Wydawca tygodnika „Wprost” zdenerwował się wypowiedziami obecnej wicenaczelnej „Newsweeka” Aleksandry Karasińskiej i poinformował, dlaczego zwolnił Tomasza Lisa. Miał on nieetycznie pozyskiwać reklamodawców dla swojego projektu.
Kolejną ofensywę "Wprost" sprowokowały wypowiedzi byłej wiceszefowej tygodnika Aleksandry Karasińskiej w miesięczniku "Press". Wydawca zarzuca Karasińskiej kłamstwo. Obecna zastępczyni Tomasza Lisa w "Newsweeku" twierdzi, że zarząd Point Group od dawna wiedział o nowym portalu ówczesnego redaktora naczelnego „Wprost”, a prawdziwa przyczyna konfliktu była inna:
– Wydawca chciał ingerować w treść pisma, tak zwany kontent reklamowy miał udawać materiały redakcyjne, a na to Tomek nie mógł się zgodzić – powiedziała Karasińska w artykule "Press".
AWR „Wprost” zaprzecza jej słowom i twierdzi, że jedynym powodem zwolnienia Tomasza Lisa była całkowita utrata jego wiarygodności w oczach wydawcy.
– Do zwolnienia Tomasza Lisa doszło niezwłocznie po tym, jak wydawca otrzymał i potwierdził w wiarygodnych źródłach informacje o tym, iż redaktor naczelny WPROST osobiście prezentował oferty sprzedażowe swojego nowego projektu strategicznym partnerom „Wprost”, m.in. jednej z firm funkcjonującej na rynku paliw oraz jednemu z operatorów telefonii komórkowej. Sposób złożenia ofert był na tyle niestosowny, iż w odbiorze osób zarządzających tych firm, składał je redaktor naczelny „Wprost”, a nie przedsiębiorca prowadzący własną firmę – czytamy w oświadczeniu.
Z informacji AWR „Wprost” wynika, że w tym samym czasie Tomasz Lis, nie informując o odbytych spotkaniach handlowych, złożył wydawcy propozycję, aby z prezesami owych firm przeprowadzić i opublikować w tygodniku „Wprost” debatę wzorowaną na debacie „Polityki”. To – zdaniem byłego pracodawcy Lisa – jednoznacznie wskazywało na połączenie korzyści osobistych z naruszeniem wysokich standardów.
– Osoba, która tak dalece narusza własne zasady i standardy, w percepcji Zarządu AWR „Wprost” nie mogła być dalej wiarygodna jako redaktor naczelny. Dlatego do wypowiedzenia umowy doszło natychmiast po tym, jak wydawca zweryfikował otrzymane informacje i potwierdził ich prawdziwość, niezależnie od tego, że z punktu widzenia właśnie wydawcy był to najgorszy możliwy moment na taką decyzję – w dniu gali Człowiek Roku Tygodnika "Wprost" – czytamy w oświadczeniu.
AWR "Wprost", dziennik.pl