Bez kategorii
Like

Z Krystyną Grzybowską o jej mężu, Macieju Rybińskim, rozmawia Błażej Torański

14/09/2012
491 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Kilka razy miał zakaz pisania, jego teksty zdejmowała cenzura. Podpisywał się więc pseudonimami: „Krystyn Grzybowski”, „Radwan” (od tytułu herbowego), „Radwanowa z dziećmi i psem” albo „Jan Maciej Karol Wścieklica”.

0


 

 

 

Maciej Rybiński (ur. 1945, zm. 2009) – znakomity polski dziennikarz i publicysta, błyskotliwy felietonista oraz komentator polityczny, ekonomiczny i społeczny, satyryk, scenarzysta i pisarz.

W 2002 został laureatem Nagrody Kisiela (nagrodę uzasadniano tym, że „pisze, bo myśli”).

29.10.2009 r., za wybitne zasługi dla rozwoju polskiej kultury, a w szczególności za osiągnięcia w twórczości publicystycznej i pracy dziennikarskiej będącej przykładem niezależności myślenia i odwagi głoszenia własnych poglądów, za zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce — został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski


 

Z Krystyną Grzybowską o jej mężu Macieju Rybińskim, rozmawia Błażej Torański.

 

Krystyna Grzybowska, ur. 1940 w Wilnie, dziennikarka, publicystka, była żoną Macieja Rybińskiego. Po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 negatywnie zweryfikowana przez władze komunistyczne. Wyemigrowała wraz z mężem do Niemiec. Była korespondentką „Rzeczpospolitej” w Bonn.

Od lat współpracuje z „Gazetą Polską”, „Nowym Państwem”, „Gazetą Polską Codziennie”, portalem „wPolityce.pl”, Radiem „Wnet”. Specjalizuje się w polityce zagranicznej Polski, szczególnie relacjach polsko-niemieckich i Unii Europejskiej.

Macieja Rybińskiego poznała pani na schodach „Expressu Wieczornego”. Zwrócił Pani uwagę jaskrawo pomarańczowymi skarpetkami. Czy skarpetki mogą na lata połączyć dwoje dziennikarzy?

Jak się okazuje mogę. Ale to jest wyjątek od reguły. Nie skarpetki  zadecydowały, że pobraliśmy się, ale to, że zaczepiony Maciej Rybiński nagle wykazał duże zainteresowanie moją osobą, choć – w sensie intelektualnym – nie bardzo był zachwycony kobietami. Wtedy był mocno zdezorganizowanym dziennikarzem działu sportowego „Expressu Wieczornego”, młodym, zagubionym człowiekiem. Przyznał, że nie wiedział jak zacząć ze mną rozmowę i bardzo z powodu tych skarpetek się cieszy. Umówiliśmy się na randkę i odkryłam w Maćku to, czego sam w sobie pewnie by nie odkrył.

Talent i erudycję?

Niezwykły talent, niebywałą erudycję i pamięć, której mógł mu pozazdrościć każdy. Ja mu zazdrościłam, bo moja pamięć jest dobra, ale krótka. Okazało się, że tkwią w nim pokłady wiedzy, inteligencji, poczucia humoru i ogromna potrzeba, aby się jakoś zrealizować. A nie sposób było się spełnić w warunkach działu sportowego „Expressu Wieczornego”.  Byłam zafascynowana jego osobowością do końca jego życia – zresztą nadal jestem zafascynowana – a także urokiem osobistym, który był znany w świecie dziennikarskim i nie tylko. W jakiś sposób wyłuskałam go ze środowiska dziennikarzy sportowych. Poznałam z ludźmi z innej sfery, a oni wykazali zachwyt nad jego inteligencją i potencjalnymi talentami, których trudno było się doszukać w pisaniu notatek sportowych. Powoli zaczął pisać to, o czym marzył. Wtedy szczęśliwie trafił do „itd”.

Pisma studenckiego, następcy „Odnowy”, którą tworzyli głównie dziennikarze słynnego „Po prostu”. Na początku lat 80. redaktorem naczelnym „itd” był Aleksander Kwaśniewski.

Maciek nie pracował za Kwaśniewskiego, a o wiele wcześniej, w latach 70. „Itd” było wtedy wentylem i jak na PRL Maciek miał dużą swobodę wyrażania poglądów. Swoimi felietonami natychmiast zrobił furorę. Kilka razy miał zakaz pisania, jego teksty zdejmowała cenzura. Podpisywał się więc pseudonimami: „Krystyn Grzybowski”, „Radwan” (od tytułu herbowego), „Radwanowa z dziećmi i psem” albo „Jan Maciej Karol Wścieklica”. Pomagałam mu w wynajdowaniu tych podpisów i zmienialiśmy je po kolejnych zakazach. A wierszówki pobierali na swoje nazwiska jego koledzy. Jakiś grosz dzięki temu był, ale też bez przesady, bo i mnie w stanie wojennym wyrzucono z pracy. W końcu wyemigrowaliśmy.

Czy była Pani muzą swego męża felietonisty?

Wie pan, mam trochę męską mentalność, więc nie czułam się muzą. Ale zawsze jako felietonistę go wspierałam. Byłam pomocna, ilekroć tego potrzebował. Czułam się jego cieniem, bo jako dziennikarka miałam świadomość, jak dalece mu nie dorównuję i nigdy nie dorównam. Jako osoba rzeczowa podrzucałam mu jednak tematy. Kobiety są bowiem bardziej spostrzegawcze. Mężczyznom pewne rzeczy – niby drobiazgi – umykają, ale potem okazuje się, jak one były istotne.

Wiele felietonów Macieja Rybińskiego wstrząsnęło opinią publiczną w Polsce, jak choćby „Koniec Polski Kiszczaka i Michnika”. Które z nich były przez Panią inspirowane?

Wymaga pan ode mnie zbyt wiele. Nie zastanawiałam się nad tym. Odgrywałam w twórczości Maćka trochę odmienną rolę. Pomysły miałam rozmaite, ale proszę pamiętać, że on pisał codziennie. Były tych tekstów tysiące, więc trudno mi powiedzieć, który z tematów  podrzuciłam. Razem obserwowaliśmy media, bywało, że wbiegałam do gabinetu i mówiłam: „Stary, to jest temat!”. W dziennikarstwie uważałam, że Maciek jest najważniejszy. Nigdy nie byłam zazdrosna ani o jego karierę, ani sukcesy. Mam zasadę: znam swoją wartość i swoje miejsce.

Na niwie zawodowej wiele korzystałam od Maćka, bo on wiedział prawie wszystko na każdy temat! Był klasyczną ilustracją teorii prof. Władysława Tatarkiewicza o dziennikarzach, jako genialnych dyletantach. Pisał o winach, psach czy ekonomii. Nie miał wąskiej specjalizacji. Zresztą uważam, że takiej nie ma. Jeśli ktoś się za takiego autora uważa, to niechaj pisuje do magazynów o ogrodach działkowych lub do przewodnika po Warszawie. Dziennikarstwo jest zawodem uniwersalnym, wymagającym pisania na każdy temat, ale jak się czegoś nie wie, to lepiej nie pisać.

Stosowaliśmy razem jeszcze jedną zasadę: grafoman pisze, co wie. Dziennikarz wie, co pisze. Od Maćka uczyłam się nawet poczucia humoru. Stale sypał anegdotami, żartował, był zajmujący nie tylko na łamach, ale w życiu codziennym. Dawał nam – i mnie, i córce – tak wiele, że życie było bogatsze.

Wiele bon motów Macieja Rybińskiego przeszło do historii, jak choćby stwierdzenie, że jak się nie ma poczucia humoru, to nie można pisać felietonów, najwyżej nekrologii.

Całkowicie się z tym zgadzam, dlatego – proszę wybaczyć – ale nie byłam Maćka muzą. Nie jestem ani erudytką, ani intelektualistką. Felieton jest sposobem wyrażenia swoich myśli, poglądów na świat, na rzeczywistość. Ten gatunek dziennikarski jest bardzo związany z osobowością autora. Felietoniści są z reguły egocentrykami. Nie przesadzajmy więc. Jako muzy Maciek mnie nie traktował, a ja tego nie oczekiwałam. Myślę, że byłam dla Maćka czymś więcej niż muzą. Byliśmy ze sobą 38 lat, bo się kochaliśmy. A o tym, czym byłam dla niego niech świadczy dedykacja na zbiorze felietonów wydanych w roku 2005 pt. „Jestem, więc piszę": „Krysi, bez której nie byłoby nie tylko tych felietonów, ale także mnie".

fot. z archiwum Radia Wnet

Za portalem SDP


 

Maciej Rybiński “Aspersja językiem
2 października 2009
 
Kto ma władzę nad słowami, ma władzę nad ludźmi. Bóg rzekł: “niech się stanie światło”, i stało się światło. Jest to biblijny opis władzy nad definicją. I faktu, że każdy, kto ma władzę nad słowem, nad definicją, ma również władzę nad rzeczami, nad ludźmi, ich sumieniami.
 
Ludzkość wiedziała o tym zawsze. Poczynając od szamanów w czasach przedbiblijnych, przez ateńskie zgromadzenie kupców i marynarzy, które skazało Sokratesa na wypicie trucizny za niepoprawne tłumaczenie młodzieży pojęć demokracji, przez inkwizycję aż po rewolucję francuską. Największym wynalazkiem tej rewolucji była zmiana znaczenia słów potocznych. Trybunał, wydając taśmowo wyroki śmierci, nazywał się Komisją Dobroczynności, ucięcie głowy na gilotynie określano jako “wyłączenie z publicznej dobroczynności”.
 
To wynalazek, który zrobił karierę. Dziś mało kto już pamięta, że ministerstwo Goebbelsa, w podręcznikach określane mianem ministerstwa propagandy i służące masowemu ogłupianiu, nazywało się oficjalnie Ministerstwem Oświecenia Narodowego.
 
Józef Stalin został Wielkim Językoznawcą, ponieważ odkrył, że język nie należy ani do (w marksistowskim sensie) bazy, ani do nadbudowy, natomiast może oba te byty dowolnie kształtować. Wystarczy zmienić słownik, usuwając niektóre słowa albo nadając im nowe znaczenie. Jest to najprostszy i także najtańszy ekonomicznie sposób zmieniania świata. Łatwiej jest zmienić opis świata niż świat realny. Kapłani dzisiejszej poprawności politycznej, kasta manipulatorów językiem, to dobrzy uczniowie i Stalina, i Goebbelsa.
 
Poprawność polityczna likwiduje logiczną podstawę myślenia, rozróżnienie między dobrem i złem, wprowadzając na jej miejsce dystynkcję między słusznością i brakiem słuszności. Obficie korzystają z tego wynalazku politycy, nawet niebędący zwolennikami takiego potocznego stosowania poprawności jak wypieranie gejem pedała.
 
Po prostu słuszność jako miara rzeczy jest sposobniejsza od prawdy. Proszę pomyśleć, jak wiele zależy od nazwy, jaka przyjmie się powszechnie dla najgłośniejszej obecnie afery. Jakie skutki polityczne będzie miało utrwalenie się któregoś z terminów: afera hazardowa, afera Chlebowskiego, afera PO, afera Kamińskiego czy afera CBA. Choć przy słowie afera też nie trzeba się upierać.
 
Język, od czasów wieży Babel, to skomplikowana materia. Pomieszana. Premier Tusk określił zachowanie posła Chlebowskiego jako nieudaną próbę asertywności. To twierdzenie jest asertoryczne, to znaczy przedstawione bez przytaczania dowodów. W tej sytuacji lepsza byłaby aspersja, czyli pokropienie wodą święconą.
_____________

Maciej Rybiński "Aspersja językiem", 2 października 2009 r. 


 

0

Andy-aandy http://blogmedia24.pl/blog/3727

Niezależny wędrownik po necie, czasem komentujący... -- Ekstraktem komunizmu i jego naturą, tak samo jak naturą kaądego komunisty i lewaka są: nienawiść, mord, rabunek, okrucieństwo i donos... Serendipity — the faculty or phenomenon of finding valuable or agreeable things not sought for...

823 publikacje
236 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758