Bez kategorii
Like

Wykluczeni – politycy którzy do nich trafią zmienią scenę polityczną pozyskując liczący się elektorat…

05/07/2011
412 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

Wykluczeni – termin, który ostatnio stał się modny. Czy to za sprawą niby-Premiera Donalda Tuska, który chcąc zapewnić swojej partii kolejne czteroletnie nierządy sięgnął po…

0


 

 

  

Wykluczeni – termin, który ostatnio stał się modny. Czy to za sprawą niby-Premiera Donalda Tuska, który chcąc zapewnić swojej partii kolejne czteroletnie nierządy sięgnął po niezrzeszonego posła Bartosza Arłukowicza mianując go ministrem ds. wykluczonych i ustawiając na 1 miejscu kandydatów PO w Szczecinie? Czy może też z powodu sięgnięcia przez tegoż samego Donalda Tuska po Joanną Kluzik-Roztkowską, – wykluczoną z PiS i zdradzającą swe dzieło PJN – mianując ją 1 na liście wyborczej Platformy Obywatelskiej w Rybniku?

Nie, nie będziemy rozważać bezprogramowych i personalnych wygibasów Platformy Obywatelskiej.

Te manewry i ci „wykluczeni” nie są godni naszych rozważań – pomówmy o trzech grupach wykluczonych – ludziach żyjących wśród nas a jednak w pewnym sensie na marginesie. Przypatrzmy się i zastanówmy czy sami nie jesteśmy jednymi z tych wykluczonych:

 

1. „…Co łączy w jedną całość wiele grup naszych dłużników? Przede wszystkim są to ludzie, którzy choć przez chwilę, w sumie dość odległą, skorzystali z owoców swojego zadłużenia. Dzięki niemu stali się, przynajmniej przez jakiś czas, uczestnikami sukcesu ekonomicznego. Przynajmniej przez pewien czas poczuli, że "żyją w kapitalizmie". Są wciąż obecni i opiniotwórczy. Politycy nie potrafią do nich trafić, choć mogliby im coś poważnego zaproponować. Ten, kto będzie miał pomysł, jak pomóc dłużnikom, może zmienić naszą scenę polityczną, pozyskując liczący się elektorat…”,

 

2. „…Ludzie, którzy tworzą miejsca pracy dla innych i płacą podatki, są naszym największym potencjałem…”, „…treścią i istotą naszej gospodarki nie są korporacyjne molochy, lecz miliony znerwicowanych ludzi, którzy chcąc zarobić, tworzą nie tylko miejsca pracy dla innych, ale również płacą podatki. Ci dobrze wiedzą, że najlepiej być cichym i nierozpoznawalnym…”,

 

3. „…Zagadany świat utopił w jazgocie wszystko, co ma jakikolwiek sens. Magiel, czyli wrzask blogerów. Każdą myśl, nawet najmądrzejszą, można zawrzeszczeć, zohydzić lub wdeptać w piach banału. Życie intelektualne stało się globalnym blogiem, w którym każdy może anonimowo pleść dowolne androny, nie ma miejsca dla intelektualistów….”.

 

Dłużnik beznadziejny, czyli elita wykluczonych

 

„Politycy nie potrafią do nich trafić, choć ten, kto będzie miał pomysł, jak pomóc dłużnikom, może zmienić naszą scenę polityczną, pozyskując liczący się elektorat.

Nie trzeba szukać "wykluczonych" tylko wśród bezrobotnych mieszkańców wsi popegeerowskich, miasteczek upadłego przemysłu czy siedzących na walizkach młodych emigrantów. Mimo że są pokaźną (większościową?) grupą wyborców, tak naprawdę się nie liczą. Są pasywni, zamknięci w swojej biedzie i – co najważniejsze – politycznie nieobecni. Niektórzy z nich kiedyś uwierzyli Samoobronie. I co z tego wyszło? Politycy nie muszą o nich zabiegać ani martwić się ich problemami. Pozostaną oni sami w swojej beznadziei.

Opowiastka pierwsza: milczący przegrani

Jest jednak znacznie ważniejsza i przez cyniczną politykę zupełnie (to jej wstrętna cecha) "niezagospodarowana" grupa, których wykluczenie ma zupełnie inną treść. Są to dłużnicy.

 Jest ich dużo. Więcej, niż sądzimy. Tylko tych, którzy nie są w stanie nadążyć za rosnącymi w złotych długach "frankowych", jest ponad 600 tysięcy. A tych, którzy nie spłacają regularnie zwykłych kredytów złotówkowych, jest grubo ponad milion, choć dokładnej liczby jakoś nie można w sposób wiarygodny ustalić. Dodajmy do tego dłużników podatkowych, czyli tych, którzy zalegają z płaceniem podatków. Tu znowu niełatwo oszacować tę populację, choć kwota ciążących długów (wraz z odsetkami) gwałtownie rośnie i wynosi już ponad dwadzieścia pięć miliardów złotych, czyli więcej niż roczne wpływy z podatku dochodowego od osób prawnych.

Ostateczny szacunek ilościowy całej grupy dłużników zamyka się najmniej w trzech milionach osób. A gdy dodamy do nich dłużników ZUS, to może się okazać, że liczba ta jeszcze się zwiększy. Sądzę, że do tej grupy zaliczają się również osoby, które za błędnie złożone zeznania lub wadliwe, zdaniem organów podatkowych, wnioski, spotkały się z zarzutem… popełnienia przestępstwa karno-skarbowego. W zeszłym roku liczba osób skazanych wzrosła o sto procent. To też osoby w sensie dosłownym "wykluczone".

Co łączy w jedną całość wiele grup naszych dłużników? Przede wszystkim są to ludzie, którzy choć przez chwilę, w sumie dość odległą, skorzystali z owoców swojego zadłużenia. Dzięki niemu stali się, przynajmniej przez jakiś czas, uczestnikami sukcesu ekonomicznego. Przynajmniej przez pewien czas poczuli, że "żyją w kapitalizmie". Są wciąż obecni i opiniotwórczy. Politycy nie potrafią do nich trafić, choć mogliby im coś poważnego zaproponować. Ten, kto będzie miał pomysł, jak pomóc dłużnikom, może zmienić naszą scenę polityczną, pozyskując liczący się elektorat. A istota propozycji ma dość oczywistą treść: ciężar długów musi być złagodzony, a bezzasadne represje uchylone. Najłatwiej to zrobić z podatkowymi długami konsumentów. Wiadomo, że w większości nigdy ich nie spłacą, a umorzenie ciężarów nie jest zakazaną w tym regionie świata "pomocą publiczną".

Przedsiębiorcom można w większości przypadków rozłożyć na raty podatkowe ciężary, bo to z reguły jest możliwe i prawnie dopuszczalne. Dłużnikom kredytów frankowych trudniej pomóc. Przeciwnikiem jest tu wszechwładne lobby bankowe rządzące na salonach politycznych. Zresztą są to z reguły te same osoby, bo w "bankowości" kończy się u nas kariery polityczne i urzędnicze. Jedynym sensownym pomysłem jest ustawowe określenie górnej (i dolnej) granicy zmiany wielkości długu w złotych. Jeśli pożyczyłeś 100000 zł, to twój dług, w zależności od zmiany kursu złotego wobec franka, może wzrosnąć lub spaść, ale nie więcej niż np. 30 procent. To można i trzeba zapisać w ustawie i objąć tym ograniczeniem kredyty udzielone konsumentom. Ryzyko musi być rozłożone, bo to nie jest kasyno czy zakład bukmacherski.

Jeżeli idzie o rosnącą z każdym rokiem grupę "przestępców" podatkowych, którzy nie mieli szczęścia interpretacyjnego, to po prostu należy im odpuścić urojone winy, bo przecież za poglądy prawne, przynajmniej teoretycznie, nie można nikogo w świetle konwencji międzynarodowych karać, choć u nas w podatkach jakoś się ich nie stosuje.

To wszystko zależy dziś od władzy publicznej, która może elegancko zapomnieć o niektórych wierzytelnościach, których i tak nie ściągnie. Oczywiście, nie wszystkich, ale dla dłużników liczy się każdy darowany grosz. W kwestii kredytów frankowych problem polega na wiarygodności: po której stronie jest nasze prawo – banków czy wystrychniętych na dudka dłużników. To coś więcej niż pieniądze. Nie warto również zastępować rejestru przedsiębiorców Centralnym Rejestrem Karnym, gdzie wpisuje się wszystkich prawomocnie skazanych, w tym za przestępstwo, którego istotą była przegrana w loterii interpretacyjnej.

Opowiastka druga: schowani w tłumie

Niełatwo w naszym kraju udźwignąć sukces. Nawet ten najmniejszy. A cóż dopiero zarobić pieniądze. Mało kto wierzy, że można to zrobić "uczciwie". Nie wiemy, jak uczyć tych, którzy mają robić interesy, które wzbogacą również nas wszystkich. Lata ogłupiania, że podatki mają być proste i w dodatku niskie, zostawiły piętno w naszej zbiorowej świadomości. Mamy biedne i niesprawne państwo, które w dodatku ma samo znaleźć pieniądze na swoje utrzymanie. A przecież treścią i istotą naszej gospodarki nie są korporacyjne molochy, lecz miliony znerwicowanych ludzi, którzy chcąc zarobić, tworzą nie tylko miejsca pracy dla innych, ale również płacą podatki. Ci dobrze wiedzą, że najlepiej być cichym i nierozpoznawalnym. Nie trzeba budzić zawiści, a zwłaszcza złych instynktów ludzi władzy, którzy potrafią być groźni. Do nich najlepiej pasuje żart, że "w naszej robocie nie należy za dużo mówić". Daleko od mediów i polityki. Choć chcą być długodystansowcami, sił wystarcza im na nie więcej niż dziesięć lat. Potem przychodzi zadyszka.

Warto ich chronić. Myślą i słowem. Są to ludzie, których siły są największym potencjałem naszej współczesności. Oczywiście, że łatwo ich zniszczyć, lecz jaki to ma sens? Im wystarczy nie przeszkadzać. Faktycznie zaliczają się również do "grupy wykluczonych": jeśli to ich chroni, to lepiej, aby tak pozostało.

Opowiastka trzecia: zagubiony inteligent

Ktoś powinien myśleć i mieć na to czas. W dodatku robić to w dobrej wierze. Kiedyś była to nauczycielsko-urzędnicza inteligencja, którą – jak zawsze – uzupełniali księża i emerytowani oficerowie. Jak w bajce, gdzie w każdej, nawet najmniejszej społeczności byli ci stateczni mędrcy, których myśl i poglądy niosły ład i sprawiedliwość. Bo taka ich rola. Teraz wszystko się pozmieniało. Zagadany świat utopił w jazgocie wszystko, co ma jakikolwiek sens. Magiel, czyli wrzask blogerów. Każdą myśl, nawet najmądrzejszą, można zawrzeszczeć, zohydzić lub wdeptać w piach banału. Życie intelektualne stało się globalnym blogiem, w którym każdy może anonimowo pleść dowolne androny, nie ma miejsca dla intelektualistów. Kiedyś głupków nie dopuszczano do każdej rozmowy. Dziś zagubiony i zdegradowany inteligent dołączył do klubu wykluczonych. Bo czy jest jeszcze komuś potrzebny? Tu potrzeba przykładu i siły, by walczyć z wrzaskiem, którego nie można i nie warto przekrzyczeć.

 

Prof. dr hab. Witold Modzelewski


Autor jest prawnikiem, ekspertem w dziedzinie finansów i polityki podatkowej, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, prezesem Instytutu Studiów Podatkowych.”

 

Nasz Dziennik, Wtorek, 5 lipca 2011, Nr 154 (4085)

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110705&typ=my&id=my03.txt

źródło zdjęcia: www.canstockphoto.pl/wykluczenie-1074164.html

0

raven59

„Przypatrzcie sie krukom: nie sieja ani zna

446 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758