Bez kategorii
Like

Wspomnienia wojenne żołnierza AK – dumnego…“zaplutego karła reakcji” Cz.-2

05/09/2011
409 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Kapitan Wojska Polskiego – Henryk Ryska – urodził się 15 listopada 1925 r. i ukończył szkołę podstawową w Piskach, w tragicznym 1939 r. Był on naocznym świadkiem agresji na Polskę i okropnej okupacji hitlerowskich Niemiec i ZSRR.

0


Przez  pierwsze 3 lata wojny pomagał rodzicom w utrzymaniu rodziny na małym gospodarstwie rolnym. Współpracujący z Niemcami sołtys niespodziewanie wysłał po niego żandarmów o 6 rano, kiedy miał 17 lat, w celu aresztowania i wywiezienia go na roboty do Niemiec. Walących pięściami w drzwi żandarmów ujrzała przez okno matka Henryka i krzyknęła "Uciekaj, uciekaj to żandarmi!". Zaspany i przerażony chłopak wyskoczył przez  tylne okno domu boso, bez butów, tylko ze spodniami i koszulą w rękach. Uciekł i schował się w lesie oddalonym 50 m od jego domu. Zrozpaczony błąkał się po lesie nie wiedząc gdzie iść i co robić. Jednak dobrze wiedział, że długo nie będzie mógł zobaczyć matki, resztę rodziny i swoich znajomych, być może do końca okupacji. Działo się to w czerwcu 1942 r. W lesie zauważył go jeden z polskich partyzantów i powiadomił dowódcę 4-tej Kompanii. Dowódca wezwał go do siebie i poznając młodego sąsiada powiedział: "Znam Cię od urodzenia i nie pozwolę żebyś się zmarnował". Dał mu rower i zadanie rozwożenia meldunków, broni, amunicji i podziemnej prasy do innych oddziałów przez szumiącą puszczę. 


Oto jak wspomina p. Henryk inne  wydarzenia z tamtych tak dramatycznych czasów. Używane przez niego wyrażenia mogły być nieco inne, lecz sens wypowiedzi jest zachowany. 


Dowódca Kompanii  Edward Brych ps. Lis dbał o mnie jak o rodzonego syna, zawsze miał mnie pod ręką i mógł liczyć na wykonanie każdego jego rozkazu.  

 

 

Pewnego razu wioząc meldunki i prasę usłyszałem "Halt! Halt!". Rzuciłem na bok rower i uciekłem w zarośla leśne. Jeden z żandarmów chciał pojąć mnie żywego, więc puścił serię ze szmajsera (pistoletu maszynowego) poniżej moich kolan. Przebiegłem w przerażeniu ok. 500 m i dopiero wtedy poczułem ból. Dostałem dwie kule w lewą stopę, bo uciekając prawą miałem w górze. Wyłamałem sobie dwa kije i podpierając się nimi dotarłem do najbliższej kwatery konspiracyjnej. Przywieźli do mnie sanitariuszkę, która opatrzyła rany. Szybko zagoiły się, bo byłem młodym. Wkrótce zaczęły się szkolenia w strzelaniu i innych umiejętnościach wojennych w lasach między Milewem i Łosiami. Po wielomiesięcznych ćwiczeniach w strzelaniu z pistoletu ukrytego w kieszeni udoskonaliłem tę sztukę do perfekcji.

 

Zaczęły się też dla mnie akcje bojowe na które zwykle wysyłano młodych, bo starszym albo bolały zęby, albo musieli leżeć w łóżku bo byli… "chorzy". Dopiero po ukończeniu 18 lat złożyłem uroczystą przysięgę. Zapamiętałem też na całe życie słowa księdza: "Synu, jeżeli sam sobie pomożesz, to i Bóg ci pomoże". 


 Przysięga Żołnierzy Armii Krajowej: 


W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny/posłuszna, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało. Tak mi dopomóż Bóg.


 > Przyjmuję Cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą. Zdrada karana jest śmiercią. Tak Nam dopomóż Bóg!


Cały pluton przysięgał, że żaden z nas nie podda się wrogom żywy. Dlatego zawsze nosiłem granat "dla siebie”, nawet z nim spałem. Otoczeni wrogami, i bez inn ego wyjścia, trzech moich kolegów rozerwało się granatami. Wiele nocy, nawet w czasie burzy, spaliśmy na gałęziach przywiązani do drzewa ażeby nie spaść z nich we śnie. Dowództwo wyrobiło mi sfałszowane dokumenty na nazwisko Jan Mierzejewski. AKowcem był też organista koscielny, który wyrobił mi "lewą" metrykę urodzenia. Miałem więc wszystkie potrzebne dokumenty, dzięki którym udało mi się przeżyć wojnę i sowieckie "wyzwolenie". 

 

Zatrzymywaliśmy niemieckie pociągi pasażerskie na trasie Olsztyn – Białystok, oraz towarowe wiozące broń i amunicję na wschodni front. W pasażerskich pociągach przerażonym niemieckim żandarmom zabieraliśmy broń, amunicję i mundury puszczając ich boso w kalesonach. Nie zabijaliśmy ich, bo taki mieliśmy rozkaz. Brałem udział w akcji w Śniadowie, Jedwabnem i na dużej stacji Kaczyny pod Ostrołęką. Tam kolejarze AKowcy odczepili ostatni wagon z długiego pociągu z bronią. W wagonie były 24 skrzynie z granatami, 12 erkaemów, 8 cekaemów, oraz dużo innej broni i amunicji. Szybko porozwoziliśmy furmankami nasze łupy po kwaterach konspiracyjnych. Czuliśmy dumę, że od tamtej akcji już żaden niemiecki pociąg jadący na wschód nie zatrzymał się w naszej okolicy. 

 

W 1944 roku 13-tu partyzantów było we wsi Goski. Śpiących na poddaszu obory, na sianie, obudził krzykiem łącznik na rowerze, że zbliża się oddział żandarmerii polowej. Po ciemku uzbrojeni skakaliśmy z poddasza jedni na drugich. Ja obcasem zahaczyłem o coś i spadłem głową na betonową posadzkę. Uszkodziłem sobie kręgosłup w szyi, skutki czego odczuwam do dziś. Udało się nam wycofać do Czerwonego Boru bez strat. Łącznik pojechał dalej konno ażeby ostrzec stacjonujący na bagnach oddział żydowski. Im też udało się w porę wycofać.

 

Ze zbliżającą się ze wschodu Armią Sowiecką nadchodziły niepokojące wiadomości, co nie było zaskoczeniem dla nas. Towariszczy ukazywali swoją zbrodniczą naturę już od 17 września 1939 r. a zwłaszcza wywożąc setki tysięcy Polaków do nieludzkiej ziemi, na katorgę, głód i śmierć w śniegach Syberii. Dochodziły wieści o sowieckich zdradach, aresztach i zsyłkach AKowców po walkach wyzwalających Wilno, o rozbijaniu oddziałów AK idących na pomoc Powstaniu Warszawskiemu. Obawialiśmy się sowieckiego “wyzwolenia”. Nasze uzasadnione obawy sprawdziły się wkrótce i życie stało się koszmarem.

 

Powyższe zdjęcie z 1947 r. (?) przedstawia Henryka Ryskę niepewnego swego losu w PRLu. 

 

CDN

 

0

Vars

Doswiadczony dlugim zyciem na Zachodzie, widze zza Atlantyku sprawy w Polsce i na swiecie czesto inaczej niz wielu rodaków.

174 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758