Oprócz tej, jakże szokującej informacji , znalazły się również w dostarczonym posłowi materiale wydruki informatyczne wskazujące, że ten proceder miał rzeczywiście miejsce:
„W raporcie jest cały wydruk informatyczny wskazujący na to, że duża część materiałów analizowanych przez Państwową Komisję Wyborczą przechodzi przez rosyjskie serwery. I teraz pytanie – czy to prawda i czy te serwery zostały sprawdzone pod względem bezpieczeństwa przechowywanych i przetwarzanych informacji przez na przykład Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego?
Sprawa jest rozwojowa – poseł ma się zwrócić w tej sprawie do ABW z prośbą o wyjaśnienie. Przyznam szczerze, że mało mnie interesuje w tym momencie odpowiedź polskich służb specjalnych, czy należycie zabezpieczyły rosyjskie serwery, tak aby nie było możliwości fałszerstwa wyborczego. Służby, premier, czy sam prezydent mogą zapewniać, że owszem jak najbardziej wszystko zostało zbadane i podjęto odpowiednie kroki, by zapobiec przestępstwu. Jednak po doświadczeniach związanych z 10 kwietnia ich zapewnienia mogą być tyle warte, ile papier, na którym zostaną spisane.
Ileż to razy zapewniano Polaków, że wszystkie urządzenia elektronicznie, należące do ofiar zostały zabezpieczone, a telefony ofiar natychmiast dezaktywowane, a tymczasem po kilku miesiącach dochodziły nas wieści, że ktoś ( bynajmniej nie mechanik, czy grzybiarz) bezkarnie dworował sobie z polskiego prezydenta i polskiego państwa, włamując się do jego telefonu w celu wykradzenia danych, bo przecież nie w celu posłuchania dźwięków dzwonków. Ileż to razy zapewniano, że broń BORowców będzie zwrócona, a tymczasem spoczywa w moskiewskich sejfach do dzisiaj. O zaginionym laptopie ministra Szczygły już nawet nie wspomnę.
Dzisiaj dowiadujemy się, że polskie wybory do parlamentu, a kto wie może również prezydenckie, obsługiwali rosyjscy informatycy, rosyjskie serwery, choć Rosja jest ostatnim krajem, któremu by można powierzyć tego typu zadania.
Fałszerstwa wyborcze w Rosji są faktem, o którym mówią od lat organizacje pozarządowe oraz ludzie opozycji antyputinowskiej.
Jeżeli zatem Polska jest krajem suwerennym, jak nas zapewniają rządzący, to jak mogło się coś takiego wydarzyć? Czyżby w Polsce nie było odpowiednich serwerów, pozwalających udźwignąć ciężar wyborów? Czy polscy informatycy nie są wystarczająco zdolni?
Z pewnością polscy informatycy nie są aż tak zdolni i przeszkoleni w temacie wyborów, a polskie służby nie stoją na takim poziomie, jak rosyjskie. Dlatego sprawa najwyraźniej wymagała sąsiedzkiej pomocy, na zasadzie: „towarzysze pomożecie?”.
Tę informację o wykorzystywaniu rosyjskich serwerów, którą poseł PiS zamierza weryfikować u odpowiednich organów panstwa, zdaje się potwierdzać kilka innych zdarzeń, które wielu osobom umknęły, a dzisiaj wydają się szczególnie istotne.
Otóż od stycznia 2011 r. Nikołaj Patruszew, były oficer KGB/FSB oraz bliski przyjaciel Putina, często odwiedzał polskich przyjaciół mniej lub bardziej oficjalnie , a w październiku 2011 r., tuż po wyborach parlamentarnych odbyło się uroczyste spotkanie polskiego i rosyjskiego BBN – u, podczas którego podpisano umowę o wzajemnej współpracy w dziedzinie między innymi cyberbezpieczeństwa. Na stronach BBN można przeczytać relację z tego spotkania:
„W rozmowach delegacji, którym przewodniczyli Zdzisław Lachowski i Jewgienij Lukjanow, wiele uwagi poświęcono potrzebie intensyfikacji wymiany doświadczeń między Polską i Rosją w obszarze bezpieczeństwa pozamilitarnego m.in. energetyce atomowej, problematyce terroryzmu, zorganizowanej przestępczości, ochronie środowiska.
W roboczym lunchu uczestniczył także minister Stanisław Koziej. Szef BBN podkreślił znaczenie przeprowadzonej niedawno w Jekaterynburgu konferencji wysokich przedstawicieli odpowiadających za kwestie bezpieczeństwa, w tym zacieśnienia współpracy międzynarodowej w zakresie cyberbezpieczeństwa”.
Oto historia dzieje się na naszych oczach i powracają dawno niewidziane demony przeszłości: w XXI wieku Polska na powrót staje się państwem, w którym ludzie ze zbrodniczej , sowieckiej organizacji, mającej na swoim sumieniu nie tylko wojnę w Czeczeni, agresje na Gruzję, mordy na swoich obywatelach, liczne zabójstwa dziennikarzy, ale także bezprecedensowe niszczenie wolności słowa, fałszerstwa wyborcze zamierzają swoje wzorce przenosić na grunt polski, przy aplauzie obecnej władzy.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że w czerwcu tego roku do Polski zawitał szef rosyjskiej centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow, oskarżany w Rosji o fałszerstwa wyborcze. W czasie wizyty w polskiej PKW zapowiedział, że zostaną przeprowadzone polsko-rosyjskie konferencje urzędników odpowiedzialnych za wybory: pierwsza we wrześniu w Warszawie, a druga w 2013r. w Moskwie. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że panowie z PKW będą się uczyć od kolegów zza Buga technik “dopasowywania” wyników wyborów do życzeń aktualnie sprawujących władzę.
I tutaj powstaje pytanie, które wobec powyższych faktów jest kluczowe: czy można liczyć na to, ze w Polsce będą możliwe demokratyczne i uczciwe zmiany na szczytach władzy? Czy można zaufać organom państwa polskiego odpowiedzialnym za wybory, w sytuacji ich co najmniej niepokojących kontaktów z reżimem Putina?
***
Roczny raport Amnesty International na temat Rosji:
„Obrońcy praw człowieka i niezależni dziennikarze wciąż byli zastraszani, nękani, a także padali ofiarą ataków. Dochodzenia w tych sprawach rzadko przynosiły rezultaty. Wolność słowa i swoboda zgromadzeń były atakowane – władze zakazywały demonstracji, były one brutalnie rozpędzane, a ludzi skazywano na mocy ustawy o zwalczaniu ekstremizmu. Na Północnym Kaukazie wciąż panowała przemoc. Ataki zbrojnych ugrupowań, ciągłe łamanie praw człowieka, takie jak morderstwa, wymuszone zaginięcia i tortury nadal dotykały ten region. Na terenie całej Rosji często pojawiały się doniesienia o stosowaniu tortur przez funkcjonariuszy państwowych”.
Martynka