Wybory samorządowe mamy za sobą. Dla wielu Polaków mają one znacznie większe znaczenie niż wszystkie pozostałe wybory razem wzięte. Dlaczego? Decydują o ich być albo nie być. Dosłownie.
W wielu gminach wójt jest drugi po Bogu. Od niego zależy czy ktoś ma pracę, czy przedsiębiorca wygra przetarg itp. Niepokornym wobec władzy grozi zbyt wiele by śmieli podnieść głowę. Efekty tego stanu rzeczy?
„Z wyborów na wybory przybywa gmin, w których o urząd wójta ubiega się tylko jeden kandydat. Ze statystyk Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że o ile w 2002 r. takich gmin było 96, o tyle w 2010 już 302.” – pisze Rzeczpospolita
„Trudno budować opozycję wobec wójta rządzącego od ośmiu czy 12 lat, będącego największym lokalnym pracodawcą i sprawującego kontrolę nad najważniejszymi instytucjami w gminie” – mówi Joanna Załuska z Fundacji im. Stefana Batorego.
Mocno do sprawy odnosi się Jerzy Stępień.
„Dysponuję badaniem, z którego wynika, że w gminie liczącej do 6 tys. mieszkańców, około 300 stanowisk pracy jest objętych nomenklaturą wójta. Jeżeli doliczymy do tego rodzinę, okazuje się, że mamy w gminie około 1 tys. osób, które w różnym stopniu są od tego wójta uzależnione. W takim wypadku nie można już mówić o samorządności, a raczej o samodzierżawiu.”
Zbudowanie sieci popleczników nie jest trudne.
W najmniejszych gminach by zostać radnym wystarczą głosy rodziny i paru znajomych. W Polsce są gminy w których wystarczy 20-40 głosów by zostać radnym. W tych największych trzeba około 1000 głosów.
Liczne patologie w głosowaniu dodatkowe rzucają ponury cień na wybory samorządowe. Dziwnie duża liczba głosów nieważnych zastanawia. „Prawie 2 miliony nieważnych głosów muszą robić wrażenie. Dla demokracji to katastrofa.” – pisze Jarosław Flis
A przecież to nie wszystko. Na listach poparcia znajdowano sfałszowane podpisy osób zmarłych a także niefigurujących w spisie wyborców. Nie działo się to tylko w małych ośrodkach. Takie sytuacje miały miejsce w Warszawie, Olsztynie,Szczecinie, Zgierzu i Chojnicach. Część spraw już wyjaśniają prokuratorzy.
Kto ma władzę ten ma pracę. Wójt zarządzając ma wiele możliwości nagradzania zwolenników. Praca w samorządzie i podległych instytucjach to tylko początek. Zaufany przedsiębiorca może liczyć na wygrany przetarg, okazyjny zakup sprzedawanej przez gminę działki, szybką decyzję administracyjną i wiele innych „uprzejmości”.
Tak buduje się sieć klientów zależnych od woli władcy.
Rozmawiam z lekarką ze szpitala powiatowego. Od paru dni szpital żyje wyborami samorządowymi. Startował w nich zarówno dyrektor szpitala jak i ordynator. Niestety przepadli. Padł blady strach. Czy zwycięzca nie będzie się mścił na konkurentach? Jak to wpłynie na działanie szpitala?
W innym powiecie dyrektor szpitala systematycznie zostaje radnym. Kilkuset pracowników szpitala i ich rodziny to wierny elektorat. Dyrektor ma kilka etatów i tzw. funkcji społecznych. Doby nie starcza by je obskoczyć. Kasa płynie szerokim strumieniem. Posadami zajętymi przez zaradnego dyrektora można by obdzielić 6 osób.
Najbardziej patologiczne bywa jednak łączenie roli nauczyciela i lokalnego polityka.
Oto odbywa się spotkanie u lokalnego posła, szarej eminencji. Radni z namaszczeniem słuchają słów posła. Nagle radny i jednocześnie nauczyciel ofiaruje się zorganizować kilku uczniów by ci poroznosili ulotki przed wyborami. Uczniowie się zgodzą chętnie, dostaną dobre oceny i mogą liczyć na taryfę ulgową u nauczyciela.
Inna gmina. W urzędzie gminy pracuje cała rodzina wójta. Nikt nie jest z przypadku, tu nawet sprzątaczka wie że ma załatwioną pracę i musi być lojalna.
Miasto powiatowe. Burmistrz pozatrudniał w szkołach, przedszkolach, straży pożarnej całą swoją rodzinę.
Wszystkie powyższe historie są oczywiście autentyczne. Tak wygląda Polska powiatowa.
Dla wielu ludzi to przekleństwo, jednak trudno wyrwać się z okowów lokalnych układów.
Strach powoduje że coraz bardziej gnie się kark przed lokalną władzą. Mało kto zaryzykuje bunt przeciw władzy.
To też obraz Polski. Niestety nie przebija się do mediów.