Wrwane z kontekstu: Być jak trędowaty
12/02/2012
419 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Chcę, bądź oczyszczony! (Mk 1,41)
Trędowaci w czasach Jezusa byli skazani na odosobnienie. Nie wolno było się im zbliżać do miejsc publicznych, a gdy napotykali na drodze ludzi musieli ostrzegać ich specjalną kołatką i natychmiast schodzić im z drogi. Gdy nie przestrzegali tych reguł, mogli zostać ukamienowani.
Trędowaci byli ludźmi przeklętymi, mawiano o nich, że umarli za życia.
Zaiste wielka musiała być determinacja bohatera dzisiejszej perykopy – trędowatego, który odważył się przyjść do Jezusa!
Zaiste wielka musiała być jego wiara w to, że Mistrz może go uzdrowić – jeśli tylko zechce.
Mistrz zechciał. Uzdrowił. Umarły wrócił do życia. Już nie był skazany na odosobnienie.
Dziś trąd nie jest już chorobą tak straszną i tak powszechną. Jeśli jesteśmy trędowaci, to raczej w sensie metaforycznym, duchowym.
Popadamy w konflikty z bliźnimi i sami pchamy się w mękę odosobnienia.
Popadamy w grzech i tym samym oddalamy się od Boga.
Ta choroba też jest straszna i równie powszechna jak trąd w czasach Jezusa.
Lecz jest o wiele łatwiej uleczalna.
Wystarczy tylko uznać swe przewinienia, wyrazić skruchę i Jezus poda nam swoją pomocną dłoń.
Jest bowiem wciąż zdjęty litością, która ma swe źródło w wiekuistym ognisku Bożej Miłości.
Lecz jakoś brak nam determinacji, odwagi i wiary tamtego trędowatego.
Mimo, że nikt nam przecież za zbliżenie się do Niego nie grozi ukamienowaniem.