WSPOMNIENIA KONFERANSJERA Z BAŁAKIEM I SZMONCESEM W TLE Aleksander Szumański prosto zy Lwowa Witold Szolginia o bałaku lwowskim miał własne zdanie: „O, MOWU RUDZINNA… Zwyczajny Polak do myślenia Głowę ma — większą albo mniejszą, Co w „kalapitrę” się odmienia, Znacznie od głowy poręczniejszą, Na którą czasem też we Lwowie „Makitra” batiar drwiąco powie. Niektórzy głowę mocną mają, Inni — od piwka są pijani; Ci się we Lwowie nazywają: „Chirni”, inaczej „zaćmakani”. Jak tam kto woli na nich powie W tej naszej bałakowej mowie. Tu słyszę, czytam wciąż o „chlaniu” I ktoś tu jest „pod alkoholem”, Albo podlega „zalewaniu” […]
WSPOMNIENIA KONFERANSJERA Z BAŁAKIEM I SZMONCESEM W TLE
Aleksander Szumański prosto zy Lwowa
Witold Szolginia o bałaku lwowskim miał własne zdanie:
„O, MOWU RUDZINNA…
Zwyczajny Polak do myślenia
Głowę ma — większą albo mniejszą,
Co w „kalapitrę” się odmienia,
Znacznie od głowy poręczniejszą,
Na którą czasem też we Lwowie
„Makitra” batiar drwiąco powie.
Niektórzy głowę mocną mają,
Inni — od piwka są pijani;
Ci się we Lwowie nazywają:
„Chirni”, inaczej „zaćmakani”.
Jak tam kto woli na nich powie
W tej naszej bałakowej mowie.
Tu słyszę, czytam wciąż o „chlaniu”
I ktoś tu jest „pod alkoholem”,
Albo podlega „zalewaniu” —
A ja takiego typa wolę,
Co według bałakowej mowy:
„Furt mliku piji wsciekłyj krowy”.
Kiedy do „chawir” „chirus” wróci —
Niegroźnie żonka go „zhołuka”
(I tylko czasem w łeb czymś rzuci…).
A taka płynie stąd nauka
I mądrej głowie dość dwie słowie:
Jak się „zaćmakać” — to we Lwowie…
Czasami jednak żona-jędza
Czyli „rymunda” lub „kandyba”
Swego ślubnego tak popędza,
Ze ten wyrywa, no i chyba
Raczej w Winnikach aż przystanie
Gdzie go nie sięgnie „lubci” lanie…
„Bo jak po pysku ci nałożę!”
Lub: „Jak zasunę w mordę hakiem!” —
Cóż za prostactwo, żal się, Boże,
Odrzucam chamstwo to z niesmakiem,
Bo stokroć, tysiąc razy wolę:
„Megaj, batiaru, — bu nazolim!”
Albo: „Dam kampy!” lub: „Nakantam!”
„Dam pu krzyżbantach!” lub: „Dam facki!”
Stokroć to wolę od — tfu! — „manta”,
Bo to nasz styl chojracki,
Czyli batiarski, bo we Lwowie
Tak o tym też się powie.
„Hojrak”? A co to?
Zaraz powiem:
„Hojrak” — to junak,
„fest chłupaka”,
Jak go się również zwie we Lwowie,
O wiele trafniej od „kozaka”,
Który w Warszawie ulubiony
Przez Rusków w spadku zostawiony…)
Zaś „batiar” także dla lwowiaka
Dziś jest tytułem honorowym,
Dopóki z niego też „chłupaka”,
Co za cześć Miasta odda głowę,
Jego pamięci wiernie strzeże
I że doń wróci — zawsze wierzy…
(z tomiku: „Kwiaty lwowskie”)
BATIARY
Batiary, to dzieci so lwoskij ulicy
Wysoły, z fasonym, skory du kantania:
Na takich gdzi indzij mówiu „ulicznicy”
Co ni wytrzymuji jednak purówniania.
„Makabunda” – batiar, co włóczyć si lubi
I co lubi tagży pchać si w awantury:
Czasym to łachmaniarz, co swy portki gubi
W chtórych samy łaty, abu samy dziury.
Batiary trzymaju swój fasun chojracki
Chto im wlizi w drogi – tegu jest kantaju
(Czyli mocnu biju), abu daju facki.
A jeszcze inaczyj – pu krzyzbantach daju. (…)
(z tomiku” Krajubrazy syrdeczny”)
Witold Szolginia
BATIAR I JEGO BAŁAK http://www.lwow.com.pl/przekroj/batiary.html
Bałak to przecież nic innego jak lwowska przedmiejska gwara. Termin bałak nie figuruje w słownikach poprawnej polszczyzny, nie odnajdziemy go również w encyklopediach. A jednak, jednak jest swoistym językiem, trwale wpisanym w historię naszej mowy.
Medialnie, zapewne też i historycznie, język bałaku zaistniał dzięki autorstwu Wiktora Budzyńskiego i tak urodziła się „Wesoła Lwowska Fala „. Pierwszą stałą, cotygodniową, półgodzinną audycję rozrywkową lwowska rozgłośnia Polskiego Radia nadała 16 lipca 1933 roku.
Bałakiem w tej audycji posługiwali się przede wszystkim Tońcio i Szczepcio, czyli
Henryk Vogelfänger i Kazimierz Wajda, tworząc duet dialogowy.
Przeciwieństwem bałaku był tzw. szmonces, inny duet dialogowy w mistrzowskim wykonaniu Aprikozenkranza i Untenbauma, czyli Mieczysława Monderera i Adolfa Fleischena.
Mistrzem szmoncesu był również Lopek / Kazimierz Krukowski /, łodzianin.
„ Lwowską Falę „ tworzyli jeszcze radca Strońć w osobie mistrza Wilhelma Korabiowskiego, oraz mistrzyni, Włada Majewska, wykreowana oczywiście przez Wiktora Budzyńskiego.
W tym mistrzowskim poczcie zakwitali jeszcze Ada Sadowska, Teodozja Lisiewicz, Love Short, Czesław Halski, Juliusz Gabel, Alfred Schutz / twórca muzyki do „ Czerwonych Maków pod Monte Cassino „ z tekstem Feliksa Konarskiego /, Tadeusz Seredyński, Zbigniew Lipczyński, Izydor Dąb – tylu zapamiętałem.
Oczywiście Czytelnikom należy przypomnieć ten żywy do dzisiaj język, na przykładzie dialogów Tońcia i Szczepcia, lwowskiej piosenki z wybitnymi autorskimi tekstami renomowanych autorów, jak Marian Hemar, Witold Szolginia, Emanuel Szlechter, Wiktor Biegański, czy Henryk Wars. Ale, ale dominowała lwowska anonimowa piosenka uliczna, wesoła, komiczna, wzruszająca, stanowiąca o kolorycie i światłocieniach tego miasta. Dla przykładu:
Tońcio : „… swoi baby kocham!!!
Szczepcio: I w swoi Polscy kity zawalisz…”
Piosenka:
„ …Choć ojca nie znał, matki tyż,
Wychował si byz troski,
Żył, boć najmniejsza żyji wesz,
Nikt go ni pytał: Jak si zwiesz ?
Na Łyczakoskij… „
lub:
„ …na ulicy Kupyrnika
Stoi panna bez bucika,
Bez bucika stoi
I martwi si.
Ja si pytam: dzie jest bucik?
Ona mówi: bucik ucik,
Może pan poszukać
Zechce mi…”
Albo dla fasonu:
„…tu we Lwowi urudzony
Hulam sobi tak z fasonym,
Jam krawatki wróg,
Lecz klawy mam ancug.
Jak zubaczy jaku ździre,
to kaszkietku swy uchyle,
wnet jij wpadam w ślip
bu ja zy Lwowa typ.
Co tu dużu gadać, ta szkoda słów,
Ja całuji ronczki, to przeci Lwów!
Do chałupy zara taskam baby, cyk,
Choć ona robi wielki krzyk.
Co si pani sipa,
hulaj ze mnu i już, bo:
jezdym szac chłupaka,
po lwosku bałakam,
bez szwajnerów hulam,
i kubity tulam .
Jezdym szac chłupaka
I choć ni mam haka,
trzymam fasun, patrz,
nu, bu zy Lwowa jestym chłopak szac…!
„…Szczepko i Tońko… Siedemdziesiąt osiem lat minie niebawem od dnia, kiedy pojawili się na antenie radiowej po raz pierwszy. Przetrwali pamięć trzech pokoleń, przez fale eteru zdążyły w tym czasie przepłynąć armie całe Walerych Wątróbków, profesorów Pęduszków, Matysiaków i Jezioran, a dziś jeszcze trwa pamięć o tych dwóch lwowskich batiarach. Były czasy, gdy żadna „Dynastia” i żadna „Santa Barbara” nie wymiatały tak ulic, jak udawało się to „Wesołej Lwowskiej Fali”. Co tydzień o dziewiątej wieczorem w niedzielę wszystkie ówczesne superheterodyny, wszystkie „Philipsy” i „Telefunkeny”, i wszystkie grające jeszcze tu i ówdzie za pomocą akumulatorów i „anodówek” „Daimon” aparaty radiowe nastawione były na falę średnią o długości 385,1 metra, którą arendowało w eterze „Polskie Radio Lwów”.
Cała „Wesoła Lwowska Fala”, będąca składanką monologów i skeczów, była swoistego rodzaju zwierciadłem odbijającym specyficzny klimat Lwowa, tego miasta-bukietu splecionego z różnobarwnych języków, kultur i obyczajów, zadzierającego nosa z racji swej niedawnej stołeczności (stolica Galicji, Lodomerii i Wielkiego Księstwa Krakowskiego, czyli — jak powiadali nasi radiowi bohaterowie — stolica Golicji, Głodomerii i wielkiego świństwa krakowskiego). A przy tym — ten jeszcze ni to sentyment, ni to przywiązanie do nieboszczki Austrii. Zwłaszcza w warstwie językowej pozostały trwałe ślady jej tu półtorawiecznej obecności. Wszak prawowity lwowianin — od profesora poczynając, a na szymonie, czyli dozorcy, kończąc — miał w mieszkaniu nakastlik i trymułkę, w sklepie papierniczym kupował raderkę za parę szóstek, wypijał halbę piwa, w szkole chodził na hinter, a ich żony upinały sobie włosy nie żadną tam spinką, a obowiązkowo harnadlem.
To „austriackie”, żeby tak rzec, „gadanie” było w audycji domeną radcy Strońcia (Wilhelm Korabiowski), humor żydowski reprezentowała para Aprikosenkranz i Untenbaum (Mieczysław Monderer i Adolf Fleischen). A jeszcze ciotka Bańdziuchowa, a jeszcze Marcelku… Wszystkich tekstów dostarczał Wiktor Budzyński, główny animator całości audycji, piszący jak automat monologi, skecze i piosenki. Jedynie dialogi Szczepka i Tońka były ich własnym dziełem. Szczepko — niedoszły inżynier, Kazimierz Wajda; Tońko — adwokat lwowski, Henryk Vogelfänger. Pierwszy urodzony i wychowany w dzielnicy gródeckiej, drugi — w najbardziej lwowskiej z lwowskich dzielnic — na Łyczakowie, znali wprost wybornie lwowski bałak, język ulicy i przedmieścia.
Zaczęło się, według relacji Tońka, zupełnie przypadkowo. Podczas jakiegoś towarzyskiego wieczoru na Krupiarskiej 6, gdzie 27 lat mieszkał Henryk Vogelfänger, gospodarz popisywał się przed Budzyńskim wymyślonym przez siebie monologiem, który był relacją jakiegoś batiara z oglądanego niedawno w kinie filmu o dzikiej małpie „Rangu”.
Budzyński miał ponoć tak zaśmiewać się z tego popisu przyjaciela, że zaproponował mu nazajutrz powtórzenie tego samego „numeru” przed mikrofonem. A że batiar Tońko musiał ten monolog do kogoś wygłaszać, dobrał sobie słuchacza, którym był akurat pod ręką się znajdujący spiker — Wajda.
Wkrótce zadbali o to, by wyposażyć swych bohaterów w odmienne charaktery, nadać im szczególne osobowości. I otóż Szczepko został pewnym siebie, pohukującym, wszystkowiedzącym rezonerem, co to z niejednego pieca chleb jadał, Tońko zaś potulnym naiwniakiem, „durnowatym pomidorem”, wiecznie zadziwionym, spłoszonym rzekomą „erudycją” przyjaciela.
Obaj autorzy, wyborni koneserzy radia i estrady, bezbłędnie posłużyli się tu żelazną zasadą kontrastu, który jest podstawą umiejętności wywoływania śmiechu (ówczesne wzory to wszak Flip i Flap — gruby i chudy. Pat i Patachon — mały i długi). Szczepko i Tońko byli z kolei duetem mądrali i naiwniaka.
Co ich łączyło charakterologicznie — to dobroć, tkliwość, gołębie wprost serce, krótko mówiąc: „serce batiara”. Taki też był tytuł ich trzeciego filmu, który nigdy nie dotarł na ekrany, ponieważ zrealizowany pod koniec lata 1939, spłonął zaraz w pierwszych dniach wojny. Poprzednie ich dwie komedie filmowe (obie w reżyserii Michała Waszyńskiego), to „Włóczęgi” i „Będzie lepiej” (kilkakrotnie powtarzane w ostatnich latach w TV).
Wojna ani prawie na chwilę nie przerwała działalności artystycznej Szczepka i Tońka. Po ewakuacji ze Lwowa we wrześniu znaleźli się w Rumunii, gdzie w Busau, w tamtejszej YMCA, Wiktor Budzyński natychmiast zdołał zorganizować występy „wesołofalowców” dla uchodźców. Potem przez Jugosławię i Włochy dotarli na granicę włosko-francuską i tam w Modenie powstała Polska Czołówka Teatralna Nr 1. Szczepko i Tońko, już w mundurach bawili brać żołnierską „Polish Soldier’s Revue by Lwowska Fala”. Tak ich zapowiadały afisze i ani na chwilę nie zapominali „skąd ich ród” — że ze Lwowa. Tońko do ostatnich dni swego życia (zmarł w Warszawie 6 października 1990 r.) pamiętał jeden z ich ówczesnych skeczów. Żołnierze otrzymują do wypełnienia karty ewidencyjne. Jedna z rubryk ankiety brzmi: „W jakim kierunku się specjalizujesz?” Tońko, zgodnie z dawnymi regułami gry „durnowaty pomidor”, nie ma pojęcia, jak tę rubrykę wypełnić. Szczepko: „ta co ty, durnowaty pumidur, nie wisz w jakim kierunku si specjalizujisz? Ta w kierunku do Lwowa!”
No i specjalizowali się w tym jedynym możliwym do pomyślenia kierunku. Specjalizowali się, jeżdżąc od obozu do obozu, nieraz zaś i czołgając się od okopu do okopu. Aż w Modenie dosłużyli się stopni podporuczników, gwiazdkę zaś do beretu Tońka przypinał osobiście generał Stanisław Maczek, wręczając mu własną, oderwaną z generalskiego naramiennika. Rzadki to — być może — wypadek, by awanse zdobywać na wojnie za opowiadanie dowcipów. Lecz ich śmiech — tak wówczas potrzebny — mierzyć można bez mała i generalską rangą, bo podnosił na duchu, rozgrzewał zwątpiałe serca, kazał wierzyć w zwycięstwo.
„Byliśmy już pod Wilhelmshaven — wspomina Tońko w filmie, który o nim nakręcił Jerzy Janicki — kiedy kończyła się wojna. Byliśmy już właściwie u drzwi domu. Trzeba było wracać. Ale wracać do Wielkiej Brytanii, nie do domu. A myśmy chcieli do domu…”
Ponieważ dom ten nie został, jakby się wówczas mogło zdawać, na Obertyńskiej, lecz już na Worowśkoho, zawrócili Szczepko i Tońko do Wielkiej Brytanii. Kazimierz Wajda powrócił później do Polski. Spoczywa Szczepko na Rakowickim Cmentarzu w Krakowie. Chociaż tyle, że też w Galicji…
Tońko zaś znalazł się najpierw w Afryce, w Johannesburgu, później zaś w Anglii, gdzie już jako Mr Henry Barker przez siedemnaście lat wykładał angielskim sztubakom w angielskim college’u łacinę i zasady brytyjskiej konstytucji.
Albowiem ten „durnowaty pomidor” w życiu prywatnym znał ekspedite łacinę jeszcze z VI Klasycznego Gimnazjum im. Staszica na Łyczakowskiej, a z prawa administracyjnego doktoryzował się na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Pokażcie mi dzisiejszego rewiowego wesołka, który by, znalazłszy się na obczyźnie, mógł uczyć choćby w podstawowej, niedzielnej szkółce. Jak powiadają we Lwowie —dzisiaj już takich nie robią…”.
JERZY JANICKI
SZCZEPCIO I TOŃCIO http://www.lwow.com.pl/przekroj/szczepcio.html
Gdy rozpoczynała się audycja „Wesołej Lwowskiej Fali” zamierało w Polsce życie od Tatr po Bałtyk. Panny odmawiały kawalerom rande-vous i nie tylko, narzeczeni przestawali się całować, dzieci nie kładły się spać, a rodzice trzymali się za ręce. Ja szczególnie lubiłem szmonces, o czym za chwilę.
„Piosenka jest dobra na wszystko”, właśnie. Szczególnie lwowska. Lwowskie piosenki wybitnych autorów /Marian Hemar, Jerzy Petersburski, Henryk Wars, Emanuel Szlechter, Witold Szolginia, Feliks Konarski, Jerzy Michotek, Jerzy Janicki/, jak i te anonimowe, uliczne, stanowią dokument polskiej kultury obyczajowej i muzycznej, a także języka przełomu XIX wieku, oraz dwudziestolecia międzywojennego, w regionie, gdzie współżyły różne narodowości, krzyżowały się różne prądy obyczajowe i kulturowe, a kultura i język polski, mające zdolność asymilowania elementów obcych, rozwijały się potężnie i dumnie.
Obecnie młodzi Polacy, ale nawet i ci ze średniego pokolenia pozbawieni są słuchania tych lwowskich melodii i piosenek. Nikt bowiem, może za wyjątkiem Radia Katowice, w co niedzielnej audycji Danuty Skalskiej nie przypomina w Polsce chlubnych tradycji przedwojennego Radia Lwów i jego „Wesołej Lwowskiej Fali”.
Warto więc przypomnieć lwowski, a jakże, kabaret „Pacałycha” m.in. gościa specjalnego V Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie, znany w kraju i za granicą z telewizji ogólnopolskiej i TV POLONIA, cyklicznych programów w TV 3 i Polskim Radiu, wyróżniony medalem 750 lecia Bytomia.
Lwowski Kabaret „Pacałycha” z tymczasową /!/ siedzibą w Bytomiu założyła 18 lat temu Danuta Skalska wraz z przyjaciółmi, którzy po latach przymusowego milczenia, spontanicznie tworzyli Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich w Bytomiu.
18 lat „Pacałychy”, to wielu różnych wykonawców, setki występów, programy radiowe i telewizyjne, kameralne spotkania i wielkie koncerty w znaczących salach koncertowych, również za granicą – we Lwowie, w Ameryce, a także niezwykle prestiżowy udział w koncertach galowych podczas Światowych Zjazdów Kresowian.
Kabaret Pacałycha podczas Koncertu 5 Kultur – w 750 lecie Bytomia swoje dziesięciolecie obchodził hucznie w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu, wielokrotnie koncertował w sali Państwowej Opery Śląskiej w Bytomiu, był gościem specjalnym V Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie, skąd też fama o nim poprzez TVP 2 i TVP Polonia poszła w szeroki świat. Zaowocowało to zaproszeniem zespołu na tourne’ koncertowe do USA (Chicago – Floryda; marzec 2003).
Ale na początku było mozolne odtwarzanie lwowskiego klimatu w scenariuszach autorstwa Danuty Skalskiej , „Ni ma jak Lwów”, „Bal u ciotki Bańdziuchowej”, „Serce batiara”, „Tylko we Lwowie”, czy prezentowanym w festiwalowym amfiteatrze spektaklu „Tylko w…Mrągowie”.
Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom najmłodszej publiczności zespół prezentował również program pt. „BIG SZWAGIER – kontra Pacałycha”, będący parodią modnych obecnie reality show.
Program „Ta – joj Ameryko!” z myślą o amerykańskiej trasie koncertowej napisany został przez Danutę Skalską już razem z Markiem Bieleckim, wykładowcą Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej i Telewizyjnej w Łodzi, będącym równocześnie reżyserem dwóch ostatnich spektakli.
Niezrównanym odtwórcą roli Szczepcia w programach „Pacałychy” – jest Ryszard Mosingiewicz, znany także z roli Szczepka w serialu „DOM”.
W swoich programach „Pacałycha” prezentuje piosenki lwowskiej ulicy, piosenki emigracyjne teatru Feliksa Konarskiego REF-RENA z Chicago i kabaretu HEMARA z Londynu, teksty i piosenki własne, a także bogaty zestaw piosenek biesiadnych.
Poza wspomnianymi już spektaklami kabaret „Pacałycha” prezentował szereg programów okolicznościowych, m.in. „Baby, ach te baby”, „Śląsko-lwowska biesiada”, „Epitafium dla Obrońców Lwowa”, występował dla TVP 1 w programie „A to Polska właśnie!”, wielokrotnie dla TVP 2 i TVP „POLONIA”.
Przez 10 lat zespół prezentował swój cotygodniowy program w radiowej „Lwowskiej Fali”, od 15 lat bierze udział w cyklicznych programach „Oj, ni ma jak Lwów” w TVP Katowice, współorganizuje akcje charytatywne dla Polaków na Kresach, koncertuje na rzecz pomocy niepełnosprawnym, odbudowę Cmentarza Obrońców Lwowa., pomoc dzieciom z Kresów i ze Śląska.
Kierownik zespołu – Danuta Skalska w dziennikarskim rankingu 2004 – znalazła się wśród stu najbardziej znanych kobiet na Śląsku. W roku 2005 otrzymała nagrodę prezydenta miasta „MUZA 2005” za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kultury. Aktualnie prowadzi cotygodniową autorską audycję „Lwowska Fala” w Polskim Radiu Katowice.
Najnowszy kabaretowy program jej autorstwa:
„Ta-joj, Europo!” – to heca na temat śląsko-lwowskiej integracji, w związku z wejściem Polski do Unii Europejskiej.
Odpowiadając na szczególne zapotrzebowanie publiczności – kabaret „Pacałycha” oferuje także refleksyjny, muzyczno-poetycki program:
„KRESY – PAMIĘĆ – TĘSKNOTA”.
„Pacałycha” to coś więcej niż grupa kabaretowa na scenie. To także kresowa rodzina, dla której miasto Lwów to nie tylko kółko na mapie, ale wszystko z czym się identyfikuje, co scala, integruje i ciągle przypomina o tradycjach, korzeniach, tożsamości.
Jest to miejsce spotkań i imprez na które tłumnie ściągają ślązacy i kresowianie. Nie bez powodu mówi się że „Miasto Bytom z miastem Lwów rozumieją się bez słów”.
Życie codzienne XIX i XX – wiecznego Lwowa toczyło się barwnie na jego licznych przedmieściach, okalających miasto ze wszystkich stron.
Od północy rozciągało się jeszcze w średniowieczu ogromne przedmieście Żółkiewskie /najstarsza część miasta/, stanowiące wylot z miasta ku Żółkwi, zamknięte od zachodu ul. Szpitalną i Źródlaną, od wschodu Górą Zamkową i wertepami /po lwowsku – debrami/ pod Piaskową Górą i Drogą do Kisielki, od południa placami: Krakowskim, Gołuchowskich i Strzeleckim.
Gromadziła się tu głównie ludność żydowska, osiadła w tym miejscu jeszcze w średniowieczu za książąt ruskich. Zajmowała się ona głównie handlem starzyzną. Ulice Żółkiewska i Smocza pokryte były kramami z tanią, znoszoną odzieżą skupowaną przez t.zw. handełesów po domach miasta i przedmieść. Zaopatrywał się tu plebs miejski. Z czasem to niezwykłe centrum handlowe przeniosło się bardziej na południe, t. j. na plac Krakowski, oraz przyległe ulice. Miejsce to nazwano z żydowska „Krakidałami”, lub żartobliwie Paryżem.
„Czego mi naprawdę żal – to lwowskiego bałaku. Bo co tu dużo ukrywać, bo szkoda gadać, czyli właśnie po naszemu szkoden-goden, ale niestety skazany jest ten nasz bałak na zagładę i tylko patrzeć, a umrze i nie pozostanie po nim nawet wspomnienie” – żalił się Jerzy Janicki.
Bałakiem porozumiewali się nie tylko batiarzy, w moim lwowskim domu, gdzie spotykali się również ludzie sztuki i nauki, słyszałem nierzadko elementy bałaku.
Niedawno jedna z naszych lwowskich koleżanek, przedwojenna nauczycielka propedeutyki filozofii, filolog polska i angielska, na moją propozycję, aby przyjechała z mężem na kilka dni do nas do Krakowa, odpisała : „jestyś durnuwaty pomidur”. Jestem.
A więc „szmonces”. To również gwara, zresztą nie tylko lwowska, uszlachetniona medialnie w „Wesołej Lwowskiej Fali „ przez mistrzów, o których wspomniałem.
Szmonces z hebrajskiego „uśmiech” – dowcip, lub większa forma kabaretowa oparta na humorze żydowskim. Tworzone zwykle w tym środowisku (skecze w tym nurcie pisał m.in. Julian Tuwim) szmoncesy obracają się zwykle wokół spraw biznesowo-religijnych wyśmiewając arcypraktyczne podejście do życia. Bywają też szmoncesy oparte na grze słów.
Najpopularniejszym polskim szmoncesem pozostaje jednak skecz „Sęk” kabaretu Dudek w wykonaniu Edwarda Dziewońskiego i Wiesława Michnikowskiego. Choć jest to tekst napisany przed II wojną światową przez Konrada Toma, do masowego odbiorcy trafił po wojnie, właśnie za sprawą „Dudka” i telewizyjnych nagrań tego kabaretu. Można posłuchać tego arcyskeczu w you tube.https://
A szmonces współczesny? Oczywiście, że jest!!! Na razie estradowy z konferansjerki warszawskiego koncertu „Lwów w objęciach Warszawy z Rubinsteinem w tle”(konferansjer Aleksander Szumański):
„…”Iść już zapowiedzieć? Dlaczego nie?” Wprawdzie moja znakomita Mama, zawsze mówiła, że brzydką żydowską przywarą jest odpowiadać pytaniem na pytanie, ale ja idę szanowną Mamę uspokoić, że to ja sobie sam zadałem pytanie, odpowiedź więc należy do kogo? Do mnie? Więc co za pytanie? Z tego „Rubinsteina” wybrnąłem więc lepiej niż Aprikozenkranz i Untenbaum razem wzięci. Tu należy się Państwu przypomnienie, iż ci dwaj panowie, to nikt inny tylko Mieczysław Monderer i Adolf Fleischen, wykreowani przez samego Wiktora Budzyńskiego w „Wesołej Lwowskiej Fali” już w lipcu 1933 roku zabawiający publiczność szmoncesem. Niektórzy mówili, że lepiej zabawiali publiczność nawet od samego „Lopka” Krukowskiego, ale ja im nie wierzę, bo to oczywiście ja najlepiej zabawiam publiczność. Nie wierzycie Państwo? Co za pytanie…”?
„…Pożegnaliśmy więc na chwilę bałak, aby po raz kolejny wysłuchać skeczu, czy monologu, jak kto woli, artystycznie zatytułowanego „Rubinstein”. Oj, co ta to się nie działo na widowni, w momencie, kiedy durny Icek dostał od taty po mordzie, za to, że się nie idzie uczyć gry na fortepianie.
Rubinstein idzie mieć w banku sto tysięcy dulary, auto szedł kupić za 50 tysięcy, a za jeden koncert ta to ma… i tato ta to buch następnie drugi raz Icka w mordę. Gdy Icek szedł trzeci raz dostać w mordę za to, że może nie zostać Rubinsteinem, ta to ja przypomniałem sobie ortodoksyjnego, pejsatego handełesa, który na „Krakidałach” sprzedawał kolorowe pocztówki. Jedna przedstawiała brodatego Żyda mającego z lewej pożar, z prawej zaś ryczącego lwa. Napis pod pocztówką w wybranym języku brzmiał: „Nysz ta hir, nysz ta hir”, co oznacza: „ani tędy, ani tędy”. Pocztówki szły jak woda, a ja dzisiaj myślę: znajdźcie mi goja, który tak potrafi handlować. Ta to nie? Ta to tak!
Na „Krakidałach” widziałem parę lwowskich gojskich cwaniaczków, co sprzedawali ruskim zegarki. Nawet ten pejsaty handełes klepał ich po plecach: „joj, to był geszeft, jo jo joj aj sy git”! Handel był cymes! Jeden handlarz trzymał zegarek przy uchu ruskiego, a drugi cykał do wolnego ucha: cyk, cyk cyk! I zegarek „chodził” jak ta lala! Same cyferblaty bez werków szły jak woda, podobnie jak pocztówki „Nysz ta hir, nysz ta hir”.
Gdy Icek i Szyjka na estradzie szli rozmawiać o swoich ” curesach” bankowych i handlowych i mówiąc w kółko nie przestawali liczyć pieniądzów, to przypomniałem sobie inną parę szmoncesową:
– Moryc ty przestań liczyć pieniądzów, ty zobacz jaka piękna dziewczyna idzie iść na drugą stronę ulicy. Ja z nią tej nocy spałem. Na to Moryc: – u wa! Jakby ja chciał, to bym spał z nią codziennie, to jest moja żona.
Dialog:
Tate czy to prawda że są szmoncesowe piosenki?
Jakie szmoncesowe piosenki?
Tate mówiłeś żeby nie odpowiadać pytaniem na pytanie?
Tak mówiłem?
Tate a ta piosenka to szmoncesowa? :
PLACMUZYKA
„…placmuzyka kiedy gra,
wszysku śmieji się ha,ha,
durny Jasiu naprzód tam
z chłupakami pendzi sam.
Za nim jakiś stary Żyd
śpiwa sobi „aj sy git,
aj sy git, aj sy git,
aj sy, aj sy, aj sy git.
Dżija, dżija, dżija, ra,
jak ta banda pienkni gra,
pikulinu, bumbardon
i ten duży helikon,
mały bembyn, duży bas
i czyneli jeszcze raz,
ta banda, ta banda
wy Lwowi pienkni gra,
ta banda, ta banda
wy Lwowi pienkni gra.
W pensjonaci żeńskim tam,
dzie panienki sam na sam,
cichu w ławkach siedzu już,
a wytrzymać ani rusz.
A w tym jedna: „ha, ha, ha,
proszy pani, banda gra”
i du okna póki czas
biegnu wszyski wraz.
Dżija, dżija, dżija ra…
Naprzód jedna fik, fik, fik,
za niu druga myk, myk , myk,
za niu trzecia fajt, fajt, fajt,
a ta stara, majt, majt, majt.
Prufysorka szu, szu, szu,
biegni takży co ma tchu,
a profesur póki czas
miendzy baby takży wlaz.
Dżija, dżija, dżija, ra…
Z egzercyki kiedy już,
wojsko nam powraca tuż
wszysko cieszy się ha, ha
że to nasza banda gra.
Durny Jasiu naprzód tam
z chłupakami pendzi tam,
za nim chyca stary Żyd,
krzyczy: aj sy, aj sy git,
tatele, mamele, bubele haj,
wszysko krzyczy: banda gra,
Mojsi, Leibe, Aronsohn
in die szejne Ryfke Kohn,
wszysko krzyczy: aj waj mir,
die grojse bandzi hier,
die bandzi, die bandzi
die bandzi szpilt zoj git…”
A więc całkowicie inną sprawą, tuż, tuż w pobliżu bałaku jest jednak język szmoncesu. Aby wyrazić to najprościej można powiedzieć tak: szmonces to gwara ze swoistym akcentem, posiadająca nie gramatyczne pierwiastki języka polskiego, nieco języka literackiego jidysz, oraz dla Polaka znającego język niemiecki śmieszne wstawki „niby niemieckie”, w istocie nic nie znaczące, no i ten akcent „jidysz po polsku”. To słynna przecież już więzienna opowiastka o dwóch Żydach będących w jednej celi. Jeden więzień siedzi na krześle, drugi chodzi wokół krzesła. Ten siedzący mówi: Icek, jak ty chodzisz to ty myślisz, że ty nie siedzisz.
Mama do synka: „Moniuś ty stój prosto, żeby pan doktor widział jaki ty jesteś krzywy”.
Daleko mi tam kawały góralskie, zresztą czy ktoś z Państwa widział krzywego górala? Nasłuchałem się tych szmoncesowych opowieści, oj nasłuchałem, zresztą nie tylko na „Krakidałach”.
Wbrew pozorom szmoncesem mówili nie tylko talmudyści i goje z natury świeccy, ale również t.zw. „inteligencja szpagatowa”. Słowem, szmoncesem nie mówili tylko ci którzy nie chcieli i mówili wyłącznie jidysz.
I to był właśnie ten lwowski cymes.
Gdy na „Krakidały” /lwowskie targowisko/ przyjeżdżał, najpewniej hrabia, to wokół niego talmudystów nie zoczyłem. Kręcili się zaś w „krawatkach”, dostojnie ubrani osobnicy mówiący poprawną polszczyzną, załatwiając swoje geszefty, a to złoto 21 karat, jak Boga kocham prosto ze Stambułu, a to pierścionek z brylantem 3,5 karata blauweis do odebrania za połowę ceny, prosto z Wiesbaden, możesz pan sprawdzić u Rosenkrantza na rogu Legionów, na co prawie sicher usłyszał: Moniek ty mi nie idź psuć interesu, od razu Moniek znikał, pojawiał się inny osobnik też w „krawatce”, pachnący na odległość perfumami, bo kto wie czy hrabia nie był antysemitnik.
Na „Krakidałach” poza oszustami gier w „kolorki” i w „trzy karty”, pojawiali się osobnicy „lutujący garnki”. Ale nie ci, którzy wałęsali się po podwórkach lwowskich kamienic z zawołaniem „garki lutuuu”, ale w zupełnie inny sposób oferujący swoje usługi:
Stał taki osobnik przy składanym stoliku ze stosem garnków i reklamował preparat:
„…Jak państwa tu informuje, sam sobie na miejscu dziuruję, a potem lutuje. Bez kolbum, bez kwasum, bez żadnegom ambarasum lutujemy naszym preparatum. Każda kucharka może być blacharka od swojego garka. Jak państwa tu informuje – odejdź gówniarzu bo cie opluje. Niech sobie tylko marynarke dopne – odejdź gówniarzu bo cie w dupe kopne.
I w ten sposób znajdowały się nie tylko kucharki do nabycia „preparatum”.
W szmoncesie, podobnie zresztą jak i w bałaku istnieje podział na bogatych i biednych. Otóż w przedziale pociągu jedzie dwóch Żydów, bogaty i biedny. Ten bogaty się chwali, iż jedzie do Baden, potem do Baden-Baden, a potem do Wiesbaden. Biedny odcina się, jadę do Rajsze, potem do Rajsze-Rajsze, a potem do Wysrajsze.
Mistrzem tekstów szmoncesowych poza Konradem Tomem, był warszawski pisarz Stefan Wiechecki popularny „Wiech”. Jego teksty szmoncesowe całkowicie zapomniane to perły tej literatury. Wystarczy wymienić niektóre tytuły opowiadań:
– Trup przed sądem,
– Żydzi w przeręblu,
– Samobójca w wannie,
– Głowa pod łóżkiem,
– Nienawiść rasowa,
– Ludwik XIV i Rabinowicz
– Mord z litości,
– Siekana wątróbka,
– Chajrem na drzwiach,
– Gary Cooperstein
Oto klasyczny fragment tekstu Wiecha „Kuszenie Szpilfogla:
„…Panie sędzio szanowny, to było nie tak. Ja rzeczywiście jestem winien pana Rypsa 200 złotych. No to co jest? Kto dziś nie jest winien? A jak jestem winien to muszę płacić? Dlaczego? Bo się pana Rypsa tak podoba? Pieniądze na ulicy zbieram, żeby go długi oddawać? On dziecko jest, on nie wie, że dzisiaj nikt nie płaci? Wyjątek pójdę być? To ten stary łobuz nasyła bojówkie…”
Cała Polska zastanawiała się czy Aprikozenkranz i Untenbaum to autentyczni Żydzi z „Krakidałów”, czyli z „Paryża”, czy też genialnie uzdolnieni artyści, goje po lwowskiej wyższej szkole teatralnej, zważywszy, iż przecież Lwów był wielkim ośrodkiem naukowo- kulturalnym z Uniwersytetem im. Jana Kazimierza na czele. Znajdowały się we Lwowie wyższe uczelnie, Polska Akademia Umiejętności, Polska Akademia Nauk, instytuty naukowe. Tradycje naukowe Uniwersytetu Lwowskiego sięgają XVI w. Miał on znaczącą pozycję w Europie Środkowej w dziedzinie nauk humanistycznych i matematycznych.
Należy wyjaśnić nazewnictwo „goj” niejednokrotnie interpretowane jako obraźliwe dla nie Żyda oraz elementy modlitewne ortodoksyjnych Żydów w przedwojennej Polsce występujące nader często, dzisiaj w Polsce prawie w zaniku.
W czasie modlitwy obowiązkowym elementem stroju Żyda są: jarmułka (kipa) – okrągła czapeczka uszyta z sześciu klinów materiału, będąca oznaką szacunku dla Jahwe, musi być noszona także w czasie studiowania Tory, tałes (talit) – biały szal z czarnymi lub niebieskimi pasami oraz frędzlami, z najważniejszym najdłuższym frędzlem w jednym z rogów, na którym wiąże się supełki; tałes może też być wyposażony w atarę – pas o długości około 1 m i szerokości od 6 do 12 cm, często pięknie haftowany. Uprawnionymi do noszenia tałesu są wyłącznie mężczyźni żonaci.
Goj ( z hebrajskiego = naród ) – określenie pojawiające się wielokrotnie w Torze, tłumaczone najczęściej jako „narody” czyli zwykle nie-Żydów, kogoś spoza narodu Izraela. Niektóre tłumaczenia Biblii pomijają słowo goj i zastępują je słowem „narody”, np. w Biblii Tysiąclecia (Księga Rodzaju }. „Od nich pochodzą mieszkańcy wybrzeży i wysp, podzieleni według swych krajów i swego języka, według szczepów i według narodów”. W Torze słowo goj pojawia się 550 razy.
Jednak co bałak to bałak, polska mowa, chociaż moja Mama / nauczycielka języka polskiego i historii/ zawsze twierdziła, że najpierw bałakano, a potem dopiero uczono rozróżniać „BUK, BUG, BÓG”. Zapewne jest w tym nieco prawdy, bo jak pierwszy raz dostałem w mordę w I klasie to Szemrany bałakał: „fackę ci wykaraulę”. Wróciłem do domu z tą wykarauloną facką, a Mama w krzyk „Alek bój si Pana Boga”.
Jak nieco podrosłem, to w pociągu poznałem klawą dziunię, która mi zaśpiewała:
TA CO PAN BUJA, TA JA ZE LWOWA
Nocny pociąg trzecia klasa, w kurytarzu ona on,
Ona postać rasa klasa, on jest z Wilna – szyk – bon ton!
Znaczy się ja panią kocham! Sapie przy tym niby miech,
W uszko grucha, ona słucha, nagle ona głośno w śmiech!
Ta co pan buja, ta ja ze Lwowa!
Ta daj pan spokój, ta ja si na tym znam!
Na te kawałki ja za murowa!
Ja w sprawach serca doświadczeni mam!
Ta po co tracić naderemni słowa!
Jak pan mnie kocha, to wi pan co pan zrób?
Ta jedź pan ze mną do mego Lwowa
I nim co bedzi, ta weź pan ze mną ślub…”.
Emanuel Szlechter autor tekstu i Henryk Wars muzyki, zapewne nie przypuszczali, iż stworzyli tym utworem jeden z większych lwowskich szlagierów, przeboju radiowej „Wesołej Lwowskiej Fali”.
Kogo nie było na ostatnich koncertach w Warszawie i w Krakowie?
Nie przyjechały Panie; prezes „Radia Lwów” Teresa Pakosz i redaktor naczelna tego Radia Ania Gordijewska. Ale były usprawiedliwione, ponieważ od kilku tygodni nie wykonywały niczego innego, poza układaniem cyklu audycji o mojej poezji. Jeszcze podobno tak szybko nie skończą. Nie było również mojej szefowej Pani Bożeny Rafalskiej, redaktor naczelnej „Lwowskich Spotkań”, której logo przyjęła dzisiejsza odsłona festiwalu. Zatelefonowała do mnie i powiedziała:
„Alek nie przyjadę, bo muszę składać teksty o twojej poezji”.
I jak tu nie usprawiedliwić ich nieobecności?
Gdy zapytałem redaktora Zbigniewa Ringera, autora licznych reklam prasowych naszego koncertu, czy zadowolony jest z frekwencji, pękającej w szwach sali teatru „Groteska” odpowiedział: „…Iż tylko wariat mógł zrezygnować…”.
Faktycznie nie zauważyłem czołowych lwowskich „myszygine kiepełe”, o których opowiadał „cały Lwów”:
„LOLO WARIAT” – nostalgiczny , niechlujny osobnik, jednakowo „wywatowany” w zimie i w lecie, wyglądem wzbudzający ogólną sensację.
„WARSZAWA – WAWA” – gentelman w batiarskim kaszkiecie – proponujący napotkanym przechodniom podróż z Parku Kościuszki we Lwowie do Warszawy. Bez względu na decyzję „ruszał” truchtem naśladując lokomotywę parową – „warszawa wawa, warszawa wawa” – powtarzał rytmicznie. Dzieci oczywiście za nim biegały, a jakże, łącznie ze mną i z Adamem Macedońskim Kustoszem Pamięci Narodowej, współtwórcą krakowskiego słynnego „Przekroju”,
„PROFESOR JEGIER” – stał niezmiennie w wylocie bramy przy ul. Legionów w zapomnianym już dzisiaj pasażu Hellera, od rana do wieczora . Wykrzywiał śmiesznie usta wołając: profesor Jegier, profesor Jegier, reklamując kalesony jegierowskie, równocześnie rozciągając rzekomo elastyczne nogawki śnieżno białych kalesonów. Ten akurat chyba nie był stuknięty, interes mu szedł jak się patrzy. Trwał do września 1939 roku.
„ŁUCYK” – uzdrowiciel, szarlatan ubrany w długą szatę przystrojoną mosiężnymi gwiazdami i kołami, z wężem grzechotnikiem w zarękawku. Sprzedawał pigułki na wszystko, własnego wyrobu.
„BARONEK” – zubożały baron, hulaka, trochę pomylony, żyjący z jałmużny. Wystawał pod hotelem George’a i przemawiał po francusku. Podobno językiem literackim.
„DOKTOR” – stojący zawsze na placu Gołuchowskich, przemawiający do siebie po żydowsku i niemiecku.
„PROFESOR” lub „FILOZOF” – poeta, piszący na zamówienie okolicznościowe wiersze, stał z książką w ręku, zwykle przy ul. Wałowej i deklamował łacińskie wiersze, lub młodzieży szkolnej odrabiał zadania z łaciny .
„DURNY IGNAŚ” – grywał na skrzypkach pod murem kamienicy na rogu ul. Kurkowej i Czarnieckiego. Zaczepiany przez batiarów okrzykiem: „Ignaś Zośka cię nie kocha”. Wołał za nimi w złości: „Idź ty beńkart magistracki!”. Wykrzyknik ten stał się popularnym, potocznym zwrotem lwowian, wyrażającym zniecierpliwienie .
„BEN HUR” – albo „BUGAJ” – na poły oryginał , na poły pomyleniec, który wyśpiewywał w kółko: „buwajty zdorowa, moja zołoteńka”.
„DODIO” – dziwak, emeryt z górnego Łyczakowa, chodził w czarnej kapocie z pasją zdzierał afisze z murów, którymi wypychał kieszenie.
„ALTESZIKER ” / stary pijak / – Żyd, szewc i pijak, tańczący po ulicach.
„DURNY JASIU” – syn przekupki z rynku. Śmiano się z jego powiedzonek: „ni kupujci barszczu u mojij mamy, bo si tam szczur utopił”.
„ŚLEPA MIŃCIU” – siadywała na składanym stołeczku na Wałach Hetmańskich pod pomnikiem Sobieskiego przygrywała na harmonii i śpiewała ówczesne szlagiery np. „Śliczny gwóździki”, „Pienkny tulipani”. Zaczepiana przez uliczników wołała za nimi: „ty miglanc”!
Wszystkich tych oryginałów, dziwaków i pomyleńców lwowska ulica obejmowała nazwą „świrk” . Wyraz ” świrk ” był neologizmem lwowskim oznaczającym chorego umysłowo, wariata, pomyleńca – wywodzącym się podobno od zachowania pewnego symulanta, który chcąc się wykręcić od służby w wojsku austriackim udawał wariata ćwierkając jak świerszcz „świrk , świrk”. Od „świrka” pochodzą inne popularne we Lwowie wyrazy: świrkowaty – głupkowaty, pomylony, ześwirkować – zachowywać się jak świrk, t.j. wariat, lub po prostu świr.
Czy miałem na koncertach konkurencję? Oj miałem, miałem!!! Czy konferansjer może zastąpić pięć pięknych panienek, w dodatku śpiewających i tańczących? Nawet nie leżało to w możliwościach Fryderyka Jarosy’ego, konferansjera teatru „Qui pro Quo”, którego styl prowadzenia konferansjerki był nie do naśladowania i podrobienia. Usiłowali tego dokonać Edward Dziewoński i Kazimierz Rudzki Ale ja? Skąd do gościa? Tak by zapewne zapytał Rubinstein.
Ale o co chodzi? Oczywiście o zespół „Paka Buziaka”
Piosenką „U Bombacha fajna wiara” w wykonaniu pięciu dziewczynek tworzących zespół „Paka Buziaka” rozpoczął się w krakowskim teatrze Groteska Koncert Galowy Piosenki Lwowskiej. Warto przypomnieć tekst tej batiarskiej ulicznej piosenki, posiadającej melodię skocznej polki, do której można było podkładać kuplety z innych tekstów, lub tworzyć nowe.
„U Bombacha fajna wiara,
wcina precli, ćmi cygara.
Oj, diridiri, rach, ciach, ciach,
ruchaj, ruchaj, uhaj, dana,
oj, didiri, rach, ciach, ciach,
ruchaj, ruchaj, uha!
Szac chłopaki lwoskie dzieci
kużdy ładny, aż si świeci.
Oj, diridiri.
Już szklankami hebra dzwoni,
Jóźku szpila na harmonii.
Oj,diridiri..
Wtem nadchodzi ciemna sztuka
i na sali szpargi szuka,
oj, diridiri.
My du niego czaru-maru:
hulaj za drzwi, ty batiaru!
Oj, diridiri.
A jak nas przyprosi grzeczni
upijemy si serdeczni.
Oj, diridiri.
Niech si dowi, ży we Lwowi
so chłopaki honorowi.
Oj didiri.
Ni ma to jak batiar lwoski,
Lecz najlepszy łyczakoski.
Oj, diridiri.
Każda hebra je murowa,
Lecz najlepsza z Łyczakowa.
Oj, diridiri.
Chto si z naszy wiary śmieji,
naj gu nagła krew zaleji.
Oj,diridiri.
I kto Lwowa ni szanui,
Naj nas w dupy pocałuji.
Oj, diridiri.
Kto we Lwowi raz był bity,
ten udwalić musi kity.
Oj,diridiri.
A chto z nami trzyma sztamy,
temu lepi jak u mamy.
Oj, diridiri.
Instrumentalno- wokalny zespół „Paka Buziaka” na koncert galowy przyjechał z Jeleniej Góry, zapewne również i po otrzymanie II nagrody w konkursie piosenki lwowskiej, w kategorii dzieci i młodzieży, wykonał dwie piosenki ” U Bombacha” i „Ten drogi Lwów”. Jak malowane, piękne panienki z najmłodszą 9-cio letnią, zaprezentowały się w składzie: Emilia Kowalewska, Natalia Kopwzan, Malwina Bogdan, Joanna Kowalewska, Agnieszka Sieczkowska – warto te nazwiska zapamiętać.
Tekst drugiej piosenki śpiewanej przez zespół „Paka Buziaka”:
TEN DROGI LWÓW
Każdy ma coś drogiego
Coś dla serca miłego
Ten ma swoja kochankę
Tamten wina szklankę ma znów
Jeden kocha Warszawę
Drugi pieniądz i sławę
Ja mam tez swoją słabość
Bo ja kocham namiętnie Lwów
Ten drogi Lwów
To miasto snów
Gdy gdzieś usłyszę „cajirączki”
Gorączkę już mam
Ten Stryjski Park
Ten „Wschodni Targ”
Te „szanowania”, „padam do nóg”, „bądź zdrów”
Ma tylko jeden Lwów
Lwów jako pierwsze i jedyne w II Rzeczypospolitej miasto polskie zostało odznaczone Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari Uroczystej dekoracji dokonał 22 listopada 1920 roku we Lwowie naczelnik państwa marszałek Józef Piłsudski.
To najwyższe polskie odznaczenie wojskowe nadano bohaterskiemu miastu, które do dziś z dumą nosi dewizę „Semper Fidelis” W całej historii orderu, poza Lwowem, tylko jeszcze dwa inne miasta dostąpiły tego zaszczytu – Warszawa i Verdun.
Stanisław Wasylewski pisał: „.. w tej tu rewii cudowności ojczyzny rozmaitych, zdanych przez przyrodę, pobudowanych przez człowieka, czymże się pochwalić zdołasz, miasto jedyne – zegarem bernardyńskim, Kopcem Unii Lubelskiej, ślubowaniem króla Jana Kazimierza u stóp Panienki, szmaragdami drzew, Czartowską Skałą, czy tym co dorzuciło do naszej artystycznej niepodległości, w teatrze, na sztaludze, ołówkiem artysty, wysiłkiem pisarza, czynem żołnierza – czy może „najsampierwej” /pisownia oryginalna/ tym cmentarzem chłopiąt(Cmentarz Obrońców Lwowa), który jest twoją Skałką i Wawelem, Westminsterem i Termopilami. A może pochwałą obcych, bo ta najbardziej popłaca, to chyba powiedzeniem marszałka Focha, który rzekł w czasie bytności swej we Lwowie: „W chwili kiedy wykreślano granice Europy, biedząc się nad pytaniem, jakie są granice Polski, Lwów wielkim głosem sam odpowiedział – Polska jest tutaj”!
Koncert Galowy w krakowskim teatrze „Groteska” uświetniły panienki z zespołu „Ychtis”, równie piękne jak panienki z zespołu „Paka Buziaka”.
Przed rozbawioną publicznością ” Groteski ” wystąpił zespół wokalno – taneczny z Katowic „YCHTIS” . I znowu pięć panienek z najmłodszą również 9-cio letnią dziewczynką. Zespół zdobył I nagrodę w konkursie piosenki lwowskiej, w kategorii dzieci i młodzieży z orzeczenia Jury, której przewodniczyła Pani Redaktor Danuta Skalska audycję „. „W cywilu” Prezes „Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich w Bytomiu”. Usłyszeliśmy dwie piosenki ” Wierne madonny” Jerzego Michotka, oraz ” Banda gra ” nieznanych autorów. Były bisy, a jakże. Zespół wystąpił w składzie: Małgorzata Bernacka, Dagmara Sztuba, Martyna Cieślik, Kamila Borzemska, Adrianna Rydz. Panienki już rozsławiły Polskę i lwowską piosenkę na całym świecie. Zespół ” Ychtis ” koncertował w Polsce, w Monachium, Stuttgarcie, Chicago, Nowym Yorku, w miastach kanadyjskich, miastach francuskich, miastach niemieckich, w Londynie i w miastach Wielkiej Brytanii, oczywiście we Lwowie etc. niemal cały świat został podbity przez pięć urokliwych i malowniczych panienek z Katowic. Zespół „Ychtis” i występujące panienki to już instytucja.
Co śpiewano na koncertach?
„Może syn” muzyka i słowa Feliks Konarski
„Ta to jest wprost nie do wiary” muzyka i słowa Wiktor Budzyński
„Kocham Lwów” muzyka Ewa Walczak, słowa Andrzej Szczepański
„Zaproszenie” muzyka Kazimierz Wesołowski, słowa Krystyna Angielska
„Śpiący we Lwowie” muzyka i słowa Piotr Johaniuk
„Lwowskie kwiaty” muzyka Kazimierz Wesołowski, słowa J. Siligo
„Lwów to dla mnie zagranica” autorzy nieznani
„Wierne madonny” muzyka i słowa Feliks Konarski
„Banda gra” autorzy nieznani
„Panie fiakrze joj” muzyka i słowa Feliks Konarski
„Sensacja bo kino gra” – autorzy nieznani
„Moja gitara” muzyka Tychowski, Landowski, słowa Emanuel Schlechter
„Boston o Lwowie” muzyka Henryk Brown, słowa Marian Hemar
„Moje serce zostało we Lwowie” muzyka i słowa Marian Hemar,
oraz wybór klasyki piosenki lwowskiej. Przecież we Lwowie muzy śpiewały zawsze.
Cytatów tekstów lwowskich piosenek oczywiście nie za wiele:
„… du stulika panny Basi
muturowy pcha si,
czy mni panna zechcy,
pytam panny ja si…”
„… u dwunasty godzini
idym se przez Lwów,
upiłym si na wini,
awantura znów,
ale mi si nic nie stału,
bom ja hultaj, jakich mału…”
„… Antyk z Mańką tak wywijał
aż natrafił na specyjał…”
„… Antyk z Maniu na huśtaniu
bałakali u kuchaniu…”
„… hulam sy ulicu,
gwiżdży jakiś sztair,
a tu z moją Mańku
idzie jakiś frajer.
Ja du niegu idym,
Bić go nie chcym wcali
I tylko bałakam,
by si frajer spalił.
Ja do niego grzeczni:
naj si pan udwali !
A un ubcysowu
mnie po mordzie smali.
Tak on mni uderzył,
to ja gu pogłaskał
jego stacja ratunkowa,
a mni dziad putaskał.
Siedzy w furdygarni,
ali hunurowo
frajer we szpytalu
z ruzwalonu głowu.
Z ruzwalonu głowu
i odbitu nerku,
a ja z moju Mańku
żyji na wiaderku…”
„… Na ulicy Kołłuntaja
bije baba policaja.
Policaja biła
Ni bała si.
A policaj chap za łydki,
taskał baby na Brygidki.
Tutaj babu trochi
Odpoczniesz sy…”.
Te dowcipne kuplety powstały w czasie I wojny światowej, lub tuż po niej i posiadały różne wersje tekstów, niekiedy niecenzuralnych:
„…idzie baba bez ulicy
Ubtargana, że aż strach.
Pan pulicaj z niej si śmieji
Śpiwa sobi rach, ciach, ciach…”.
„…Na ulicy Kołłuntaja
bije baba policaja,
kop go w dupe, kop go w jaja,
tak si biji policaja…”.
„… Siadła sobi pod ganeczkim,
Rozmyślała nad wianeczkim.
I tak sobie liczy, liczy
I spuglonda w swoju piczy.. .”.
Wreszci, wreszci, nareszci pojawili si dwa frajery i zaczeły si besztać.
Że to niby jeden ma przetarty ancug i wcale nie jest taki śliczny jak mu si wydaji. I że zamiast siedzić cicho to zakłada bajer o nie swojej bini, zamiast być blat. Drugi zajedża browarem i ma duży bandzioch z zawartością samego bongu i się chycka na kulasach.Wieczorami chirzy i się ciuma z dziuniami. A te dziunie to szantrapy, jak ruszają pedałami, to się chcą powozić. Wreszci dali sy graby i wjechali na fortepian co to go wmawiali celnikom, że jest łóżko. Ale chirus celnik nie dał się nabrać, chatrak jeden. Aż wreszcie weszło jakieś potyrcze z hołodrygą któremu ciekła jucha z kinola, bo jak był chirny to go ktoś zaprawił gdy był absztyfikantem jakiejś pindy. Do chajderu nie chodził ? Chalaburdnik jedyn.
Któż to te dwa frajery, czy to nie przez przypadek Tońcio i Szczepcio w odwiecznym bałaku ? W Tońcia i Szczepcia wcielili się Adam Żurawski i Ryszard Mosingiewicz z Bytomia wykonując brawurowo dwa teksty: ” Miśku i Nurku ” autorstwa Ryszarda Mosingiewicza, oraz ” Naj niei ” Wiktora Budzyńskiego.
A była jeszcze obowiązkowo piosenka:
„… Popamiętaj ty sy, Tońku!
Powiedz, Szczepciu, powiedz co?
To si tobi przyda,
Bo pamiętaj, ży ni bida,
Ale piniundz, to, nieszczęści, o!
Kto ma forsy, temu zdaji si,
Temu zdaji si, ży un król,
Żyji, piji i przydstawia si,
Kużdyn przy nim nul.
A gdy nagli forsa skończy si,
Zara skończy si cały bal,
Stenka, kwenka i zustai mu
Po ty forsi żal.
A my dwa, oba cwaj
Ni mamy nic i mamy raj!
Nam nic ni zrobi zło,
Bo trać jak ni masz co!
Kto ma forsy, ten kulegi ma,
Przyjacieli ma, wszysku ma,
Jest kuchany, żyju, piju z nim
Dzie si tylko da,
A gdy nagli forsa skończy si,
Wtedy wisza się na nim psy,
Nikt go nie zna, nikt ni kocha go
To ni ta co my!
Bo my dwa oba cwaj,
Bu takich ni ma cały kraj,
My dwaj ,ohoho!
To tak jak innych sto!
I co było po tyj piosence? Następna? A właśnie, że ni! Tylku co?
Ta to ” My dwa ohoho! To tak jak innych sto”!
I co było dalej?
Adam i Ryszard powiedzieli: jedziemy hajcownią bez haltowania do Kulparkowa. I my się pomylili i zajechali do Warszawy, gdzie myśleli, że my będziemy śpiwać warszawskie piosenki:
„siekiera, motyka, pędzel, alasz
przegrał wojne głupi malarz”,
a my tymczasem śpiwali w stolicy lwoskie piosenki Tońcia i Szczepcia.
I jakaś hadra zadzwoniła do mni, że nie wolno śpiwać lwoskich piosenek, bo ni ma zezwolenia Unii Europejskiej na lwoskie śpiwanie i była nie wąska hałaburda z durnym myszygine potyrczem.
Ja jij w odpowiedzi zaśpiwał fałszem:
„…tańczu polki z figurami,
husia, siusia, husia, siusia,
knaju pary, za parami,
husia, siusia, husia, sia,
aligancku i zy szykim,
husia, siusia, husia, siusia,
przeplatajunc wrzaskim, krzykim,
husia, siusia, husia, sia,
i du siebi i ud siebi,
wszysku skaczy jakby w niebi
ze szczypanium i macanim,
hula polka husia, siusia…
…trarara Antyk na harmonii gra,
tra rara on przybirać klawo zna,
tra rara, baw si, braci, póki czas,
skoro dzisiaj na zabawu prostu do nas wlaz.”
Jak ja wrócił do chałupy wieczór po śpiwaniu, oczywiście już chirny, to się rozdzwoniły telefony, jak w kuczki, czy też po kuczkach, a to stacjonarny, a to mój komórkowy, a to komórkowy mojej żony, od oficjalnych mediów i władz naczelnych Państwa i Warszawy z gratulacjami i równocześnie z przeprosinami, iż nie mogli przybyć na koncert lwowski, ponieważ przepisy Unii Europejskiej tego nie zezwalają.
Jeden galanty nawet powiedział: „ty Szumański nie bądź taki awojler jing” / odważny chłopaczek /.
Powoływali się na tak zwany „Paragraf Rozsądku Poprawności Politycznej” (PRPP) który nie zezwala na śpiwanie batiarskich piosenek nawet członkom Unii Europejskiej po kuczkach. Miałem, a jakże telefony gratulacyjne z Brukseli, ale nie powoływali się na Paragraf Rozsądku, jedynie na kinderską piosenkę, która ich zdaniem jest nie obyczajowa. To ja se „ftedy” rąbnął pół basa chiry i i już byłem z powrotem lordem, to też powiedziałem żonie: aus z nami.
Pocieszyła mnie małżonka mówiąc: „ ty ich bajtluj, że ci bebechy z żalu popenkaju, gdy nie będzie lwoskich koncertów i rób swoje, konferansuj, śpiwaj swoje, pisz swoje, deklamuj swoje i rób za absztyfikanta, czy chabala wszystkich dziuń , możesz nawet powozić dziunie i ciumać się z nimi na oczach całej Unii Europejskiej , Pana Pryzydenta i nawet samych skłonności do inklinacji , masz moje pozwolenie, ale tylko na klawe dziunie , a gdy ci powiedzą, że są dalej kuncerty i z dziuniami ma być fertig, to powiedz, że to chyba jakiś chatrak – hołodryga, czy czerepacha ich informował i bądź blat i mogą cię całować w kinol i nie tylko”.Posłuchał ja żony i dzisiaj gdy zadzwonił jakiś galanty z magistratu i pytał czy to prawda, że jakiś koncert lwowski odbędzie się w Warszawie, to żona mi wyrwała słuchawkę i powiedziała: „panie galanty odteguj si pan , bo my z mężem teraz gramy w cymbergaja i ja si odgrywam, nie mam czasu i fertig szlus. Jak ma pan drobne to przyjdź pan do nas to zagramy w krepcie na grajcary 1000 euro stawka”.I zrobiła się w magistracie po tym telefonie cała hałaburda, aż bebechi z bandziocha wyłaziły, o batiarsku mowu u nas w domu, bo to nie był telefon od jakiegoś galantego, tylko zwykły czerepacha, czy hołodryga dzwonił. A koncert się w Warszawie odbył i mogą w ”Wybiórczej”, czy w innym telewizorze pocałować kwargiel, pindę, lub potyrcze i wsadzić wszystkie kinole do mojej bratrury.I cóż, czułem się spełniony, gdy zaprosiłem na scenę znakomitą lwowiankę Halinę Kunicką. Artystka śpiewała stare przeboje i nowe piosenki, towarzyszył jej na fortepianie Czesław Majewski. Halina Kunicka po raz drugi wystąpiła w koncercie galowym piosenki lwowskiej. Po raz pierwszy w 2008 roku, również w krakowskim teatrze Groteska i też miałem zaszczyt ją zapowiedzieć. Halina Kunicka rodowita lwowianka przed występem powiedziała: „…Nie ma jak miasto Lwów…”.
Zakochany od pierwszego wejrzenia zadedykowałem Pani Halinie Kunickiej wiersz „Tęsknota” (autor Aleksander Szumański):
TĘSKNOTA
Idę do ciebie razem
Idę do ciebie przestrzennie
Smutek zamieniam w dumanie
Bezbrzeźnie mi i bezdennie.
Już Nowy Rok nam przyświeca
Za nami lata zmęczone
Tu wicher zaśpiewa na chwilę
Zapraży słoneczko prześnione.
A jakoś mi dzisiaj nijako
Jakoś mi dzisiaj sennie
A może mi byle jako
A może smutnie bezdennie.
Już chyba zasypiałem
A może trwałem w śnie
Gdy wiersz ten napisałem
Pozornie krzepiący mnie.
A tyle miast jest w oddali
Ile mych spojrzeń w twą stronę
Czy branką mi byłaś w bezmiarze
Kochanką, miłością i żoną.
Już księżyc się zmienia złociście
Wciąż jesteś przede mną i we mnie
Czy nie jest to już wszystko jedno
Bezbrzeźnie mi i bezdennie.
Miłością są tylko słowa
I snują się nadaremnie
Gdy nasza miłość do Lwowa…
Bezbrzeźnie mi i bezdennie.
Aleksander Szumański
A publiczności zadedykowałem własne teksty kinderskie:
NOWY ANCUG
Kupił ja sy ancug nowy
I do moi hulam baby
Piji likir bananowy
Babie daje swoju graby
I zakładam klawy bajer
Na harmoszce nowy sztajer
Baba si ze śmichu ścieli
Ta ja fruwam w karuzeli
Rach ciach ciach
Babe w piach
I jasny anieli
Koguś w morde szczeli
Baba w bałak daj sy spokój
Bo to ja cie w morde szczeli
Będziesz miał rozbity kinol
Ty drymbajło co w niedzieli
Pod kościołem zginasz graby
Nim do swoi hulasz baby
Pomalutku aż do skutku
Jak si hajdać zaczniesz w kółko
To pod hajrem cie upieszcze
Poznasz wtedy Antka Ziółko
Antyk ty na nerw zagrywasz
I hałukasz na bezdurno
Jestem Mańka a nie zgrywa
Z nami aus ja mówie równo
Jojkasz, jojczysz nie do wiary
Ja katulam si do ciebie
A ty mi potyrcze sadzisz
Mnie przy tobie tak jak w niebie
Antyk jesteś zawierucha
Co w ancugu do mnie drybasz
Ancug nowy zmiętolony
Jak pod chajrem wciąż przebywasz
Kupił ja sy ancug nowy
I do innyj hulam baby
Co na rogu Kupernika
Stoi cięgiem bez bucika
Rach ciach, ciach
Babu w piach
I jasny anieli
Koguś w morde szczeli
Aleksander Szumański
BAŁAKOWY WIERSZ O MAŃCE
Maniuśka popatrz na nasz Lwów
Już trzeźwem okiem
Na Pohulance widze znów
Nasz ślub z widokiem
I wszystkie dzwony się we Lwowi
Pourywaju
Więc powiedz tylko kocham cie
Nie tylko w maju
Maniuśka och Maniuśka siup
Ty Kliparowa jesteś cud
Gdy na golasa
Jesteś od pasa
Ty Antoś jesteś fajny chłop
Jakżeś pijany
Jak wytrzeźwiejesz znów
Przylepie cie do ściany
Bo Mańka znaczy sie
Nie jestem dla frajerów
Więc Antoś drogi odpieprz się
Idź do cholery
Maniuśka och
Maniuśka siup
Ta ja bez ciebie
Siny trup
Ta daj mi buziaka
Ta nie bądź że taka
Ja na zabawie jakiejś już
W straży pożarnej
Przyjde ze szlaufem
Sikne nim
W te mordy małpie
Więc nie opieraj się Maniuśka
Daj mi swe serduszko
Bo ja się dziś zastrzeli
Z tobą na karuzeli
Najpierw cie w morde strzeli
Jaśni anieli
Aleksander Szumański
CZYKULADKI I CUKIERKI
Czykuladki i cukierki
Słodziusieńki bumbunierki
Pienkne panny, kwiatów mowa
A to wszystku jest zy Lwowa.
Popatrz z góry na Łyczaków
Tam jest smak pachnących maków
A frajery z Kleparowa
Przecież także są ze Lwowa.
Gdy muzyczka rżnie sztajera
Lwów pienkniejszy niż Riwiera
Bo na rogu Kopernika
Tańczy panna bez bucika.
Po Gródeckiej jedzie tramwaj
A my dwa są obacwaj
A tu Antek leje w mordę
Pół literka i jest lordem.
Czykuladki i cukierki
Słodziusieńki bumbunierki
Pienkne panny kwiatów mowa
A to wszystku jest zy Lwowa.
Wezme babe swe pod pache
To mi fundnie drugą flache
Policjanci i złodzieje
W ryło wóde każdy leje.
A po wódce twoja Mańka
Jest jak w cyrku Wańka-Wstańka
Mańke widać jak na dłoni
A frajera frajer goni.
Gdy ze Lwowem sztamę trzymasz
To nie będziesz za oryginał
Bo gdy się urodzisz znów
To zobaczysz miasto Lwów.
I cukierki czykuladki
I amantów własnej babki
Swoje meszty na stoliku
Rudą Mańke na nocniku.
Przy twej Mańce jakiś frajer
Uskutecznia ręczny bajer
Ja frajera facką w mig
Absztyfikant był i znik.
Bal u ciotki Bańdziuchowej
Trzymam dziunię szczegółowo
Dziunia klawa ja też szyk
Frajerowi portfel znik.
I cukierki czykuladki
Dookoła nowe babki
Piękne panny kwiatów mowa
Skąd te panny? Z Kliparowa.
Czykuladki i cukierki..
Słodziusieńki bumbunierki
Pienkne panny kwiatów mowa
A to wszystku jest zy Lwowa.
Aleksander Szumański
Po koncercie udaliśmy się na bal lwowski. Nie pamiętam dokładnie co robiliśmy na tym balu. Czy wyznawałem miłość następnej dziuni, czy usiłowałem tańczyć przytulackie tango w nowym ancugu. A może pisałem wiersz na okoliczność balu lwowskiego:
BAL LWOWSKI
Przy lwowskiej ulicy
W okrągłej sali
W kątku zasypiał
Kwiatek konwalii
W rączce go miała
Dama spóźniona
Na poły smutna
Na wpół stęskniona
Gdy nie pojawił
Się ten z oddali
Umarł i zastygł
Kwiatek konwalii
Dama umarła
Z kwiatkiem uśpiona
Na poły smutna
Na wpół stęskniona
Bo nie wiedziała
Mgła konwaliowa
Że już nie każdy
Wraca do Lwowa.
Aleksander Szumański
Wracam ja sy do domu, natychmiast bryz do kumputera, czy się ktoś nie nagrał z jakimś fajnym bałakiem o koncercie galowym, może sam Pan Pryzydynt RP z gratulacjami wyłącznie dla mni, a tu, przecieram głaza, czy się nie śni, a to ta joj ! Mówi Radio Lwów do mni ! A przed mikrofonem sama Pani Prezes Radia Lwów Teresa Pakosz, a tuż obok Pani Redaktor Ania Gordijewska. I Pani Prezes bałaka jak było na koncercie. To ja referuje, że klawiej być nie mogło, tylko nie dopuścili mnie do zaśpiewania „Ta joj mnie nazywają”, że się to niby bałamkam jak chirny, gdy chodzę. I dalej bałakam o Zespołach „Paka Buziaka” i „Ychtis”, co to z piosenką lwoską i z poezją księdza Jana Twardowskiego w tle zwiedził cały świat. Jeszcze nie byli tylko na Alasce, bo tam nie ma złota i jeszcze nie dotarli lwowianie. A panienki, mój Ty Boże, wycięte z oleju Wojciecha Kossaka. Ta to znów Ania Gordijewska bałaka o zasięgu światowym lwoskiej piosenki.
Co by nie, Pani Redaktor ! Szkoden goden! „Cały Lwów na mój głów” I wszystko na żywo na antenie Radia Lwów ! Ta joj !
A Pani Bożena Rafalska redaktor naczelna „Lwowskich Spotkań” /moja szefowa / powiedziała:
„I ja tam byłam, miód i wino piłam, a com widziała i słyszała w księgi umieściłam”.
SŁOWNICZEK BAŁAKU LWOWSKIEGO
krepcie – gra
awojler jing – odważny chłopaczek / szmonces /
absztyfikant – adorator
bałak – rozmowa, gadka
bajbus – niemowlę
bandzioch – duży brzuch
chatrak – konfident
chirus – pijak
cwajer – dwója
ćmaga – wódka
drybcia – stara kobieta
dziunia klawa – ładna dziewczyna
powozić dziunię – reszta jest milczeniem
fafuły – pełne policzki
funio – zarozumialec
galanty – elegancki
graba – ręka
hajda – wynocha
handełes – handlarz
hołodryga – oberwaniec
jadaczka – gęba
juszka – rzadka zupa
jucha z kinola – krew z nosa
kacap – głupiec
pedały – nogi
pinda – niedorosła dziewczyna
potyrcze – pomietło
szantrapa – niechlujna kobieta
ścierka – ladacznica
śledź – krawat
krawatka – krawat / dostojnie /
Koncert piosenki lwowskiej prowadził Aleksander Szumański