Bez kategorii
2

Wybuch w Książenicach w 1982 r.

06/07/2011
7563 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

W sierpniu 1982 r. mieszkańcy obszaru w promieniu kilku kilometrów od miejscowości Książenice koło Grodziska Mazowieckiego usłyszeli serię głośnych wybuchów a po nich wycie syren.

0


W sierpniu 1982 r. mieszkańcy obszaru w promieniu kilku kilometrów od miejscowości Książenice koło Grodziska Mazowieckiego usłyszeli serię głośnych wybuchów a po nich wycie syren. W następnych dniach cała okolica huczała od plotek. Mówiono, że wybuchł magazyn rakiet w jednostce wojskowej. Niektórzy twierdzili, powołując się na różne źródła, że zniszczeniu uległy głowice jądrowe. Trudno było jednak uzyskać jakiekolwiek wiarygodne informacje. Wiadomo było, że spłonął spory obszar lasu. Od strażaków, biorących udział w akcji gaśniczej, docierały wieści o licznych ofiarach, nikt jednak nie potrafił tego potwierdzić.
Oficjalne media oczywiście milczały. Były chyba jakieś wzmianki w prasie podziemnej. Przypominam sobie krótkie doniesienie w piśmie Sektor ale mogę się mylić, nie odnalazłem tego numeru.
Dopiero w tym roku, prawie 30 lat po zdarzeniu, w sieci pojawiła się relacja bezpośredniego świadka. Pułkownik Antoni Karwowski w dniu wypadku w stopniu kapitana, był szefem sztabu 1 Dywizjonu Technicznego OPK (jednostka wojskowa 1450 w Książenicach). Wspomnienia pana Antoniego Karwowskiego można znaleźć na stronie Wspomnienia i refleksje przeciwlotnika 1964 – 1998 prowadzonej przez pułkownika Zbigniewa Przęzaka.

Oto fragmenty tych wspomnień:
„W sierpniu 1982 r. (dokładnej daty nie pamiętam) około godziny 14 na strefie technicznej dywizjonu doszło do zapłonu, a w konsekwencji do wybuchu lasek prochowych silników startowych składowanych dla dywizjonów rakietowych wyposażonych w zestawy Wołchow rakiet różnych wersji. (…)
W drugim lub trzecim dniu trwania ćwiczeń dowódczo-sztabowych, udzielając instruktażu do służby oficera dyżurnego usłyszałem bardzo głośny wybuch. Założenia do ćwiczeń przewidywały działanie grup dywersyjno–rozpoznawczych więc o wybuchu zameldowałem dyżurnemu operacyjnemu na Połączonym Stanowisku Dowodzenia.
Następnie słysząc i widząc kolejne wybuchy razem z dowódcą baterii technicznej kpt. Markiem Płońskim pojechałem na strefę techniczną. Przed wjazdem na prostą prowadzącą do bramy wjazdowej strefy technicznej zauważyliśmy grupę żołnierzy i wartowników uciekających ze strefy technicznej.
Przy bramie Parkowej Stacji Obsługi zauważyłem szefa służby samochodowej – mjr. Marka Dasińskiego, a gdy dojechałem do wartowni zastałem tam tylko dowódcę warty sierż. sztab. Zygmunta Domańskiego, który zameldował, że polecił wszystkim wartownikom nie pełniącym służby na posterunkach opuścić rejon strefy technicznej.

Po pożarze w 1. dt OP m. Książenice. Foto: Z archiwum Witolda Bużantowicza.

Razem z kpt. Markiem Płońskim pieszo poszliśmy przez magazyn numer 1 w kierunku magazynu silników startowych ciągle widząc i słysząc kolejne wybuchy, po drodze próbowaliśmy ugasić palący się dźwig. Wokół palił się las i niektóre odcinki dróg strefy technicznej były już niemożliwe do przejścia. Wspólnie z kpt. Markiem Płońskim sprawdziliśmy stan zbiorników paliwa i utleniacza – były całe i w bezpośredniej bliskości (10–15m) nie było ognia.
W tym czasie (15–20 min od pierwszych wybuchów) przestały wybuchać silniki startowe. Na sygnale nadjechał Star–25 – straż przeciwpożarowa dywizjonu, który tym razem dał się uruchomić (z jego uruchomieniem był problem już od paru lat, jeszcze przed objęciem przeze mnie stanowiska), strażakom poleciłem zabezpieczyć zbiorniki utleniacza.
Po około 30–40 min na teren strefy technicznej zaczęły wjeżdżać samochody cywilnej straży przeciwpożarowej i karetki pogotowia. Działaniem cywilnej straży przeciwpożarowej kierował bardzo rozsądnie Pan (którego nazwiska i stopnia niestety nie pamiętam), zadał tylko pytanie które stanowiska techniczne są newralgiczne i które stwarzają największe zagrożenie dla stanu osobowego i otoczenia. Do końca zasadniczej akcji gaśniczej tylko raz kontaktował się ze mną, z pytaniem “czy moi strażacy mają słuchać pułkowników”.
Jednemu z kaprali poleciłem sprawdzić imiennie wszystkich żołnierzy dywizjonu bez względu na to z którego są pododdziału. Zameldował, że brakuje tylko jednego żołnierza z baterii technicznej.
W tym czasie podziękowałem cywilnym karetkom pogotowia.
Gaszeniem pożaru strefy technicznej kierował kpt. Marek Płoński, a rejonu Parkowej Stacji Obsługi mjr Marek Dasiński, według mnie ich energiczne działanie zminimalizowało skutki wybuchu i pożaru.
Około godziny 18 do dywizjonu przyjechali przedstawiciele prokuratury wojskowej, dowództwa OPK, dowództwa korpusu – płk Tadeusz Bednarz (szef WRiA) i dowództwa dywizji.
Płk Tadeusz Bednarz zabrał mnie na przelot śmigłowcem Mi–2 nad rejonem dywizjonu. W czasie lotu dopiero zapoznałem się z ogromem pożaru lasu otaczającego strefę techniczną dywizjonu.
Pożar drzewostanu strefy technicznej i otaczającego lasu, stan osobowy dywizjonu wraz z przydzielonymi z sąsiednich dywizjonów 3 DA OPK samochodami wojskowej straży pożarnej, gasił przez dwa tygodnie.

Po pożarze w 1. dt OP m. Książenice. Pozostałość po magazynie silników startowych. Foto: Z archiwum Witolda Bużantowicza.

Przyczyną prawdopodobnie, moim zdaniem, było podpalenie (rzekomo niepalnej bez udziału podsypki prochowej i pironabojów) laski prochowej silnika startowego rakiety. Silniki wróciły po remoncie i były elaborowane laskami prochowymi. W pewnym momencie, jeden z żołnierzy usiłował zgasił papierosa, petując go o laskę prochową (temperatura żarzenia tytoniu dochodzi do 600-900°C). Nastąpił zapłon laski prochowej. W sumie kolejne wybuchy zniszczyły cały zapas silników. Siła wybuchu uszkodziła magazyn silników rakietowych.”

Relację tą uzupełnił własnym wspomnieniem administrator stromy płk Zbigniew Przęzak:
„W 1982 roku służyłem w 37. dywizjonie rakietowym OP m. Glicko. Wypadek w 1. dywizjonie technicznym OP m. Książenice odbił się szerokim echem we wszystkich jednostkach OP. W ramach profilaktyki, w każdej jednostce przeprowadzono dodatkowe szkolenie z zakresu pracy z materiałami wybuchowymi (silnikami startowymi, ładunkami bojowymi i rakietowymi materiałami napędowymi). Szkolenie, prowadzone przez zastępców dowódców ds. technicznych, kończyło się pokazem podpalenia kawałka laski prochowej silnika startowego za pomocą żarzącego się papierosa.
Wprowadzono totalny zakaz wnoszenia na strefy bojowe papierosów, zapałek i zapalniczek. Zlikwidowane wszystkie palarnie na strefach bojowych. Przed wejściami na strefy bojowe były skrzynki na depozyt papierosów i palarnie papierosów. Nie był to dobry pomysł. Osiem godzin (doba dla zmiany pełniącej dyżur bojowy) bez papierosa na strefie bojowej dla nałogowego palacza i oddalone od miejsc pracy bojowej palarnie, były przyczyną łamania zakazu palenia papierosów. W opinii dowódców, była to realna przesłanka do kolejnych wypadków. Ostatecznie pozwolono na budowę po jednej palarni papierosów w rejonie stref bojowych. (…)
W sumie “wystartowało” 96 silników marszowych. Straty uzupełniono dostawami nowych silników ze ZSRR.”


Zdjęcia pochodzą ze zbiorów ppor. Witolda Bużantowicza. Więcej zdjęć TU.

0

Dziadek Wojtek

Bo Pan Bóg, kiedy karę na naród przepuszcza, Odbiera naprzód rozum od obywateli.

101 publikacje
3 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758