Bez kategorii
Like

Wyjście z Syrii?

21/10/2012
305 Wyświetlenia
0 Komentarze
20 minut czytania
no-cover

Od kilku tygodni wygląda na to, że Zachód wycofuje się z konfliktu w Syrii i z taktyki wspierania tam dżihadystów. Co wcale nie musi jednak oznaczać rychłego pokoju.

0


 

Kofi Annan, były gensek ONZ wycofał się dość niespodziewanie ze swej syryjskiej misji po tym, jak 30 czerwca 2012 wynegocjował  w niej porozumienie, którego Zachód wcale sobie wtedy nie życzył: Deklarację Genewską. Przewidywała ona rozmieszczenie w Syrii sił pokojowych, o ile zażyczą sobie tego wspólnie rząd w Damaszku i opozycja. Rząd syryjski w zasadzie zgodził się od razu, ale tzw. Armia Wolnej Syrii (FSA) od razu to odrzuciła. Wydawało się jej jeszcze wtedy, że działając na zlecenie, wg instrukcji i w interesie Zachodu, oraz korzystając z obfitych dostaw najnowszego zachodniego uzbrojenia szybko upora się z wojskiem Assada, zwłaszcza że liczyła, iż krwawymi prowokacjami i rzeziami przypisywanymi armii rządowej rychło spowoduje bezpośrednią interwencję lotnictwa NATO. Przez wiele miesięcy również przywódcy Zachodu nie przyjmowali do wiadomości żadnego innego rozwiązania jak tylko „zmiana reżimu w Damaszku” i też nalegali na interwencję z zewnątrz powołując się doniesienia rebeliantów o okropnościach popełnianych przez armie rządową.

Obecnie jednak karta jakby się odwracała. Przede wszystkim armia Assada nadal trzyma się mocno i opanowała sytuację we własnych szeregach. Fala dezercji – głównie sunnitów, bo jest to armia z powszechnego poboru – już ustała, dowództwo jest zwarte i zdeterminowane w obliczu okrucieństw, z jakimi styka się po drugiej stronie. Rośnie poparcie ludności dla armii i rządu, zwłaszcza mniejszości wyznaniowych (chrześcijan, szyitów), ale także sunnickiej ludności miast, która widzi w armii większą gwarancję ochrony bezpieczeństwa i porządku. Wojsko kolejny raz wyparło rebeliantów z Damaszku i otoczyło ich w Aleppo zadając im przy tym poważne straty. W Homs, trzecim co do wielkości mieście kraju, rebeliantów otoczonych w dzielnicy Khaldija codziennie młotkuje rządowa artyleria. W Hama, mieście czwartym co do wielkości, rebeliantów wycięto do nogi, a obrócone w perzynę zbuntowane dzielnice wyrównują tam teraz buldożery. Lotnictwo rządowe z metodyczną dokładnością bombarduje wieś po wsi a w nich kryjówki rebeliantów na terenach opanowanych przez FSA, ostatnio głównie wokół Idlib i Marat Numan. Lotnictwo to najsilniejsza formacja wojsk Assada, którego ojciec był generałem lotnictwa zanim został prezydentem. Od tamtego czasu większość pilotów stanowią zresztą alawici, czyli szyicka sekta, z której pochodzi klan Assadów. Cała kadra oficerska wojska i ich rodziny są zdecydowane walczyć do końca wiedząc, że w razie przegranej wszystkim tym, którzy pozostali dotąd przy Assadzie grozi eksterminacja, także sunnitom. Armia jest zresztą sprawna, czujna, dobrze przygotowana do długiej wojny i ma jeszcze duże zasoby. W tej sytuacji zwycięstwa jeszcze długo nie widać i nie może być mowy o rychłym rozstrzygnięciu po myśli NATO.        

Bardzo źle natomiast wygląda sytuacja po stronie rebeliantów. Nie udało się zjednoczyć różnych ich formacji pod jednym dowództwem, a wojna zaczyna kosztować zachodnich sponsorów zbyt wiele, zwłaszcza w sensie politycznym i propagandowym, albowiem na jaw wychodzą coraz brzydsze sprawki ich pupilów, jak choćby nowe rzezie, tortury oraz makabryczny handel organami porywanych na zamówienie cywilów, o czym dwukrotnie doniosła ostatnio turecka gazeta Yurt. Bardzo niewygodne propagandowo są coraz liczniejsze dowody masowego udziału obcych najemników  w rajdach na Syrię, w tym także obywateli Francji, co ostatnio potwierdził w telewizji sam prezydent Hollande (TV5 Monde i France 24 w dniu 11.10.2012). Budzi to rosnący niesmak i sprzeciw opinii publicznej na Zachodzie. Kroplą, która przepełniła jednak dzban na poziomie politycznym były wydarzenia w Benghazi, w Libii, gdzie 11 września 2012 uzbrojona wcześniej przez Amerykanów banda dżihadystów zabiła im ambasadora i spaliła konsulat. Wydaje się, że to wydarzenie przesądziło, przynajmniej w Waszyngtonie, o wycofywaniu się NATO z poparcia dla dżihadystów także w Syrii. Od kilku tygodni wysychają dostawy broni i napływ rekrutów z Zachodu, słabnie aktywność doradców i instruktorów oraz mnożą się oznaki niełaski i odwrotu.

Uwagę wielu obserwatorów zwróciło zwłaszcza zachowanie koordynatorów NATO z bazy w Incirlik w Turcji, gdzie zbiegają się nitki wywiadu, także satelitarnego, i skąd płyną główne instrukcje dla rebeliantów. Przez sześć razy z rzędu NATO Command w Incirlik podpuszczało dżihadystów do przegrupowań w różnych miejscach w Syrii zarządzając zmasowane ofensywy przeciw wojskom rządowym. Za każdym razem wyglądało to tak jakby ich umyślnie posyłano na rzeź. Syryjska armia rządowa, cokolwiek by o niej nie mówić, jest bowiem solidnie wyszkolona i przygotowana tak, aby mogła stawić czoła armii izraelskiej, a więc przeciwnikowi bardzo poważnemu. Byle zbieranina ochotników, nawet najbardziej zawziętych lub zmanipulowanych, nie ma czego z nią szukać w otwartym polu. Cały sukces rebelii polegał dotąd na partyzantce miejskiej, a jej taktyką jest terroryzowanie ludności cywilnej, co tworzy wrażenie, że rząd nie potrafi jej chronić, a więc nie panuje nad sytuacją i trzeba go zmienić. Z taką taktyką FSA armia regularna radzi sobie słabo i kiedy stara się wyprzeć rebeliantów z kryjówek używa broni ciężkiej, co powoduje straty wśród ludności cywilnej i duże zniszczenia miast. To potem łatwo jest pokazywać w TV za granicą i zwalać winę na rząd. Jak dotąd prawie wszystkie sukcesy FSA miały taki właśnie charakter. Lecz oto z Incirlik zaczęły płynąć triumfalne instrukcje, aby armię rządową atakować bardziej otwarcie i większymi siłami. W tej sytuacji wojsko Assada dość łatwo otoczyło i doszczętnie wytarło całkiem spore zgrupowania islamistów. Niektórzy obserwatorzy oceniają straty rebelianckie tylko w ostatnich kilku tygodniach na 2-3 tysiące ludzi. Pierwsze takie klęski można by przypisać błędom taktycznym lub niekompetencji dowódców polowych, ale sześć wielkich i podobnych klęsk po kolei każe postawić inną tezę: NATO umyślnie posyła dżihadystów na śmierć, pragnąc oczyścić się z kłopotliwego sojusznika, a może nawet pozbyć świadków działań jeszcze z Libii, wiedząc, że armia Assada jeńców w takich walkach nie bierze, bo oszczędza na wyżywieniu i opatrunkach. Wiele oddziałów najemników najpierw służyło przecież do obalania Kaddhafiego  w  Libii, zanim zostały przerzucone do Syrii.      

Cyniczni macherzy z NATO Command wiedzą, że dżihadyści to element bardzo łatwy do manipulacji. W przeciwieństwie do tego, co się o nich sądzi, ich motywacja nie jest, mówiąc ściśle, religijna albo ideowa, ale raczej, niczym u średniowiecznego rycerstwa  …estetyczna. Nie pragną oni ginąć za sprawę i nie obchodzi ich kwestia przyszłości Jerozolimy. To raczej rodzaj skrajnego romantyzmu, dla którego broń, krew i śmierć – cudza i własna – są silną podnietą samą w sobie, często wzmaganą przez religijnie nielegalne, ale bardzo rozpowszechnione narkotyki. Właściwie wyrastają oni z tej samej tradycji, co słynni historyczni assasyni Starca z Gór. Szukają sytuacji ekstremalnych i bohaterskich, dla których śmierć jest tylko potwierdzającym epizodem. To także tłumaczy ich okrucieństwo: skoro za nic mają własne życie, to dlaczego mieliby oszczędzać cudze?

Najlepszym znawcą tej mentalności i największym mistrzem w manipulowaniu nimi jest diaboliczny saudyjski książę Bandar bin Sultan, który zbudował i koordynował  sieć rekrutacji i indoktrynacji religijnej takich osobników prawie na całym świecie. Niezwykła postać księcia Bandara zasługuje bez wątpienia na osobny artykuł, ale trzeba najpierw ustalić co się z nim stało, bo po kolejnym nań zamachu, od 26 lipca nie pokazuje się już publicznie. Pojawiły się nawet pogłoski, że nie żyje. Coś chyba naprawdę musiało się z nim stać, bo nagle wszystkie islamskie oszołomy z morderczym instynktem, od Maroka po Sinkiang Ujgurski (chiński Turkiestan), poruszają się jakby straciły poczucie kierunku i przywództwa. Może właśnie dlatego, aby zapanować nad tym rozedrganym stadem po swojemu Waszyngton chce się pozbyć przynajmniej dużej jego części rzucając ich na pożarcie przez armię Assada.     

Sygnały o porzucaniu Syrii docierają także i z Europy. W prasie izraelskiej pojawiły się informacje, że Damaszek potajemnie wymienia jeńców i więźniów z Francją i Wielką Brytanią. Francuska policja zabiła w Strassburgu salafistę, który 19 września podłożył ładunek wybuchowy w żydowskim magazynie koszernej żywności w Sarcelles pod Paryżem. Śledztwo wykazało, że był on związany z kręgiem, który rekrutował we Francji dżihadystów dla FSA w Syrii. Cztery dni potem podobne powiązania ujawniono w obserwowanych kręgach ekstremistów islamskich w Wielkiej Brytanii. Takie komunikaty z Paryża i Londynu nie dziwią nikogo, bo o tych związkach wielokrotnie i dużo wcześniej donosiły media, ale teraz mają one nową i podobną wymowę polityczną: odcinają się od licznych śladów (dokumentów, broni, sprzętu łączności itp.) wiążących obywateli lub rezydentów francuskich i brytyjskich walczących w oddziałach rebelianckich w Syrii z planową akcją ich rekrutacji przez służby specjalne Zachodu, a potem koordynowania przez centrum dowodzenia NATO . Tworzą wrażenie, że są to tylko fanatycy, którzy zaciągają się do FSA wyłącznie we własnej sieci i z własnej inicjatywy. Jest jednak prawie pewne, że mamy tu do czynienia z programem o większym zasięgu i celu. Akcję takiego zaciągu z całą pewnością zainicjowały i wspierały służby specjalne tych państw. Wychodzi na to, że najprawdopodobniej zrobiły to po to, aby wyeksportować do Syrii najbardziej niebezpieczny element z własnego podwórka. Obecnie plan wszedł w drugą fazę: wysyła się ich w zwartych grupach na otwartą konfrontację z armią Assada i eliminuje jego rękami. To moja teza robocza i wymaga ona dalszego śledzenia sceny dla jej potwierdzenia lub obalenia.

W ten sposób jednak wojna w Syrii, o której w zachodnich  mediach nagle zrobiło się dużo ciszej, zmienia swój charakter i staje się wewnętrzną sprawą muzułmańską. W nieciekawym polu pozostaje Turcja Erdogana (przypomnę: przywódcy sunnickiej partii muzułmańskiej w Turcji, którego sukces wyborczy wcale nie był na rękę Zachodowi) i zaprzedane wahabickie monarchie znad Zatoki: Arabia Saudyjska, Katar, Bahrajn, emiraty… Tylko stamtąd płyną teraz pieniądze do FSA. Taki zwrot strategii powoduje sporą frustrację i nerwowość, zwłaszcza w Turcji, która nie chce wziąć na siebie całej odpowiedzialności za klęskę i próbuje powstrzymać ucieczkę NATO prowokacjami wojskowymi. Stąd intensyfikacja ostrzału artyleryjskiego z okolic Akcakale, stąd dramatyczne wezwania partnerów z NATO do akcji oraz incydenty zmuszania samolotów cywilnych do lądowań w Turcji i ich prowokacyjne przeszukiwania. Warto tu zauważyć, że dotyczą one Rosji i Armenii, a więc państw, które od początku w sprawie syryjskiej  zajmują stanowisko po stronie Assada, albo przynajmniej przeciw koncepcji wspierania rebelii i stawiania za cel zmiany reżimu w Damaszku.

Ta sytuacja, zwłaszcza że wojna rozlewa się także na Liban, gdzie Assada popierają szyici i Hezbollah, a FSA grozi zaatakowaniem szyickiej dzielnicy Bejrutu, tworzy nowe warunki dla wdrożenia porozumienia z Genewy, które wynegocjował Kofi Annan. Opozycja syryjska to przecież nie tylko FSA i zbrojni rebelianci, w dużej części rekrutowani z zagranicy. To raczej partie polityczne, także te, które spotykają się w Damaszku, m.in. korzystając z ochrony ambasad Rosji i Chin. Ponieważ wynegocjowane przez Annana porozumienie już uzyskało placet Rady Bezpieczeństwa, „niebieskie berety” mogą być rozmieszczone w Syrii w każdej chwili i nie wymaga to podejmowania nowej rezolucji. O takim rozwiązaniu zaczyna się nareszcie mówić, choć jeszcze nie ma na to zgody NATO.  

Duża bowiem część żołnierzy sił pokojowych do tego zadania miałaby pochodzić z państw Organizacji Zbiorowego Bezpieczeństwa (ros. Organizacija dogowora o kollektiwnoj biezopastnosti, ang. Collective Security Treaty Organization, CSTO), czyli sojuszu Rosji, Białorusi, Kazachstanu, Armenii, Kirgistanu i Tadżykistanu, postawionych do dyspozycji ONZ. 8 października 2012 sekretarz generalny tej organizacji, rosyjski generał Nikołaj Bordjuża poinformował o rozpoczęciu przez wojska CSTO manewrów pod kryptonimem „Nieruszymoje  bratstwo” (Niewzruszone braterstwo). Scenariusz ćwiczeń przewiduje szybkie rozmieszczanie wojsk rozjemczych na terenach rozległego bliskowschodniego konfliktu. Zastępca Bordjuży gen. Walerij Siemierikow ujawnił, że w pierwszym etapie miałoby w nich wziąć udział 4.000 żołnierzy już gotowych do zrzucenia. W następnym etapie do mobilizacji przygotowuje się kolejnych 46.000 żołnierzy. To, czy będą rozmieszczeni zależy teraz głównie od zgody opozycji, a ta zależy od zgody jej zachodnich mocodawców. Zahacza to więc o większy plan: na ile taki rozwój wypadków nie przeszkodzi USraelowi w ataku na Iran oraz jak odpowiada to planom Tel-Awiwu. A to oznacza, że do pokoju w Syrii jeszcze droga daleka.

Bogusław Jeznach

 

Dodatek muzy:

Polecam piękny suficki utwór pt. Hasret (po turecku: pragnienie, tęsknota) w wykonaniu Omara Faruka Tekbileka z zespołem. Artysta jest Turkiem egipskiego pochodzenia, bodaj najsłynniejszym współcześnie wirtuozem gry na długim wschodnim flecie ney, charakterystycznym dla muzyki sufickiej. Nagranie z albumu Mystical Garden 1996. Warto też zwrócić uwagę na piękne zdjęcia.

 

0

Bogus

Dzielic sie wiedza, zarazac ciekawoscia.

452 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758