Zejdź Mi z oczu, szatanie! (Mt 16,23)
Przysłowie powiada, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Piotr, kilka chwil temu ledwie wywyższony do godności opoki Chrystusowego Kościoła, Sternika Jego łodzi, teraz zostaje srogo przez Mistrza zbesztany.
Cóż takiego uczynił świeżo powołany lider wśród apostołów, czym sobie zasłużył na tak ostrą reprymendę? Czyż nie chciał dobrze, zapewniając Nauczyciela nie przyjdzie to nigdy na Ciebie(Mt 16,22), gdy On mówił proroczo o swej męce, martyrologii krzyża? Jak czulibyśmy się, gdyby złożony niemocą przyjaciel ofuknął nas za słowa pocieszenia?
Piotr niewątpliwie chciał dobrze. Lecz inne przysłowie mówi o piekle wybrukowanym dobrymi chęciami. Funkcjonuje też określenie „niedźwiedzia przysługa”. Dobre chęci, intencje nie wystarczają, gdy są ślepe. Choć cel niekoniecznie uświęca środki, to przecież jest od tych środków ważniejszy. Nie jest dobrym doradcą alpinisty ten, kto odwodzi go od zamiaru zdobycia szczytu. Nie jest dobrym rodzicem ktoś umacniający dziecko w nieuctwie „bo po co ma się przemęczać”. Dobrej chęci – przymiotowi serca – musi towarzyszyć przenikliwość – przymiot rozumu.
Piotr został słusznie zbesztany, bo myśląc „krótko” – tak normalnie, po ludzku, pragnął odwieść Chrystusa od tego, co przecież stanowiło istotę Jego posłannictwa: stawienia czoła złu tego świata. Więc Pan mówi do Piotra słowa straszne: Zejdź Mi z oczu, szatanie! A potem przekazuje uczniom słowa, które – uważaj teraz – stanowią sedno chrześcijańskiego fundamentalizmu: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? (Mt 16,24-27).
Być może słowa te serio wziąłeś sobie do serca i sfrustrowały cię na tyle, że jesteś gotów utyskiwać wzorem niektórych uczniów: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? (J6, 61). Może w ślad za nimi wycofasz się i już z Nim nie będziesz chodził więcej?
No dobrze, w takim razie z kim będziesz chodził? Może sam ze sobą, wszak najprzyjemniej bywać w dobrym towarzystwie.
Albo sądzisz, że Jezus powiedział te słowa „na wyrost” i nie ma powodu by się nimi zanadto przejmować? Bo odrobina ściemy nigdy nie zaszkodzi, żeby ludek boży zdyscyplinować?
No dobrze, a droga krzyżowa to też była ściema?
A może uważasz, że nie ma sensu przejmować się głosem jakiegoś „nawiedzonego”?. Nie truj nam tu pane tsole, nie zawracaj głowy bo my mamy teraz poważniejsze sprawy na głowie, nie widzisz pan – Tusk, Kaczyński, debaty, programy, polityczne rozgrywki a pan tu nas chcesz w jakieś fundamentalizmy wciągać!
No dobrze już, już się wyłączam, jeszcze tylko ten maleńki drobiazg: nie obawiasz się, że słowa wypowiedziane do Piotra Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie (Mt 16,23) są skierowane także do ciebie?
Nie kwestionuję, że każda z takich postaw może mieć swoje źródło w dobrej wierze. A morał z dzisiejszej Ewangelii jeden jest niewątpliwy dla każdego z nas, niezależnie z którym poglądem się identyfikujemy: nie zawsze w odpowiedzi na nasze „chciałem dobrze” Jezus nas pogłaska.
Niespelniony, choc wyksztalcony astronom. Zainteresowania: nauki scisle (fizyka, astronomia) filozofia, religia, muzyka, literatura, fotografia, grafika komputerowa, polityka i zycie spoleczne, sport.