Zbliżające się wybory prezydenta III RP mobilizują do walki o ten urząd różnorakie ugrupowania i osoby, nawet takich, którzy nie mają szansy zdobycia choćby 1% głosów. Niestety czysta demagogia święci triumfy i wybory są „powszechne”, a zapis obowiązującej konstytucji został sprytnie wymyślony w interesie tych, którzy rozporządzają największymi środkami „perswazji”. Można zatem z każdego zrobić bohatera, lub nieudacznika czy wręcz łajdaka w zależności od potrzeby. Przeciętnemu wyborcy kandydaci na tyle są znani na ile figurują w mediach. Z potencjalnych kandydatów tylko dwie osoby są powszechnie znane: urzędujący prezydent i Korwin – Mikke, każdy z zupełnie różnych powodów, reszta będzie wybierana „z fotografii”, co ma jednak w tego typu wyborach swoje znaczenie. Przypominam jak w jednych z poprzednich wyborów paniusia z […]
Zbliżające się wybory prezydenta III RP mobilizują do walki o ten urząd różnorakie ugrupowania i osoby, nawet takich, którzy nie mają szansy zdobycia choćby 1% głosów.
Niestety czysta demagogia święci triumfy i wybory są „powszechne”, a zapis obowiązującej konstytucji został sprytnie wymyślony w interesie tych, którzy rozporządzają największymi środkami „perswazji”.
Można zatem z każdego zrobić bohatera, lub nieudacznika czy wręcz łajdaka w zależności od potrzeby.
Przeciętnemu wyborcy kandydaci na tyle są znani na ile figurują w mediach.
Z potencjalnych kandydatów tylko dwie osoby są powszechnie znane: urzędujący prezydent i Korwin – Mikke, każdy z zupełnie różnych powodów, reszta będzie wybierana „z fotografii”, co ma jednak w tego typu wyborach swoje znaczenie.
Przypominam jak w jednych z poprzednich wyborów paniusia z „salonu” wypowiedziała się, że zagłosuje na Cimoszewicza, bo ma „taką miłą buzię”.
Oprócz wyborów na „aparycję” są to też wybory „liczących głosy”, przypomnijmy zdziwienie Olszewskiego, kiedy w godzinach wieczornych z danych pochodzących z najgłębszej prowincji okazało się wygrywa tam Kwaśniewski przeciwko Wałęsie.
A przecież każdemu wiadomo, że na wsi głosuje się najpóźniej po sumie, a wieczorem już nikt się nie fatyguje. Mogę to potwierdzić z własnych obserwacji.
Tak się składa, że w nadchodzących wyborach urzędujący prezydent nie ma równorzędnego partnera, ale trzeba mieć też na uwadze, że przy tego typu wyborach
Wspomniane czynniki będą miały znaczenie, najlepszym dowodem jest fakt, że w wyborach do sejmu w Warszawie niewątpliwie największy występujący na oficjalnej scenie politycznej w Polsce polityk przegrał z panią, o której pisałem, że „jest znana z tego, że jest znana” co i tak było na wyrost.
Patrząc jednak realnie na sprawy to chyba nawet nie taka możliwość wyboru jest najgroźniejsza.
Trzeba bowiem mieć na uwadze specyficzną okoliczność tych wyborów, nie leży ona w osobie, ale w możliwościach rządzenia Polską.
Formalnie rządząca partia ma komfortową pozycję w rozgrywce z rozproszoną i skłóconą wewnętrznie opozycją. Niestety z tej całej zbieraniny składającej się na nią na pojęcie normalnej opozycji politycznej, z którą można dyskutować i szukać wspólnych rozwiązań, z dużym trudem zasługuje jedynie postzeteelowskie PSL z Kukiem, reszta nie jest opozycją a ugrupowaniem wrażym, chociaż „Lewica” rzuciła sygnał na możliwość dialogu. Jestem jednak przekonany na podstawie wieloletnich doświadczeń, że mocodawcy tych ugrupowań domagają się nie negocjacji warunków współegzystencji, a obalenia istniejącej władzy. Mamy na to dowód w działaniu senatu z jego marszałkiem na czele.
Mogą oni traktować, że przyczółek jest zdobyty, a obsadzenie urzędu prezydenckiego po prostu uniemożliwi rządzenie pisowcom i powtórka z 2007 roku gotowa.
I to jest najważniejszym celem tych wyborów.
Oczywiście można wymienić wiele błędów wyborczych PIS’u, tylko że to już nie ma żadnego znaczenia, trzeba dokonać ogromnego wysiłku żeby zapewnić możliwość rządzenia w interesie Polski, a nie w interesie obcym lub własnych apanaży, jak miało to miejsce w poprzednich latach.
Jest jeszcze jedno niebezpieczeństwo, że reelekcja może nie zagwarantować odpowiednio harmonijnej współpracy, na co mogą wskazywać niektóre przypadki z obecnej kadencji. I działo się to w zależności nie do ukrycia od wsparcia zwycięskiej partii.
W drugiej kadencji już takie wsparcie nie będzie potrzebne i można rozpocząć grę o przekonanie prezydenta mając do dyspozycji wielką gamę kuszących możliwości.
Obserwujemy to od wielu lat.
Niezależnie zatem od stopnia zaufania i wiary w dobrą wolę kandydata do reelekcji dobrze byłoby zawrzeć określone „pacta conventa” ogłoszone w postaci uroczystych zobowiązań do zaangażowania się w konkretne dzieła rozwoju narodu i państwa, pomnożenia bogactwa narodowego i poziomu materialnego życia,
Ale też wspierania narodowej, chrześcijańskiej tradycji i obrony tej kultury przed niszczycielskimi zamachami, wsparcia dla polskiej rodziny i społecznej solidarności.
Zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego i gotowości do obrony przed wszelką agresją zewnętrzną.
Prezydent powinien być przywódcą narodu w walce o suwerenność i nienaruszalność polskiego stanu posiadania i uwolnienie od wciąż jeszcze ciążących nam pozostałości po reżymie PRL.
Podobnie jak śluby króla Jana Kazimierza czy przysięga Kościuszki taka deklaracja kandydata na reelekcję ustawi jego pozycję na nieosiągalnym dla pozostałych kandydatów pułapie.
Niezbędne jest też uzyskanie wsparcia dla takiej deklaracji nie tylko ze strony formacji politycznych, lecz też i różnych organizacji i postaci reprezentujących prawdziwie polską patriotyczną postawę.