Lęk przed zmianą.
Poprzedni film Dupieux, 'Opona’, nie spodobał mi się. Oparty na jednym pomyśle rozciągniętym na półtorej godziny, nużył, stał się tylko przydługim żartem. Za to we 'Wrong’ pomysłów jest wiele, ale i ten film mnie do końca nie przekonuje.
Punktem wyjścia jest godzina 7.60, o której budzi się bohater i stwierdza, że zaginął mu ukochany pies. Zanim stanie się to częścią teorii spiskowej, oglądamy kilka kolejnych scen, które wprowadzają nas w rzeczywistość tego filmu – rzeczywistość absurdu, który nikogo poza widzem nie dziwi, bohaterowie są z tej samej gliny, co sceny. A więc w miejscu pracy naszego bohatera (chodzi tam zresztą codziennie, mimo że został zwolniony) w biurze ciągle pada deszcz, ludzie piszą na komputerze, przeglądają papiery w strugach wody. Palma, która jeszcze wczoraj była palmą, stała się dziś świerkiem. Absurdalna rozmowa nt. loga (najlepsza chyba scena w filmie) z dziewczyną z pizzerii sprawia, że dziewczyna z miejsca zakochuje się w rozmówcy i postanawia się do niego wprowadzić, mieć znim dzieci, które urodzi dzień później od razu w postaci dorosłej. Podobne zdarzenia dzieją się cały czas, nic nie jest normalne, wszystko jest na wspak. Nas wszystkim tym zdaje się zaś czuwać tajemniczy Pan Chang, który ma zniknięciem psa coś wspólnego. Opisywanie akcji nie ma zresztą sensu. Jak cały ten film, który powstał, by dziać się 'bez powodu’.
Albo się to akceptuje i daje się uwieść/nieść historii, albo nie. Nie ma pośredniej ewentualności. Mi ten aprzeczynowy świat trochę nie przypasował jednak. Brakło mi tam jakiegoś zawiązania. A także brawury. Niektórzy porównują ten obraz do Lyncha pożenionego z braćmi Coen, coś w tym jest. Niektórzy mówią pop-Bunuel, co wydaje się chyba przesadne.