Polscy logistycy – informuje "Nasz Dziennik" – przewidują wstępnie trzy warianty przemieszczenia szczątków tupolewa: drogowy, kolejowy i lotniczy. Polscy specjaliści nie mają łatwo. Już na wstępie rozpoczął się spór o wstęp na teren jednostki wojskowej, gdzie znajduje się wrak, a ściślej: część wraku polskiego samolotu.
Tak więc strażnicy nie zamierzali wpuścić samochodów na teren jednostki. Rosyjski żołnierz chciał, by Polacy – po szczegółowej kontroli – wchodzili pieszo. Na tłumaczenia i prośby stracono trzy kwadranse. Jeden samochód musiał zresztą pozostać na zewnątrz jednostki. Ot, drobiazg (nie tak już Polacy byli sponiewierani). To nie była ostatnia przeszkoda. Nie wiadomo więc, czy będzie otwarty Siewiernyj. Jeśli nie (zapewne nie będzie – uwaga moja, ZB), to wówczas trzeba rozważyć inne lotnisko, np. Briańsk.
Gdy podjęta zostanie bardziej konkretna decyzja dotycząca transportu, trzeba będzie prosić (w NDz.: "uzyskać zgodę") o zezwolenie na przejęcie i wywóz wraku (ściślej: części samolotu, która pozostała). To "ma polegać na przejęciu wraku zasadniczego, jak i wszystkich jego elementów, które znajdują się zarówno na lotnisku Smoleńsk Północny, jak również elementów, które znajdują się w Moskwie, w tym czarnych skrzynek i taśm – mówi szef ekipy prokurator ppłk Karol Kopczyk. – Czy tak to rozumieją Rosjanie? Rzecznik rosyjskiego Komitetu Śledczego mówi zawsze o "fragmentach wraku".
I nie wiadomo, czy Rosjanie pomogą Polakom w ewentualnym transporcie. Czy udostępnią ciężki sprzęt, np. dźwigi? I jeszcze nie wiemy, kiedy nastąpi przekazanie szczątków samolotu. "Termin, jaki jest podawany, jest zawsze ten sam – mówi ppłk Kopczyk – po zakończeniu postępowania. A tego terminu nie znamy".