Domaganie się dymisji Arłukowicza jest oczywiste. Ale byłoby dobrze, gdyby jednak w debacie publicznej na temat nieszczęsnej refundacji i równie nieszczęsnego, co ambitnego ministra zdrowia nie zginał też winowajca nr 1 tej sytuacji – premier Tusk.
Domaganie się dymisji Arłukowicza jest oczywiste. Ale byłoby dobrze, gdyby jednak w debacie publicznej na temat nieszczęsnej refundacji i równie nieszczęsnego, co ambitnego ministra zdrowia nie zginał też winowajca nr 1 tej sytuacji – premier Tusk. Karanie mniej lub bardziej ślepego miecza jest słuszne, ale ukarać też trzeba rękę co miecz trzyma. To lider PO powołał do rządu minister Kopacz – główną sprawczynię tego całego bałaganu i żywy przykład braku profesjonalizmu. To Tusk potem odsunął od niej widmo politycznej i personalnej katastrofy awansując ją na marszałka Sejmu. To Tusk wreszcie powołał na nowego szefa resortu zdrowia (a raczej: braku zdrowia) neofitę – platfusa Arłukowicza. Ten ekslewicowiec nie trafił do ministerstwa w wyniku losowania czy konkursu. Skoro za wszystkimi tymi decyzjami stoi premier – niech też za ten bajzel poniesie polityczną odpowiedzialność. Arłukowicz również, ale nie tylko on. I nie głównie on!!!