ONA I ON
Like

Z pamiętnika trzydziestoparolatki

28/09/2014
952 Wyświetlenia
11 Komentarze
6 minut czytania
Z pamiętnika trzydziestoparolatki

Wróciłam z pracy. Włączyłam radio, żeby towarzyszyło mi, ale niczego ode mnie nie oczekiwało i zrobiłam na szybko makaron z sosem włoskim. Dobrze, że miałam pełnoziarnisty, dzięki temu oszczędziłam sobie kilkudziesięciu kalorii. Owoce zamiast słodkiego deseru – dzięki temu mniejsza fałdka wystaje mi zza jeansów.Chyba trochę jestem do Was podobna, co?

0


 

Mimo zmęczonych oczu, włączyłam komputer, bo męża jeszcze nie było w domu. Czas na przegląd newsów wałkowanych w mediach i na ustach polskiego społeczeństwa od kilku dobrych godzin. Na dole strony zauważyłam zdjęcie kobiety nieco podobnej do mnie. Myślę, że była mniej więcej w moim wieku, a rysy jej twarzy byłyby w stanie przekonać przypadkowego człowieka, że jest moją siostrą. Miała duże, zielone oczy i średniej długości włosy. Bez problemu mieściła się w rozmiar 40 i z uśmiechem na twarzy reklamowała jesienną kolekcję. Była średnio wyretuszowana, jak na moje oko.

Jednoosobowa loża szyderców

Zgadliście. Mam bzika na punkcie oceniania innych i krytykowania nie tylko ich, ale również siebie. Mimo silnej woli nie jestem w stanie zatrzymać czasu, oszukując matkę naturę, która pomału rzeźbi zmarszczki na mojej twarzy. Pracowałabym nad sobą bardziej, jeśli miałabym więcej wolnego czasu: praca, córka, sprzątanie i stanie w korkach nie sprzyjają zdrowemu stylowi życia. Przyznaję, bijąc się w piersi, że robię przysiady tylko wtedy, kiedy klękam w kościele na niedzielnej mszy.

Rozpoczynamy weekend

Jest jeden dzień w tygodniu, w którym odżywam i czuję się jak dwudziestolatka. Ów dzień nosi chlubne miano piątku. Po odwiezieniu dziecka do moich rodziców dość nieoczekiwanie wybija godzina 20 i znikam z domu w krótszej niż w środę sukience i w nieco mniej wygodnych butach. Udaję się autobusem w kierunku mieszkania znajomych, gdzie na 80% odwiedzi nas dzielnicowy z prośbą o ściszenie muzyki. Wtedy właśnie staram się zapomnieć, że nie wypada mi przesadzać, przeginać, odwalać itp. Czuję, iż hamuje mnie brak pewności siebie i uszczypliwe komentarze ze strony nowo poznanych mężczyzn. Niestety, nie oceniają mnie tak pozytywnie jak przed laty, co świadczy o tym, że blask w moich oczach nieco przygasł, a nogi nie są już tak zgrabne. Nie szukam faceta, przecież mam swojego. Flirt? Nie, dziękuję, nie daję się wkręcić w tego typu gierki, no, chyba, że po kilku drinkach z whiskey… Czasami między wierszami rozmowy udaje mi się dowartościować, bo po całym tygodniu pracy bardzo mi na tym zależy.

Wejście smoka

Moje rozważania, które w międzyczasie przeniosły się na Facebooka i zostały przelane w treść wiadomości prywatnej do mojej przyjaciółki, rozwiał zgrzyt klucza w zamku. Mąż wrócił do domu. Machinalny buziak w policzek i chłodne: jak Ci minął dzień? – sprawiły, że zaczęłam myśleć o czymś innym. Olek, bo tak ma na imię mój mąż, rzucił na łóżko dwa opakowania tabletek. – Pamiętasz o czym ostatnio rozmawialiśmy? – zapytał z przedpokoju. – Kolega polecił mi ten preparat. – Co to, bo chyba nie viagra? – zapytałam ze zdziwieniem. – Przeczytaj.

Spotkanie z Morfeuszem

Wzięłam do ręki opakowania. Jedno było różowe, drugie niebieskie. Tabletki od razu skojarzyły mi się ze sceną z filmu „Matrix”: „Weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się we własnym łóżku i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz. Weź czerwoną pigułkę, a zostaniesz w krainie czarów i pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora”. Zaśmiałam się w myślach. Nie jestem przekonana co do działania tego typu suplementów diety, które według mnie spełniają rolę placebo. Obróciłam różowe opakowanie w palcach. – Buzdyganek, lubczyk, żeńszeń, ziele Damiana – przeczytałam. Nie wiedziałam, że istnieją kapsułki wzmacniające libido u kobiet, ale łyknę, a co mi tam, nie mogę być przesadnie rozważna.

Chwila szczerości

I okazało się, że jestem bardziej romantyczna niż kiedykolwiek. Po godzinie od zażycia suplementu stałam się ponadprzeciętnie, co tu dużo mówić, napalona. Aleksander również połknął swoją porcję tabletek (sztuk dwie), więc idealnie się zgraliśmy. Wirujący seks to chyba idealne określenie tego, co wydarzyło się w naszym domu. Kochaliśmy się na różne sposoby, w różnych miejscach i do tego tak długo, jak lubię. Zapomniałam o całym świecie i dostrzegłam prawdziwego, namiętnego mężczyznę w moim mężu. Widziałam to w jego oczach i czułam w każdym ruchu. Myślę, że to zbliżenie przejdzie do historii i będzie wywoływało gęsią skórkę na moim ciele, gdy tylko przypomnę sobie ten wieczór. Ach, jak cudownie być kobietą!

 

0

Wiadomosci 3obieg.pl

Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl

1314 publikacje
11 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758