Wyrwane z kontekstu: Bojaźń
04/03/2012
523 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. (Mk 9,6)
Mowa o Piotrze, Jakubie i Janie, których Jezus zaprosił do „przedsionka Nieba” na górze Tabor. Czytając te słowa ciśnie się nam na usta pytanie: skoro tak byli przestraszeni, to czemu nie uciekali? Przeciwnie, tak bardzo chcieli zostać, że Piotr zaproponował zbudowanie trzech namiotów, mówiąc. „Rabbi dobrze, że tu jesteśmy” (Mk 9,5). Czy to możliwe, że ze strachu mówili byle co, jak się to często zdarza?
To nie był „zwykły” strach, jaki usilnie starają się w nas wzbudzić twórcy kryminałów i horrorów.
To była bojaźń.
Ta sama, która towarzyszyła Abrahamowi, gdy zawierał przymierze z Bogiem.
Ta sama, którą odczuwał Mojżesz przed gorejącym krzakiem.
Ta sama, której smak znają mistycy stający wobec Sacrum – mali i bezbronni.
Nie ma w niej lęku, bo jej źródłem jest miłość. Tak o tym pisze Jan Apostoł:
W miłości nie ma lęku,
lecz doskonała miłość usuwa lęk,
ponieważ lęk kojarzy się z karą.
Ten zaś, kto się lęka,
nie wydoskonalił się w miłości (1 J 4,18)
Oglądać Boga twarzą w twarz – to straszna rzecz.
Straszna ale kojąca.
Nie może być inaczej, gdy skończoność marząca o Nieskończoności ujrzy Ją nagle w całym majestacie.