Jakie mamy dobre państwo. Opieka ponad wszystko.
Jak byłem jeszcze zdrowy, zdarzało się, że temat rozmów jakoś tak zszedł na temat fundacji dla inwalidów. Chociaż nic na ten temat nie wiedziałem, miałem przeczucie graniczące z pewnością, że to jeden wielki przekręt. Jak wszystko w tym kraju. Teraz jestem sam inwalidą i mam, niestety, już niejakie doświadczenie w kontaktach z tego rodzaju organizacjami. Potwierdziło się w 100% to co podejrzewałem wcześniej; powstały one nie po to by pomagać inwalidom tylko na ich nieszczęściu zarabiać. A jak się osobiście przekonałem jest to dobrze naoliwiona maszynka do robienia pieniędzy. Mało tego. Dowiedziałem się rzeczy, które są przyczyną dodatkowej frustracji miast ulgi w chorobie.
Największa organizacja pomocowa dla inwalidów. Jej nazwy nawet nie wspomnę, bo każdy kto się tematem interesował musiał się o nią chociażby otrzeć. Potężny kombinat obracający miliardami. Który nie podlega żadnej realnej kontroli. Daje to ogromne pole do przekrętów. I są przekręty, a jakże! Przykład pierwszy z brzegu. Czytałem kiedyś raport z bilansu rocznego tej firmy. Było tam coś takiego: "…ponieważ w tym roku zaoszczędziliśmy 6 miliardów złotych pozwoliło to na przyznanie premii pracownikom." Wysokich. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa szeregowi pracownicy dostali premie symboliczne, a kierownictwo mniej symboliczne. I tu nasuwają mi się pytania: na kim zaoszczędzili i w jaki sposób? Potrafi na nie odpowiedzieć nawet dziecko więc pozostawię je bez odpowiedzi.
Zakłady Chronione. Trafna nazwa. Są wyjątkowo skuteczne w chronieniu własnych interesów. Inwalida, jeśli, to dostaje grosze. Prawdziwa kasa idzie na tak zwane stworzenie stanowiska pracy i jego utrzymanie. Próbował je zlikwidować chyba Kaczyński, żeby ukrócić ten złodziejski proceder. Został zakrakany. W mediach podano, że chce wbić nóż w plecy biednym inwalidom zabierając im tak niezbędne do życia zakłady. Pokazano przy tym w telewizji wzruszającą scenkę z inwalidami na wózkach w roli głównej. Be Kaczor!
Zwykłe firmy, które potrafią czerpać zyski z zatrudniania inwalidów. A jest o co się bić! Sam tak byłem zatrudniony. Nie mówię już o różnych ulgach jakie takie firmy mają zatrudniając inwalidów.
Różne charytatywne organizacje pomocowe dla inwalidów. Jak się im bliżej przyjrzeć to charytatywne są tylko w tym osoby kalekie. Mechanizm ich działania jest prosty, powiedział bym nawet prymitywny. Ale skuteczny i tylko to się liczy w tym biznesie. Że to tylko biznes, a nie altruizm nie mam nawet cienia wątpliwości. W moim mieście jest ich wiele, a w całym kraju? Setki, może tysiące? Interesują się inwalidą tylko do momentu jego rejestracji. Potem już mogą się wykazać ilu to osobom pomogli. Na papierze. I taki inwalida może już śmiało zacząć szukać innej organizacji, bo ta ma to co chciała. I ma takiego inwalidę już głęboko w ….Wszystko to sam przeszedłem.
Po paru latach chodzenia po różnych organizacjach typu Kariery Inwalidów trafiłem do pewnego Centrum Integracji. Na wstępie się zapytali czemu dopiero teraz do nich trafiłem. Potem zaproponowali mi kurs. Podstaw obsługi komputera. Może łatwiej znajdę pracę po takim kursie. Nie było by w tym nic szczególnego gdyby nie to, że jestem specem od komputerów i taki kurs mogli sobie rozbić o kant …. Na kurs jednak poszedłem. I pracę faktycznie dostałem. U organizatora kursu.
Najdziwniejsze jest w tym wszystkim to, ze w tych organizacjach z założenia mających pomagać osobom kalekim, pracują przeważnie sami zdrowi. A praca nie jest ciężka i nie trzeba mieć dużej wiedzy. Przykład. Jako osoba pracująca jako elektryk pomiarowiec zarabiałem wiele więcej. Na czarno z wiadomych przyczyn. Praca była lekka bo ileż sił trzeba do noszenia mierników? Ale nadszedł taki moment, że i to było ponad moje siły. Rozmowa w pewnej organizacji do której zgłosiłem się naiwnie po pomoc, Pani tam zatrudniona:
– Co Pan potrafi?
– Jestem elektrykiem. Ale już nie mam sił pracować w zawodzie.
– To się dobrze składa. Mam coś specjalnie dla Pana. Firma potrzebuje elektryka. Do utrzymania ciągłości ruchu. Za 800 zł. Tylko czterdzieści kilometrów od miejsca Pana zamieszkania.
– Czy Pani jest g…głucha? Przecież mówiłem, że nie mam sił.
Pani jakby lekko naburmuszona:
– To w takim razie pozostaje skręcanie mebli.
– Że co?
Nadmienię tu, że jako chyba 20 letni chłopak pracowałem kilka dni w tym fachu. Wracałem do domu z brodą przy samym chodniku. Taki byłem zmęczony.
– Pani żartuje, prawda?
– Nie, nie żartuję. Na wszystko Pan kręci nosem. Chyba lepiej niech Pan sam sobie poszuka pracy.
Kuzynka poprosiła mnie bym napisał tekst dla kabaretu z którym współpracuje. Nic nie wymyślałem. Odtworzyłem tylko rozmowę z pewnej instytucji.