Wywiad z ks. prof. W. Chrostowskim przeprowadził R. Pazio dla tygodnika Najwyższy Czas
Rafał Pazio (nczas.com): Chrześcijanie obchodzą kolejny raz pamiątkę śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Dlaczego po dziś dzień to wydarzenie budzi sprzeciw?
X. prof. Waldemar Chrostowski: Męka, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa stanowią najważniejsze wydarzenia w historii ludzkości. Dzielą one cała historię, która dzięki nim staje się historią zbawienia, na dwie części – przed i po Chrystusie oraz dokonanym przez Niego zbawieniu świata i człowieka. Jezus przeszedł przez cierpienie, mękę i śmierć, tak jak przechodzą przez tę dramatyczną rzeczywistość miliardy ludzi. Specyfika tego, co miało miejsce przed prawie dwoma tysiącami lat, polega na tym, że Jezus jest człowiekiem i Bogiem. W Jego męce i śmierci znalazł więc wyraz nie tylko najtrudniejszy los człowieka, lecz także tajemniczy los Boga, który dla nas i dla naszego zbawienia stał się człowiekiem i podjął śmierć krzyżową, pokonując śmierć przez swoje zmartwychwstanie. Są ludzie, którzy tę perspektywę wiary w Jezusa przyjęli i uznali związaną z nią rzeczywistość zbawczą. Ale są też ludzie, którzy tego nie uczynili. Najogólniej można powiedzieć, że od czasów Jezusa Chrystusa świat zamieszkują chrześcijanie i niechrześcijanie. W tej drugiej grupie, czyli wśród niechrześcijan, szczególne miejsce przypada Żydom. Jako lud Bożego wybrania, byli długo przygotowywani przez Boga na to, co wydarzyło się z Jezusem Chrystusem. Zatem o ile odmowa czy brak uznania Jezusa za Syna Bożego ze strony wszystkich innych ludzi mogą być traktowane jako rezultat ignorancji czy niewiedzy wynikającej z braku możliwości zetknięcia się z Chrystusem, to w odniesieniu do Żydów nie można tego powiedzieć, ponieważ Jezus wywodzi się z tego narodu oraz należy do jego tradycji religijnej i kulturowej. Pytanie, kim jest Jezus Chrystus, zadawane jest dzisiaj ze szczególną ostrością. Odpowiedź łączy się zatem także z możliwością odmowy uznania Jezusa za Mesjasza i Syna Bożego. Tak właśnie czynią wyznawcy religii żydowskiej, a ów sprzeciw trwa już prawie dwa tysiące lat. Chrześcijanin nie może nie zadawać sobie pytania o sens tego wielowiekowego, silnego sprzeciwu. Spotykamy się z ignorancją, która dotyczy Krzyża i jego znaczenia oraz Zmartwychwstania i jego znaczenia. W bardzo wielu przypadkach jest to ignorancja niezawiniona, gdyż dotyczy ludzi, którzy żyją w odległych od naszego kręgach kulturowych i nie mają pojęcia o Jezusie. O Żydach tego powiedzieć nie można. Należy więc zadać następne trudne pytanie: na ile ich odmowa nosi cechy zawinionej i co to oznacza z chrześcijańskiej perspektywy? Samo to pytanie wywołuje burzę, a cóż dopiero próby rzetelnego odpowiadania na ten problem. Ale właśnie takie jest jedno z najważniejszych, a także najpilniejszych zadań teologii.
Jak interpretować fragment Ewangelii według św. Mateusza, w którym czytamy, że po zmartwychwstaniu Jezusa arcykapłani ze starszymi „dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: »Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali«. (…) I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego”?
Mamy tutaj dwie perspektywy. Po pierwsze – perspektywę historyczną, czyli odzwierciedlenie pewnego stanu rzeczy z drugiej połowy I wieku ery chrześcijańskiej. Ewangelista skarży się na przyczyny plotki, która trwała wtedy wśród Żydów: znaleźli się wśród nich tacy, którzy zostali opłaceni i rozgłaszali co innego, niż wiedzieli i doświadczyli. Za pieniądze, które otrzymali, świadczyli fałszywie, to znaczy kłamali o Chrystusie. Rzeczywistość Jego zmartwychwstania obrócili w zwyczajną plotkę. Perspektywa historyczna jest o tyle istotna, że pierwsza Ewangelia kanoniczna, autorstwa św. Mateusza, była adresowana przede wszystkim do Żydów – zarówno tych, którzy uwierzyli w Jezusa, jak i tych, którzy w Niego nie uwierzyli. Przedstawia ona specyficznie żydowski punkt widzenia i wiernie oddaje nastroje, jakie wówczas wśród Żydów panowały. Druga perspektywa ma charakter teologiczny. Każde pokolenie chrześcijan musi być czujne i wrażliwe na to, że obok ewangelizacji istnieje w świecie antyewangelizacja, która też ma swoje sposoby i swoje środki. Obok niezłomnego głoszenia Do-brej Nowiny o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa nie mniej aktywnie działają ci, którzy tej Dobrej Nowinie zaprzeczają. Są wśród nich tacy, którzy czynią to z bardzo przyziemnych powodów i pobudek – po prostu sowicie się ich opłaca. Oznacza to, że w świecie – czy chcemy o tym mówić, czy nie – istnieją mroczne siły, które mają swoje wpływy i dążą do „rządu dusz”, którego charakter i cele sprzeciwiają się Ewangelii i ewangelizacji oraz im szkodzą. Właśnie dlatego chrześcijanin nie może być naiwny ani lekkomyślny. Nie może sądzić, że Kościół i Ewangelia mają w świecie jedynie samych przyjaciół. Potrzebna jest ustawiczna czujność, oparta na dobrym rozeznaniu na temat tego, co do nas dociera, a także świadomość, że w wielu sytuacjach trzeba się odważnie przeciwstawiać rozmaitym antychrześcijańskim fobiom, naciskom i tendencjom.
Czy są jakieś badania, które pokazują, jak św. Mateusz ustalił ten fakt, że opłacono ludzi, którzy mieli rozgłaszać fałszywą informację o Chrystusie?
Istnieje mnóstwo badań historyków na temat judaizmu z początku ery chrześcijańskiej, ale tego konkretnego szczegółu z historycznego punktu widzenia zweryfikować się nie da. Nie sposób bowiem udowodnić wręczenia łapówki po dwóch tysiącach lat. Doskonale wiemy, że nawet udowodnienie łapówki przekazanej wczoraj w celu składania fałszywych zeznań jest trudne albo niemożliwe do wykazania, a cóż dopiero wtedy, gdy dzieli nas tak olbrzymi dystans czasowy. Przecież dobrze przygotowane oszczerstwo było od początku do końca skrupulatnie kamuflowane. Ewangelista Mateusz, który doskonale znał świat żydowski swoich czasów, dobrze wiedział, co pisze. Nie był naiwny i nie posuwał się do czegoś, co nie miało oparcia w rzeczywistości. Wiedział, czym żyła część mieszkańców Jerozolimy. Od wydarzeń, które opisuje, upłynęło wtedy zaledwie kilka dziesięcioleci, istniała zatem żywa pamięć o tym, co dotyczyło życia i losu Jezusa.
Kilka lat temu powstał film „Pasja”, który w sposób wyjątkowy ukazał mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Ksiądz przypomina sobie, że z filmu usunięto jedną z sekwencji wypowiedzianą przez arcykapłanów: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze”. Jak to się stało i co to oznacza?
Opracowywałem polską wersję językową tego filmu, w którym bohaterowie posługiwali się starożytnymi językami, w tym językiem aramejskim. Na kilka tygodni przed premierą „Pasji” na ekranach polskich kin widziałem wersję, gdzie w jednym z epizodów występował arcykapłan, który wypowiadał słowa „Krew Jego na nas i na dzieci nasze”, a po nim ten okrzyk podejmował tłum. Wkrótce okazało się, że sekwencja z arcykapłanem została wycięta i pozostał tylko tłum, co czyni ów okrzyk prawie niezrozumiałym. Kiedy zapytaliśmy, co stało się z tym epizodem, dowiedzieliśmy się, że został wycięty ze względu na naciski, które wywierano na reżysera, grożąc, że film zostanie obwołany jako zdecydowanie antysemicki.
Jak dziś odczytywać tę pominiętą sekwencję znaną z Ewangelii?
Historycznie należy uznać, że konkretni ludzie zgromadzeni na dziedzińcu pałacu najwyższego kapłana w Jerozolimie żądali śmierci Jezusa i krzyczeli: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze”. W ten sposób dawali wyraz temu, że biorą odpowiedzialność za śmierć Jezusa, a jej skutki moralne biorą na siebie, a nawet na swoje dzieci. Zakładali więc swoistą odpowiedzialność zbiorową, czyli że wina moralna przechodzi z ojca na syna. Było to zapewne kilkaset osób, a więc jakiś niewielki odsetek ówczesnych mieszkańców Jerozolimy. Z drugiej strony istnieje perspektywa teologiczna, która rozstrzyga o trwałym znaczeniu tego epizodu. W tej perspektywie odpowiedzialność za śmierć Jezusa ponoszą wszyscy ludzie, bo to była śmierć za grzechy wszystkich i każdego z nas. Winni śmierci Jezusa Chrystusa jesteśmy my wszyscy! Tutaj przychodzi nam w sukurs Sobór Trydencki, który w XVI wieku przypomniał, że winnymi śmierci Chrystusa są wszyscy dopuszczający się grzechu, a zwłaszcza ci, którzy wiedzą, kim jest Jezus Chrystus, a mimo to posuwają się do grzechu i czynienia zła.
Skoro Ksiądz wspomniał o Soborze Trydenckim, nasunęło mi się pytanie o lefebrystów. Jak Ksiądz ocenia ostatnie wydarzenia z nimi związane?
Żadna sytuacja schizmy, czyli rozłamu, nie jest w Kościele normalna ani zdrowa. Jezus i Jego apostołowie stale wołali o jedność. Św. Augustyn mówił, że w rzeczach najważniejszych Kościół powinien zachować jedność, w rzeczach mniej ważnych wielość poglądów, a we wszystkim miłość. Po tej samej linii idzie papież Benedykt XVI. Sytuacja lefebrystów pozostawała czymś nienormalnym. Utrzymywanie podziałów było i jest gorszące. Ten podział wyłonił się na naszych oczach. W postawie lefebrystów nie było złej woli, ale chęć wierności Tradycji. Swoje pragnienie mogli pojmować niewłaściwie i dlatego trzeba było ukazywać im różne pułapki i niebezpieczeństwa z tym związane. Ich postawa wynikała z pragnienia, by zachować wierność wobec łacińskiej Tradycji Kościoła, trwającej kilkanaście stuleci. Zresztą szybkie wdrażanie niektórych reform Soboru Watykańskiego II mogło zostać odebrane w wielu rejonach jako narzucone siłą, zaś gwałtowne zmiany spowodowały niedomówienia, a nawet spustoszenia. Dalsze utrzymywanie statusu lefebrystów było ryzykowne. Papież wyszedł im naprzeciw, ale krytyka decyzji Benedykta XVI zawiera nie tyle powody, ile preteksty. Rzadko słyszeliśmy o prawdziwych powodach ataku, natomiast pretekstem mogło być wszystko. Takim szczególnym pretekstem stał się arcybiskup Williamson. Pod płaszczykiem potępiania jego opinii na temat zagłady Żydów wylano mnóstwo pomyj na Williamsona i na lefebrystów, a także na papieża i na cały Kościół. Pod płaszczykiem oczyszczania Kościoła i wiernych jeszcze raz zafundowano im przeczyszczanie. Szkoda, że te tendencje w samym Kościele nie są należycie napiętnowane i nie napotykają na należyty sprzeciw. W słowach Benedykta XVI, który mówił, że nie czuł się dostatecznie broniony wewnątrz Kościoła, odnajdujemy gorzką prawdę. Słowa te odkrywają samotność papieża wśród tych, których powinna cechować wierność wobec Namiestnika Chrystusowego i zdecydowanie większa odwaga.
„Jezus swoimi czynami nie zniósł Starego Prawa, tylko je dopełnił nową jakością, uniwersalizmem, który kończy z żydowskim ekskluzywizmem”. Jak Ksiądz skomentuje taką opinię?
Jeżeli chodzi o Stare Prawo, ma ono wyraźne ukierunkowanie uniwersalistyczne. W Starym Testamencie mocno podkreśla się, że Izraelici zostali wybrani przez Boga nie ze względu na nich samych, nie ze względu na ich pochodzenie, wielkość, zasługi czy przywileje, ale ze względu na innych ludzi. Izraelici mają więc świadczyć o Bogu jedynym. Mają stać się Jego światłem i znakiem w świecie. Religia biblijnego Izraela była coraz bardziej misyjna, nastawiona na pozyskiwanie ludzi, którzy nie znali jedynego Boga. To dlatego u progu Nowego Testamentu widzimy w ówczesnych synagogach „bojących się Boga” i prozelitów, czyli bardzo wielu pogan zainteresowanych wiarą żydowską. Podczas głoszenia Ewangelii przez św. Pawła właśnie oni stawali się zaczynem Kościoła. Czymś innym jest judaizm rabiniczny, który pojawił się i okrzepł na bazie judaizmu biblijnego – w opozycji do chrześcijaństwa i do Kościoła. W judaizmie rabinicznym uniwersalizm został usunięty i nastąpiło zawężenie perspektywy oraz jej ograniczenie do wymiaru bardziej partykularnego, skupionego na przywilejach Izraela i jego odrębności. W gruncie rzeczy oznacza to skoncentrowanie całej uwagi na żydowskości, a nie na judaizmie, czyli swoistą instrumentalizację religii.
Czy mógłbym Księdza Profesora prosić o kapłańskie słowo na najbliższe Święta Wielkanocne?
Moje życzenia zawierają się w pewności, że w ludzkiej historii, to jest w historii świata i każdego człowieka, ostatnie słowo zawsze należy do Boga. W czasach Jezusa i w opozycji do Niego sądzono, że ostatnie słowo będzie miał do powiedzenia człowiek, że będzie to słowo skazujące na śmierć i wykluczające Jezusa poza nawias społeczeństwa, zakończone egzekucją. Okazało się, że to nieprawda. Bóg jest Panem życia i życie jest silniejsze niż śmierć! Dziś prawdziwa religijność stoi na antypodach wszelkiej ideologii. Wbrew wszystkim politykierom oraz możnym tego świata, nadal ostatnie słowo należy do Boga. Być może nie zawsze możemy to stwierdzić, nie zawsze z indywidualnej perspektywy możemy się tego doczekać, ale zawsze sprawiedliwość jest po stronie Boga oraz tych, którzy są Mu wierni. U krańca doczesności znajduje się brama prowadząca nas do świata, który przez swoje zmartwychwstanie Jezus Chrystus nam szeroko otworzył.
ze strony:
http://nczas.com/publicystyka/x-chrostowski-zydzi-a-sprawa-wielkiej-nocy/
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.