Książka „Niepokorny”, na okładce której Wildstein wygląda jak przywódca gangu motocyklistów-pedałów to ploty przystrojone w filozofię.
Ponieważ w każdym właściwie medium natrafiamy na teksty plotkarskie za pomocą których autorzy i bohaterowie tych tekstów chcą zwrócić na siebie uwagę czytelnika postanowiłem jako czytelnik, przychylić się do tych sugestii. I nie chodzi mi tutaj o jakąś Marię Peszek, która ma depresję i musi o tym opowiadać, bo wcześniej nagrała dwie płyty no i sądzi, że w ten sposób uda się jej to badziewie sprzedać. Chodzi mi o książkę Zaremby i Karnowskiego o Wildsteinie, choć nie tylko o nią. Wysłuchałem bowiem wczoraj wywiadu, który redaktor Terlikowski przeprowadził z Wildsteinem i Zarembą w radio Wnet. Było to nudne jak flak, ale dałem radę. Przy okazji wyszło na jaw, że Zaremba, podobnie jak oni wszyscy także jest pisarzem. Czyli tak jak przypuszczałem – kompletny kotlet – jak mawiał kapitan Petersen w niezapomnianym serialu „Pan Samochodzik i Templariusze”. Kotlet jak nic, bo albo jest tak, jak mówią Lisy, czyli Hajdarowicz szykuje się do wyrzucenia całej ekipy, albo poobcinał gaże i wszyscy rzucili się pisać książki, żeby się trochę odkuć. Żeby to jeszcze było jakoś z pomysłem zrobione….
Książka „Niepokorny”, na okładce której Wildstein wygląda jak przywódca gangu motocyklistów-pedałów to ploty przystrojone w filozofię. W dodatku nędzne ploty. No bo cóż to za rewelacja, że ojciec Wildsteina był Żydem? Oczywiście, można się uśmiechnąć przy tej informacji o wyjeździe Wildsteina za granicę, można się zadumać nad bohaterstwem pana Bronisława w czasie jego utarczek z milicją. Ja się przynajmniej zadumałem, bo nie ma we mnie nawet jednego procenta tej siły, która była w nim i na pewno w obecności milicji nie stłukłbym żadnej szyby, nawet sobą samym, a co dopiero funkcjonariuszem. Siedziałbym grzecznie i słuchał co do mnie mówią, jak przysłowiowa świnia przysłowiowego grzmotu. Jedno mnie w tym wczorajszym wywiadzie zaciekawiło; ojciec Wildsteina był dyrektorem szpitala wojskowego w Przemyślu. Ponieważ ja dość długo mieszkałem w mieście garnizonowym, wielu moich kolegów pochodziło z rodzin oficerskich, a wśród ich ojców było wielu lekarzy, informacja ta wydaje mi się cenna. Wildstein nie miał w życiu tak dobrze jak niektórzy z moich kolegów, bo jego tata zmarł wcześnie i pozbawił go pleców, lub jak mówią Chińczycy w trochę innym kontekście „twarzy”. Ja w to wierzę, ponieważ mój tata, który nie był wojskowym, miał kolegę, ważnego w naszym mieście laryngologa, który był o ile dobrze pamiętam pułkownikiem. Pan ów miał syna, z którym wszyscy wiązali wielkie nadzieje. Niestety osierocił tego chłopca wcześnie i te nadzieje zwiędły. A były naprawdę duże. Jakoś ten chłopak sobie poradził, ożenił się nieźle i żyje mu się dużo lepiej niż mnie jak przypuszczam, ale nie ma to nic wspólnego ze znajomościami i kontaktami jego św. pamięci taty, który wycinał mi kiedyś trzeci migdał, przez co pamiętam go dobrze i myślę o nim zawsze ciepło. Podobnie pewnie było z Wildsteinem, choć mogło być trochę inaczej, bo jego ojciec był wyraźnie komunizującym Żydem, a znajomy mojego taty byłym ziemianinem, który całkowicie się pogubił w nowej rzeczywistości i przed kompletnym szaleństwem ratował go chyba tylko ten jego fach i wódka, którą pochłaniał w ilościach zadziwiających wszystkich wokoło, nawet mojego stryja. A powiem wam, że nie jest łatwo zdziwić tego faceta czymkolwiek.
Nic poza tym, co powyżej napisałem ciekawego w wywiadzie, który Terlikowski przeprowadził z Zarembą i Wildsteinem, nie było. Ciekawie mówił Wildstein, który w radio zawsze wypada bardzo dobrze i nie rozumiem doprawdy dlaczego upiera się by pokazywać się w telewizji, albo pisać. Wczoraj mówił naprawdę z sensem i nawet Zarembie, nie udało się zniszczyć tego dobrego wrażenia, choć starał się bardzo mocno. Dziwię się tylko, że Terlikowski, zresztą oni wszyscy tak mają, zamiast wypytać Wildsteina o te szczegóły dotyczące wojska i szpitala, zaczął ględzić o poglądach, wierności tymże poglądom i wyborach ideowych. No i dziwił się bardzo, że Wildstein dobrze się wyrażał o Kuroniu. Ja się zaś dziwię, że Terlikowski się dziwi. Nie ma chyba na tym świecie człowieka, który by się wyrażał o Kuroniu źle. Bo na tym właśnie polegał fenomen Jacka Kuronia. Wszyscy wrogowie komuny chcieliby, żeby jej sympatycy chodzili z okrwawionymi nożami w zębach i gwałcili trzy dziewice dziennie, we wrotach kościoła. Za każdym razem innego. Tak się jednak kochani nie da, bo czerwoni potrafią robić bardzo dobre wrażenie i do tego rodzaju istot należał właśnie Jacek Kuroń. Wildstein znał po prostu Kuronia i go lubił, jak sam przyznał nie myślał o jego destrukcyjnej roli w harcerstwie polskim. No, ale o tym myśleć mógłby w tamtych latach chyba tylko Terlikowski. Kuroń coś tam robił w harcerstwie, a prywatnie był to dusza człowiek, który wypił, pogadał, dziewczyny go lubiły i był towarzysko niesłychanie atrakcyjny. Każdy tak o nim opowiada. Wildstein nie jest tu żadnym wyjątkiem. Nie ma się więc czemu dziwić. Zostawmy jednak pana Bronisława w spokoju i życzmy mu szczęścia i prosperity na rynku książki, który jest ciężkim do obrobienia ugorem, nawet przy tak intensywnej promocji jaką załatwiają zaprzyjaźnione media.
Wczoraj dość niespodziewanie pojawiło się na naszym blogu nazwisko Cejrowski. Ja, do czego od razu się przyznaję, nie miałem nigdy ani odrobiny sympatii do Wojciecha Cejrowskiego. Irytował mnie ten facet i irytuje nadal, nie wypowiadałem się nigdy na jego temat ponieważ on był tak bezwzględnie „nasz”, nie miało to sensu. Postanowiłem dawno temu, że nie będę się po prostu Cejrowskim interesował. Trudno jednak przy tym wytrwać kiedy na Cejrowskiego trafia się właściwie wszędzie: w TVN, we Frondzie, w GP, w księgarni, w pismach kobiecych i w Internecie. I nawet to by mnie nie złamało, gdyby nie wczorajszy wpis jednego z komentatorów dotyczący jego ojca. Ja w swojej nieopisanej naiwności myślałem, że to co mówił Cejrowski Wojciech w telewizji jest prawdę. Myślałem, że to jest biedny chłopak z Kociewia, który kręcił się przy Kościele i przez te kościelne znajomości i jakieś swoje wybitne zalety dorobił się pozycji, sławy i pieniędzy. Dziwiłem się trochę, kiedy Cejrowski opowiadał o tym jak to przesłuchiwano go na milicji i połamano mu rękę czy palce, już nie pamiętam. Dziwiłem się, bo przez lata ostatnie było sporo okazji, żeby wystąpić do sądu w tej sprawie i nawet jeśli nie udałoby się niczego uzyskać od tego ubeka co się nad nim znęcał, to można było wokół tego iwentu zrobić niezłą promocję, bardzo wizerunkowo pasującą do emploi scenicznego Cejrowskiego. No, ale milicja nadal rządzi, prawda, nie można więc jej pozywać do sądu. Można czy nie można? Czy ktoś starszy może tu przyjść i mi to wyjaśnić? Milicja rządzi, a Cejrowski jest w TVN. A niech tam… chciałem się tu tylko z wami podzielić swoim wczorajszym zaskoczeniem. Tak jak bowiem już mówiłem wierzyłem w to co mówił Cejrowski i nie interesowałem się nim, bo mnie denerwował. Wczoraj jednak okazało się, że jego św. pamięci ojciec był szefem warszawskiej estrady, obojętnie co by to nie oznaczało, a od lat 60 XX wieku zajmował się zarządzaniem, bo tak to chyba trzeba nazwać, ruchem jazzowym w Polsce. I czynił to właściwie do śmierci. Kiedy przyszła – ach te eufemizmy – moda na zespoły młodzieżowe, wylansował grupę Lady Pank, potem zaś był w telewizji menedżerem swojego syna Wojciecha, stworzył jego telewizyjny wizerunek i wylansował jego program „WC kwadrans”. Ja rozumiem, ze ludzie mają dużą potrzebę posiadania tak zwanych idoli. OK, niech mają, ale niech mi nie wpisują na blogu takich komentarzy, to nie będę się interesował jakimiś Cejrowskimi i ich przygodami w telewizorze. Pod sam koniec dnia eska napisała, że Cejrowski Wojciech był kolegą Przemyka i ważnym świadkiem w jego sprawie. No i zrobiło się już zupełnie niesamowicie. Bo sprawa Przemyka to nie byle co. Na to nasz kolega Her Man odpisał jej, że nie, wcale nie. Cejrowski nie był kolegą Przemyka i nie był także świadkiem na procesie w sprawie jego śmierci. Eska ma różne kontakty i wie dużo, chciałbym więc, żeby pociągnęła ten temat i pewne rzeczy naświetliła, skoro już nawet wikipedia pisze o tym starym Cejrowskim i możemy sobie o nim poczytać na stronie grupy Lady Pank. Ciekawi mnie to z tego względu także, że przypomniał mi się wczoraj wywiad jakiego dawno temu udzielił Cejrowski jakiejś stacji telewizyjnej. Zapytano go skąd ma pieniądze i farmę w USA, on zaś odpowiedział: czary mary zmieniam sznurek na dolary. Było to bardzo dowcipne jak na młodego człowieka pochodzącego z kociewskiej wsi, który był jednocześnie kolegą Grzegorza Przemyka i świadkiem w sądzie w sprawie jego śmierci.
Ponieważ zaraz zlecą się tu ludzie opowiadający o tym, że ja po prostu zazdroszczę Cejrowskiemu sukcesu, uprzedzam, że będę za takie twierdzenia usuwał z blogu bez litości. Ach, jeszcze jedno; ktoś wczoraj napisał, że Cejrowski jest dyslektykiem o czym sam wielokrotnie opowiadał. Biorąc pod uwagę ilość książek, które napisał, musi być bardzo pracowitym dyslektykiem, albo – jak to zasugerowano wczoraj – musi wynajmować ghost writera. Jeśli to prawda, to już zupełnie słabo, bo mnie się zdawało, że takie numery przechodzą jedynie po tamtej stronie, że Żakowski nawet gdyby nie był dyslektykiem, ale wprost analfabetą, nadal pisałby książki i nadal byłby one na top listach w Empiku. Sądziłem, że po „naszej” stronie zachowuje się minimum przyzwoitości, którego gwarancją jest taki choćby Wildstein. Pisać ciekawie nie potrafi, ale robi to przynajmniej poprawnie i szybko. No i bezbłędnie. Okazuje się jednak, że w pisarstwie Cejrowskiego warsztat nie odgrywa żadnej roli, ważne są jedynie dobre chęci, właściwe pochodzenie – ze wsi, oraz odpowiedni profil ideologiczny plus religijna ostentacja. I kiedy sobie wczoraj to wszystko uświadomiłem pomyślałem o tym pułkowniku, znajomym mojego taty, synu ziemian z wileńszczyzny, który za komuny zdobył wykształcenie i został lekarzem. Żeby jednak wytrzymać cały ten obłęd „nowego lepszego życia”, które mu przypadło w udziale, pił przez cały czas wódkę tak strasznie, że dostał w końcu raka trzustki. Kiedy go położyli w wojskowym szpitalu i podłączyli do tej całej aparatury, poleżał sobie tak parę dni, a kiedy pokazali mu wyniki i wyszli, odłączył sobie od ciała wszystkie te przewody, rurki i kable i spokojnie umarł. A niedawno kiedy porządkowałem w domu po rodzicach różne papiery znalazłem w nich kartkę pocztową, którą czterdzieści lat temu wysłał do mojego ojca z Ciechocinka. – Lucjanie, jakie tu są wspaniałe dziewczyny – napisane było na tej kartce. Niestety gdzieś mi ona zginęła, bo nie wiązałem z nią żadnych planów i nie przywiązywałem do niej dużej wagi. Pewnie dlatego, że nie pamiętałem o bohaterstwie Cejrowskiego i jego przyjaźni z Przemykiem.
Trwa promocja książki „Atrapia” na stronie www.coryllus.pl. Można ją kupić w cenie 15 złotych plus koszta wysyłki. Sprzedajemy także ostatnie egzemplarze „Dzieci peerelu”. Wznowienia na razie nie będzie. 22 listopada, w czwartek, w bibliotece przy ul. Chłodnej w Warszawie odbędzie się spotkanie z autorem tego bloga i promowanych na nim książek – Gabrielem Maciejewskim. Zapraszam.
Książki nasze zaś można kupić w księgarniach:
Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook.pl i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy