Nie sądzę, że był to „strzał samobójczy w kolano”, jak się ktoś wyraził, chyba nie bardzo się orientując, że w „kolano” nie popełnia się samobójstwa, ale robi sobie bolesną szkodę. Wprawdzie „kierownictwo” PiS, a zapewne Jarosław Kaczyński zareagował natychmiast, jednakże strat wynikających z odkrycia oblicza wielu prominentnych działaczy tej partii łatwo nie da się odrobić. PiS rządzi w specyficznych warunkach, ma niezależnie od swojej postawy skupiony przeciwko sobie cały układ rządzący w Polsce od 1989 roku, włącznie z przejętą warstwą urzędniczą i policyjną. I nawet nie chodzi tu o żadne programowe różnice, ale o dostęp do „koryta”. PiS wygrało wybory pod hasłem walki o określone wartości, a tymczasem okazało się że może nie pełne „koryto”, ale przynajmniej „korytko” też pociąga działaczy tego stronnictwa.
Nie jest wykluczone że płace rządu wymagają korekty, ale to co zrobiono przyniosło straty partii rządzącej chociaż nie wypłacono jeszcze ani grosza podwyżek.
Można było spodziewać się takiej reakcji prezesa Kaczyńskiego, dla którego określonym wzorcem jest postawa przedwojennych działaczy politycznych, którzy z Piłsudskim z jednej strony i Dmowskim z drugiej – na polityce nie dorobili się żadnego majątku, nawet Sulejówek i Pikiliszki były darem społecznym.
Z drugiej strony pensje urzędnicze nawet najwyższe nie były i nie są, a zapewne i nie będą źródłem posiadania majątku przez polityków.
I nie koniecznie muszą być to ordynarne łapówki, ale wystarczą uprzywilejowane akcje w różnych przedsięwzięciach, bardziej lub luźniej powiązanych z pełnionym urzędem.
Cały proces „prywatyzacji” polskiej gospodarki z daleka zajeżdża korupcyjnym swądem.
Rząd w którym kwitnie tego rodzaju działalność nie musi zabiegać o podwyżki, może nawet dopłacać do swojej posady.
W tym świetle ów zabieg może być potraktowany pozytywnie jako że rząd nie ma innych źródeł dochodu.
Z punktu widzenia oceny społecznej wynagrodzeń klasy rządzącej na różnych stanowiskach należy mieć na uwadze dwa zasadnicze czynniki:
Koszt utrzymania administracji można porównać do kosztu utrzymania przed wojną, Polski – kraju liczącego podobną liczbę /faktyczną/ ludności -35 mln, ale większego terytorialnie o 25%.
Wg. Małego Rocznika Statystycznego GUS z 1939 roku, administracja publiczna wówczas zatrudniała 67 tys. osób. Jej wynagrodzenie nie trudno wyliczyć według tabeli płac, przeciętnie była to VIII grupa płacy czyli maksymalnie około 400 zł. miesięcznie na osobę – 320 mln. zł. rocznie.
Obecnie w administracji publicznej jest zatrudnionych ponad 650 tys. osób czyli dziesięć razy więcej niż przed wojną. Nie jest to jednak cała prawda, obecna administracja jest obrośnięta różnymi przybudówkami nie wliczonymi bezpośrednio do urzędów, ale spełniającymi de facto te funkcje.
Szacuję że łącznie cały aparat administracyjny to przynajmniej milion ludzi, ich średnia płaca jest zapewne niższa aniżeli w urzędach centralnych o których informuje GUS, ale przeciętnie nie niższa niż 5000 zł. miesięcznie na osobę.
Mamy zatem kwotę 60 miliardów zł. obciążających budżet samymi pensjami administracji, w porównaniu do stanu przedwojennego jest to relatywnie około dwadzieścia razy więcej.
Niedoścignionym ideałem byłoby osiągnięcie stanu przedwojennego przy równoczesnym zachowaniu ówczesnej sprawności.
Dzisiaj mimo nieporównywalnych warunków technicznych owa administracja dwudziestokrotnie droższa, tylko w samych płacach, jest wielokrotnie mniej sprawna.
Wniosek jest oczywisty, nadmiar biurokracji jest nie tylko bardziej kosztowny, ale i szkodliwy nawet nie uwzględniając dodatkowych kosztów jej utrzymania.
Ponieważ znikome są szanse na doścignięcie „ideału”, możemy śmiało zaproponować zmniejszenie obsady personalnej administracji państwa do połowy tego stanu jaki istnieje obecnie.
Temu procesowi ozdrowieńczemu powinna być poddana cała publiczna służba, od władz ustawodawczych, sądownictwa i władzy wykonawczej.
Uzyska się nie tylko obniżenie bezpośrednich kosztów, ale także usprawni działanie.
Sprawa płac indywidualnych jest w Polsce niezmiernie delikatna.
Ludzie ze stref władzy lubią porównywać swoje zarobki do zarobków odpowiadających im pozycji w krajach „starej” Unii. Należy mieć na uwadze różnice w dochodach państwa. Nasz dochód narodowy liczony w kontrowersyjnej, ale z grubsza porównywalnej formie PKB to w przeliczeniu na mieszkańca zaledwie około jednej trzeciej „piętnastki”, bliżej nam zatem w porównaniu do poziomu Rumunii, Bułgarii, czy krajów bałtyckich.
Można by zastosować zasadę że płace administracji powinny rosnąć w miarę wzrostu PKB.
Jest jeszcze jeden czynnik bardzo istotny, bowiem jak to pisałem nie dawno przeciętny dochód osobisty Polaka to nieco ponad 1.000 zł. miesięcznie i ten wskaźnik powinien być brany pod uwagę przy ustalaniu poziomu pensji.
Nie oznacza to „urawniłowki”, ale nie można tworzyć przepastnej różnicy zarobkowej.
Przed wojną płace były ograniczone ustawowo do poziomu 2,100 zł. mies.
W prawdzie pan Wierzbicki –prezes „Lewiatana” zarabiał 30 tys. zł mies. ale była to dywidenda płacona przez wspólników z zysku przedsiębiorstwa.
Myślę że w podobny sposób można potraktować współcześnie płace w sektorze spółek skarbu państwa i nie tylko.
Natomiast płace w administracji nie mogą być oderwane od powszechnej rzeczywistości w sferze zarobkowej Polaków.
Zakładając że nie byłoby rzeczą gorszącą utrzymywanie stanu bezpośredniej dochodowości na osobę w rodzinach urzędniczych na poziomie dwukrotnej wielkości przeciętnej dochodowości w Polsce, to dla utrzymania rodziny trzyosobowej płaca musiałaby wynosić około 6 tys. zł. miesięcznie.
Przy okazji należałoby zwrócić uwagę że nie można porównywać płac w administracji państwowej z zarobkami aparatu kierowniczego przedsiębiorstw. Jest to zupełnie inny charakter pracy i nigdzie na świecie nie stosuje się jakichkolwiek analogii w tym zakresie.
Pozostaje problem zatrudnienia wybitnych specjalistów którzy mogą wybierać pracodawcę nie tylko w Polsce.
Na ogół administracja publiczna nie zatrudnia takich pracowników korzystając z ich usług w miarę potrzeby na innych zasadach.
Ostatecznie można drobny procent funduszu płac administracji przeznaczyć na umowy specjalne, jest to jednak sprawa zupełnie marginalna.
Znacznie ważniejszy jest problem zarządzania państwem, który w Polsce jest traktowany na zasadzie odziedziczonej po PRL, której „III Rzeczpospolita” jest kontynuatorką.
Przyświeca temu hasło Gomułki: „ raz zdobytej władzy nigdy nie oddamy”.
Celem jest sama władza gdyż z niej płyną dla rządzących odpowiednie profity.
Jeżeli chcemy odrodzenia niepodległego państwa polskiego funkcjonującego dla rozwoju narodu i jego kultury, to organizacja władania takim państwem musi opierać się na zupełnie innych zasadach o czym wielokrotnie pisałem.
Jest to jednak odrębny temat, który powinien być poddany pod ogólnonarodową debatę.
Jeden komentarz