przedłuży Josephowi życie, to nie spowoduje polepszenia jego jakości. A zatem nie ma powodów, by ją przeprowadzać. Każdy zaś, kto sądzi inaczej lub kto oskarża ich o chęć zabicia dziecka czy eutanazję, może się spodziewać procesu, bo-wiem „specjaliści” ze szpitala uważają, że to ich obraża.
Chcecie, by żyło, to się z nim nie zobaczycie
Kilka dni później nastąpił nieoczekiwany przełom. Modlitwy tysięcy osób (tylko na Facebooku profil Save-baby Joseph liczy sobie ponad trzynaście tysięcy sympatyków), które spotykały się w sieci, ale również trwały na modlitwie przed szpitalem, a także działania prawników doprowadziły do tego, że wyrok nie został wykonany. I choć rodzicom dziecka, a także obrońcom życia mogło się wydawać, że najgorsze już za nimi, to wcale tak nie było. Władze szpitala uznały bowiem, że będą utrudniać rodzicom normalne kontakty z ich dzieckiem. – Oni mogą go zobaczyć tylko w towarzystwie strażnika – opowiadał mediom Alex Schadenberg z Euthanasia Prevention Coalition, która udzieliła wsparcia rodzicom chłopczyka. – Oni walczą z moją ro-dziną. Pozbawiono mnie prywatności spotkań z moim synem, nie mogę się z nim modlić – uzupełnił ojciec chłopca Moe Maraachli. – Strażnik wciąż mnie obserwuje, zawsze stoi obok. Kiedy idę do szpitala, czuję, że nie jestem w Kanadzie, ale w więzieniu albo jakby moje dziecko zostało porwane – dodaje.
To wszystko nie zmniejszyło jednak determinacji rodziców i ludzi, którzy ich wspierali. Prawnicy rozpoczęli negocjacje w sprawie przeniesienia chłopca do szpitala w Michigan, gdzie przeprowadzono by zabieg tracheotomii, po którym mógłby on wrócić do domu i żyć jeszcze przynajmniej pół roku. Sprawa stawała się coraz głośniejsza, a swoje poparcie dla walki o życie dziecka wyraziła rodzina zabitej przez lekarzy kilka lat temu Terri Schiavo, a także jeden z najbardziej znanych obrońców życia w Stanach Zjednoczonych ojciec Franc Pavone, który zadeklarował, że jego organizacja Priests for Life zagwarantuje środki finansowe konieczne na transport i operacje Josepha. – Rodzice tego wspaniałego chłopca proszą tylko o to, by pozwolono im zabrać Josepha do domu, gdzie będzie mógł on umrzeć otoczony tymi, którzy go kochają – podkreślał ojciec Pavone. – Nie potrafię sobie wyobrazić, że oni muszą o to prosić. To nie jest sprawa, która powinna być w rękach sądów czy lekarzy. To jest ich syn, on powinien być razem z rodziną – uzupełnił duchowny.
Cywilizacja, która zabija własne dzieci
Gdy kończyłem ten tekst, walka rodziców o dziecko wciąż trwała. Joseph nadal przebywał w London Health Sciences Centre, a konflikt między rodzicami chłopca a ich prawnikiem jeszcze mocniej komplikował całą sytuację. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co wydarzy się jeszcze w tej wstrząsającej sprawie. Ale jedno nie podlega najmniejszej wątpliwości: to, co działo się w Kanadzie, jest prostą – choć nie zawsze uświadamianą z góry – konsekwencją założeń postchrześcijańskiej cywilizacji zachodniej. Założeń, które są zresztą obecne także w naszej ustawie chroniącej życie. Lekarze z London Health Sciences Centre uznali bowiem, że dziecko, którego jakość życia jest za niska, nie powinno żyć, bowiem życie jest dla niego szkodą. Opierając się na takim myśleniu, sądy w Stanach Zjednoczonych orzekają odszkodowania za złe narodziny, które wypłacane są rodzicom za to, że lekarze nie przeprowadzili aborcji na ich upośledzonym dziecku. W Polsce zresztą – choć nieco zamaskowany różnymi kruczkami prawnymi – Sąd Najwyższy także wydał podobny wyrok, uznając, iż państwu Wojnarowskim należy się odszkodowanie za to, że lekarze nie umożliwili im badań, dzięki którym drugie chore dziecko mogłoby zostać abortowane. Ten wyrok wynika jednak z polskiego prawa, dopuszczającego zabicie nienarodzonego dziecka, jeśli jest ono chore. I to właśnie legło u podstaw myślenia, które doprowadziło (długą drogą, ale jednak) kanadyjskich lekarzy i sędziów do stwierdzenia, iż mają oni prawo wydać wyrok śmierci na dziecko. A wszystko zaczęło się od uznania, że prawo do życia zależeć ma od wieku, stanu zdrowia czy „jakości życia”, czyli od opinii, która znajduje się także w naszym kodeksie.
Za: