Fragment pisanej powieści. Powieść, pełną zwrotów i akcji, już dziś można zamówić u piszącego. Zapraszam
To jest zastanawiające, to jest wręcz niewiarygodne! Stary Człowiek chodził po mieszkaniu przemieszczając się od okna w pokoju do drzwi wyjściowych w przedpokoju. – Co ja mu zrobiłem, co uczynić mogłem, czego nie wiem, a co, czego mogę być winien?
Trapił się spacerując w tę i z powrotem. Zatrzymał się przy oknie w pokoju. Patrzył na ulicę, na ludzi jak przebiegają z jednej na drugą stronę ruchliwej ulicy. Idioci! Warknął głośno. Bezmyślne stado baranów! Taki przykład dają dzieciakom, a jak się coś stanie, to płacz i zgrzytanie zębami, że kierowcy jeżdżą jak szaleni, że nie uważają i zaklinają się wtedy na wszystkie świętości, że to oni właśnie mieli zielone…
Kurwa! Jakie zielone?! No gdzie leziesz głupia babo?! Krzyknął do kobiety z dzieckiem na ręku przebiegającej do tramwaju na przystanku po drugiej stronie. Ledwo co zdążyła i gdyby nie to, że auta gwałtownie wyhamowały byłoby już po sprawie. Potem tylko wycie syren, unieruchomiony fragment ulicy w obie strony. Pierwsi przeważnie są strażacy, potem łapiduchy w karetkach na sygnale, a na sam koniec jacyś żandarmi, jeden z kółkiem, drugi z ołówkiem, a trzeci z aparatem – fascynat fotografii… Jak ten ciul te zdjęcia robi, z jakiego kąta, co on chce uchwycić? Kurwa, jaki ten świat jest popieprzony…
Kto grał w karty, w pokera, ten wie na czym owa gra polega, wie, co to mały strit, i wie, że duży strit jest większy od dwóch par, nawet gdyby to była para króli na parę asów.
(Kiedy patrzę jak Tusk wyciąga trzy pary, to nie wiem kto bardziej oszukuje? Sędzia, który udaje, że nie widzi spalonego; sędzia, który akt nie czytał wcale, ale wie ile jest w neseserze pod stołem, czy twórcy nowej historii z wymazanymi faktami?)
Przed przejściem dla pieszych, tym bliżej okna, bo trzeba wiedzieć, że z okna Starego Człowieka jest widok na cztery przejścia – jedno vis a vis, drugie lekko z ukosa po lewej stronie, to, to przejście przez które „na wariata” pędzą dzieci i młodzież w różnym wieku, stare i młode kobiety – niektóre nawet starsze niż ławki w bocznej nawie w tym wiekowym kościele za jego placami lub na Ostrowie po prawej, stanęło młode dziewczę, młodsze niż panienka dajmy na jakiegoś tam aktora lub innego celebryty, albo nawet takiego Dańca; była mniej więcej w tym wieku, kiedy się trzyma gałązkę z listkami i obrywa jeden za drugim szepcząc: kocha, lubi, szanuje, zdam, nie zdam, zajdę, nie zajdę… Tutaj mała dygresja, dotyczy to tych dziewcząt po pierwszych razach, i tylko w tych przypadkach, kiedy owe dziewczę liczyć nie potrafi, albo liczy na łut szczęście, że się uda, że jakoś to będzie. Liczyć nie umie, bo mama głupia, a tata, sam Pan Bóg jeden wie gdzie. Stoi sobie to dziewczę i nie wchodzi na czerwonym jak inni. Przypatruję się uważnie, a że z góry, to i widok mam głębszy. Mocne ciemne włosy, na zgrabnej głowie o ładnie wykrojonych rysach. Wzrok wędruje niżej i grzęźnie w zagłębieniach krągłych piersi: no, całkiem zgrabna i dobrze ubrana, i tak stoi spokojnie lekko przydreptując z lewej na prawą nogę.
Wzrok zatrzymał się na jej czółenkach, i tutaj lekkie zdziwienie, coś, co niezupełnie pasuje do całej reszt powyżej – to jej duże stopy. Po jaką cholerę? Myśli szukają jakiego rozsądnego uzasadnienia. Być może, kiedy zajdzie w ciążę, to będzie miała tak wielki brzuch, że na mniejszych stopach nie dałaby rady unieść…
Ale cóż życie jest pełne niespodzianek i zaskakujących zwrotów. Koło młodego dziewczęcia stanęła brzydka kobieta. Stanęła i stoi, też czeka – jest brzydka sama w sobie, nie widomo czy z siebie samej, czy może ze starych niewymieszanych genów jednego rodu. Kiedy pojawiła się ona – brzydka kobieta, ptaki nagle zamilkły, a ludzie spuścili głowy. Twarz, jeśli to można tak nazwać, jak u Gołoty – wielka z mocno wykształconymi kośćmi policzkowymi i wklęsłym czołem, włosy rzadkie jakby wyliniałe bez koloru, oczy zapadłe, wydęte wargi, z których niedopałek zwisał niedbale i jakieś kępki włosów na policzkach, a pod nosem kształtem przypominającym szympansa wąs taki, że niejeden młokos mógłby tylko pomarzyć, waga na oko około sto kilogramów bezkształtnej masy, wiek trudny do określenia.
Stary Człowiek pokręcił tylko głową i głośno wyrzekł te słowa: Za co? Panie Boże! Za co?
I wtedy sobie przypomniał, że owo pytanie ma wspólny mianownik dla kobiety, którą natura tak a nie inaczej potraktowała, a tym co on, Stary Człowiek musi doświadczać co czas jakiś nie będąc wcale brzydkim jak owa, ani głupim jak ci przebiegający na czerwonym, czy durnym jak ten żandarm z kółkiem, czy ten z ołówkiem lub tamten z aparatem robiący zdjęcie denatowi na bezpiecznym przyjściu dla pieszych.
Więc za co Panie tak mnie doświadczasz? Czy zerżnąłem ci kochankę, bo żony przecież raczej nie masz? Przecież nie mam innych bogów przed Tobą, a kiedy się modlę to wiesz, że żarliwie. Może zechciałbyś z łaski swojej co nieco poprawić swe Dzieło?
Dziewczę z nienaturalnie dużymi stopami weszło na przejście, owa brzydka kobieta zagapiła się nieco i stoi, i patrzy jak na czerwonym przeleciał idiota jakiś. I nie ma dziewczęcia – ruch został wstrzymany. Żandarmi z kółkiem, ołówkiem i aparatem, łapiduch z karetki i strażak myjący środkiem z krwi asfalt.
No za co, to Panie?