POLSKA
Like

WOLNY CZYN: 11 Listopada – ucieczka, Kraków i potencjał polskiego oporu

10/11/2013
857 Wyświetlenia
3 Komentarze
46 minut czytania
WOLNY CZYN: 11 Listopada – ucieczka, Kraków i potencjał polskiego oporu

Mój przyjaciel Zygmunt Korus napisał artykuł wzywający do przeniesienia obchodów 11 Listopada do Krakowa i obszernie go uzasadnił. Następnie dodał aneks. Całość, z pierwotną wersją tytułu, znaleźć można tutaj: http://naszeblogi.pl/41237-narod-z-celownika Pozwoliłem sobie odnieść się do Jego argumentacji; dla wygody lektury, niniejszy artykuł ma formę dwugłosu: najpierw artykuł Zygmunta, następnie moje trzy grosze.

0


 

 

 

Naród z celownika, czy odłamkowym ładuj?

Trzeba nazwać to jasno i bez ogródek: scena i data 11 listopada 2013 roku w Warszawie to USTAWKA. Kto kogo chce wpuścić w maliny? – można by zapytać najoględniej, gdyby nie chodziło o sprawy fundamentalne, zahaczające o byt narodowy. Przeanalizujmy siły i środki oraz korzyści i straty, jakie mogą wyniknąć z tak wyreżyserowanej i rozegranej sytuacji politycznej w tym dniu w stolicy.

 

Nie ulega wątpliwości, że celem prowokacji rządowej jest Ruch Narodowy. Powinno się napisać „rządowej” w cudzysłowie, ponieważ Herr Thuzk, by zabezpieczyć tyły operacyjnej gry, sięga już po formację zwaną Żandarmerią Wojskową, czyli ma przyzwolenie ośrodka (dysponującego armią) o nazwie KomoRuskość. Ot krok po kroku widać jak wcielane są zalecenia ze szkoleń u Putina, który radził ściślejszą więź swojej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) z priwislanską podagenturą w SKW (Służba Kontrwywiadu Wojskowego). Zauważmy, jak ostatnio telewizja przedstawiała Płemiela: raz za plecami miał wojskowe wozy bojowe, a na drugi dzień w tle okręt marynarki wojennej. Ktoś, kto zna od środka pracę video-kołchoźników wie, że to nie przypadek: przekaziorujemy, że mamy swoich generałów na lądzie i wodzie, od Bałtyku do Tatr. Ale jest to także sygnał, że wszystkich i wszystkiego nie jesteśmy pewni.

 

Marsz Niepodległości przypomniała, wymyśliła i rozpropagowała Młodzież Wszechpolska wraz z Obozem Narodowo-Radykalnym – a więc u źródła stoją ruchy, które antypolsko nastawiona dwuczłonowa centrala (faktycznie na jej czele stoją dwa człony pisane przez „ce-ha”) traktuje jako najważniejsze zagrożenie dla swego okupacyjnego zadania. Czy dziś można liczyć na potencjalne wsparcie planowanego zgromadzenia przez grupy „zaboczonych”, takie jak Kluby „Gazety Polskiej” Sakiewicza (a zwłaszcza odłam „Gazety Polskiej Codziennie” reprezentowany przez młodego semitę Wildsteina) czy „Ruch Oburzonych” antyżydożerczymi pseudogestami Pawła Kukiza? Jak rozumieć kamienne milczenie Ośrodka Toruńskiego oraz przymiarki partii PiS do osobnego uformowania się? Czyżby JK wiedział coś, o czym publika nie wie? Narodowcy muszą pomyśleć, żeby nie zostać wystawieni na „rzeź”.

 

Mimo wszystko, sądząc po indywidualnych deklaracjach, wydaje się, że frekwencja dopisze. Choć wzrastająca stale liczebność ludzi (patrz skrzykiwanie się na facebooku), którzy pojęli, że bez zadbania o swoje bliższe i dalsze opłotki zostaniemy pozbawieni państwowości, to gratka dla kreatorów Światowego Porządku, którzy urządzili w tym czasie spęd Klimatologów-Globalistów w Warszawie, i wymarzona wprost okazja do rozprawienia się z „nadwiślańskimi nacjonalistami”, bo sprokurowana i podana na tacy przez zdrajców u steru państwa, którzy przewidywane/zaprogramowane obelgi zza granicy, że Polacy to „nazi-katole”, przełkną za srebrniki jak słodki budyń.

 

Kto weźmie udział w prowokowaniu zamieszek?

 

Zjazd klimatyczny, poruszający się po globie metodą skoczka szachowego, to koń trojański utajnionego rządu światowego mającego na celu eliminację państw, odrębności narodowych, a zwłaszcza religijnych, i ustanowienie Nowego Porządku Świata (New World Order). Na czele tego tworu stoi grupa Bilderbergu, amerykańska finansjera żydowska oraz masoneria. Narzędziem brania mas za pysk są m.in. opłaty i zezwolenia emisyjno-dwutlenkowe, co pozwala sterować przemieszczaniem się dobrobytu po świecie. Zbrojnym ramieniem tej potężnej formacji są tzw. antify, czyli lewactwo, mające stygmatyzować według stalinowskiej wytycznej narodowców i antyglobalistów jako „faszystów”. Konferencje możnych autokratów, wzniecanie zamieszek oraz ich pacyfikacje kończą się co i rusz utwardzaniem się władzy, a więc uszczuplaniem obywatelskich wolności – nie bacząc pod jaką szerokością geograficzną się dany spęd/szczyt odbywa. To naturalne, że w takich miejscach i czasie pojawiają się antyglobaliści, którzy – ja ich rozumiem – daliby się pokroić, by przeciwstawić się zglajszachtowaniu globu ziemskiego. Oni także przybędą do Warszawy, sam otwieram serce i ramiona, by do stolicy przyjechali i zrobili trochę rozpierduchy w tym naszym zapyziałym TfusKomoRuskolandzie. Ale czy potrzebni w tym kontekście – ulicznych zamieszek – są Polacy reprezentowani coraz lepiej przez Konwent Ruchu Narodowego? Można antyglobalistów wspierać, pomóc im duchowo i logistycznie, ale jako Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości” zejść z celownika.

 

Jakie straty, a jakie ewentualne korzyści wyniosą patriotycznie nastawieni Polacy, gdy zjawią się 11 listopada b. r. w stolicy? Moim zdaniem zyski żadne, a jeśli już, to minimalne. Bo waaadza zaemblematuje „faszystowskością” Święto Niepodległości. Ponieważ rządzą nami zdrajcy i jurgieltnicy, opłacani przez Rosję, Niemców oraz „Izraelitów”, sterując puzzlowo niedopilnowaniem i bałaganem organizacyjnym (czytaj: prowokacjami), łatwo napuszczą obce najemnicze lewactwo, by biło się z ludźmi Bogu ducha winnymi, którzy przyszli cieszyć się z historycznej rocznicy odzyskania bytu państwowego. Kto odniesie korzyść z takich zderzeń i zdarzeń? W świat pójdzie przekaz, że Polacy to warchoły, katole i naziści, przy okazji potencjalnych patriotów nastraszy się i zniechęci do manifestowania w ogóle, czyli publicznego wyrażania niezadowolenia podczas zgromadzeń.

 

I rzecz najważniejsza – Antypolskie Centrum uzyska kolejny pretekst, by przepchnąć ustawę o bratniej pomocy sił porządkowych w celu tłumienia u nas potencjalnych zamieszek. Ta „wredna kwestia” już puka do drzwi – uzbrojone oddziały zagranicznego, bezdusznego (bo dobrze opłaconego) ZOMO w Polsce to wizja, która opozycji spędza sen z powiek. To tak, jak byśmy się dali już teraz ukamienować na wieki. Spod takiej kurateli żaden narodowy przywódca nie będzie w stanie się wyzwolić, bo nasze prawo do samostanowienia zostanie oddane nadzorcy kondominium (gorzej – anonimowym protektoratom). Kiedy niedawno taką „bratnią unijną pomoc” zaproponowano Atenom podczas zamieszek rozwścieczonych Greków, to ich główny szef policji stwierdził, że ma przygotowane nakazy aresztowania polityków, którzy wyrażą na to zgodę. U nas to jest ta cienka czerwona linia, ktorą za wszelką cenę nie wolno dać magdalenkowej swołoczy przekroczyć!

 

A korzyści z szykowanego nam 11 listopada kryterium ulicznego? Nawet gdybyśmy założyli, że część aktywniejszych członków Ruchu Narodowego doświadczy na własnej skórze smaku goryczy widząc naocznie perfidną zdradę i prowokację, i okrzepnie w boju; że zestaw wrogów obchodzenia Święta Niepodległości obnaży się i lepiej wyjdzie na światło dzienne a świat może dowie się z przecieków, że w Polsce narodowcy są bezpardonowo zwalczani – to kalkulacja owych mini-zysków i przewidywanych powyżej strat przemawia za zmianą strategii: zaprojektowaniem przemarszu, zabezpieczeniem jego przebiegu i samego świętowania rocznicy odzyskania niepodległości w taki sposób, żeby zejść z muszki reżyserom ustawki.

 

Przede wszystkim organizatorzy, czyli od 2011 roku Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości” (a w gruncie rzeczy obecnie Konwent Ruchu Narodowego), muszą zrobić wszystko, by – jako się rzekło – zejść naszym-obcym Macherom z celownika. Apeluję tu zwłaszcza do Roberta Winnickiego, państwa Holocherów, do Bartosza Jóźwiaka z UPR-u, ale także do doradców Konwentu oraz przedstawicieli elit, mających realny wpływ na ten pochód. W ogóle żeby nie znaleźć się na tle tarczy należy 11 listopada nie być w Warszawie. Manifestację można by przenieść np. do Krakowa na Błonie. Nastawić się na historyczne widowisko u źródeł Pierwszej Kadrowej, zaprosić grupy rekonstrukcyjne, wyjść z Oleandrów reprezentacjami, forpocztami sztandarowymi. To jest oczywiście tylko propozycja, organizatorzy sami będą wiedzieli, jak zrobić, żeby było odświętnie, godnie i paradnie.

 

Z tego, co zaobserwowałem, najpoważniejszym kandydatem do takiego przeformatowania obchodów i poprowadzenia w sposób wodzowski całego wyjścia z zastawianego słopca, byłby Marian Kowalski z lubelskiego ONR-u. Nadający się jako człowiek bystry, odważny, doświadczony, rozsądny, umiejący trafnie oceniać ruchy aparatu przemocy i dobrze reagować na „potyczki w polu”.

 

Ruscy kibice podczas Euro 2012 oraz niemieccy bojówkarze, mający „edukować” Polaków w odbudowanej z gruzów Warszawie, jak wygląda w praktyce antyfaszystowska poprawność polityczna – to fakty, które jasno i dobitnie pokazały, z kim mamy do czynienia, gdy chodzi o „naszą” wierchuszkę w stolicy.

 

Co nie wyklucza, że w Krakowie nie dojdzie do prowokacji. Ale tutaj taki Kowalski łatwiej sobie poradzi, bo niby-usłużna żandarmeria wojskowa z centrali może mieć akurat oddział na południu kierowany przez patriotycznie nastawionego dowódcę.

 

Oto cytat z wywiadu z Marianem Kowalskim („Nie podnoście ręki na brata”), który opowiada, co się dzieje w takich sytuacjach:

 

Dziś ludzie z aparatu wiedzą, że nie ma sensu być w partii, bo wiele może się zmienić. Podczas Marszu Niepodległości użyłem tych słów, właśnie do policjantów. Gdy odśpiewaliśmy hymn i nastroje opadły, powiedziałem jasno: „musimy żyć obok siebie, a tych, którzy zostali zamordowani w Katyniu, nikt nie pytał, na kogo głosowali. Nie podnoście ręki na brata!” Oni się od razu cofnęli i do końca Marszu poszli razem z nami, tarcze wzięli i przełożyli na drugą stronę, nie do nas, tylko na zewnątrz, i skończyły się zadymy, gdy prowokatorzy zostali wypluci z tłumu („Polska Niepodległa” nr 2 z dn. 16-22.09.2013).

 

Data 11 listopada zobowiązuje, ale Polska to wielki kraj i możemy ją świętować, gdzie chcemy, a nie tam, gdzie nas podprowadzają zdrajcy, by do nas – ludzi bez winy – np. strzelać.

 

Aneks:

 

W międzyczasie Marian Kowalski w lubelskim studiu „Idź pod Prąd” mówi wprost, że Jarosław Kaczyński to pookrągłostołowy człowiek Kiszczaka z koncesją na sterowaną opozycję. Że odrębny pochód 11.11 ma załatwić to, czego nie udało się zrobić służbom w 2011 i 2012 roku – tym razem rękami PiS-u zneutralizować narodowe aspiracje młodzieży. Audycja jest pod tym linkiem (wypowiedź od min. 19’45”, zwłaszcza kwestia o JK w min. 22’33”):

 

http://naszeblogi.pl/41221-mkowalski-po-kanadzie-przed-1111?utm_source=niezalezna&utm_medium=glowna&utm_campaign=blogi

 

Mój tekst zatem staje się „wołaniem na puszczy”, bo MK zdecydowanie ogłosił, iż ONI idą, tak jak zapowiedzieli, i że nauczeni poprzednim doświadczeniem wzmocnili swoje służby ochronne etc.

 

Tak czy siak, niech się dzieje co chce – moje pacyfistyczne przemyślenia publikuję w sieci. Bo jeszcze różnie po stołecznym referendum może być…

 

Tylko nieśmiało na koniec zapytam: skąd takie skrywane parcie na różne konfrontacje?

 

Zygmunt Korus

 

 

11 Listopada: ucieczka, Kraków, i potencjał polskiego oporu

 

Motto:

Czyż myśli każdej — każdej myśli prawie

Uczyć cię trzeba ciągłymi ofiary:

Patriotyzmu — na bruku w Warszawie,

A chrześcijaństwa – u krwawych wrót Fary?!

 

C. K. Norwid

 

 

 

Czy dziś można liczyć na (…) grupy „zaboczonych”, takie jak Kluby „Gazety Polskiej” Sakiewicza (…) czy „Ruch Oburzonych” antyżydożerczymi pseudogestami Pawła Kukiza? Jak rozumieć kamienne milczenie Ośrodka Toruńskiego oraz przymiarki partii PiS do osobnego uformowania się? Czyżby JK wiedział coś, o czym publika nie wie?

 

Jak rozumieć? Tak jak zawsze: wygórowane ambicje, małość, ludzie nie tego formatu. Ale nade wszystko: agentura.

 

 

 

Wzrastająca stale liczebność ludzi (patrz skrzykiwanie się na facebooku), którzy pojęli, że bez zadbania o swoje bliższe i dalsze opłotki zostaniemy pozbawieni państwowości, to gratka dla kreatorów Światowego Porządku (…)

 

Zostaniemy pozbawieni państwowości? Ależ my państwowości nie mamy – to Oni mają swoją wprawdzie nie państwowość, a organizację przestępczą – a nam idzie o to by nasze państwo odzyskać, odtworzyć. Wywalczyć.  Co nam obca przemoc wzięła…

 

 

 

Waaadza zaemblematuje „faszystowskością” Święto Niepodległości (…) W świat pójdzie przekaz, że Polacy to warchoły, katole i naziści, przy okazji potencjalnych patriotów nastraszy się (…)

 

Zygmuncie drogi, chyba nie należysz do tych, co martwią się co o nas Gazeta Wyborcza powie w Paryżu, Londynie, Nowym Jorku? I tym, co sobie tameczni durnie o nas pomyślą? Przecież i tak powie. A durnie i tak pomyślą. Ona już opisywała, a oni już pomyśleli, i nie inaczej będzie w przyszłości. NB. błędem jest utożsamianie tamecznych durniów, nawet najbardziej hałaśliwych, z tameczną „opinią publiczną” – to mniej więcej tyle co twierdzić, że Gazeta Wyborcza to opinia publiczna w Polsce.

 

Również „waaadza” nie zaemblematuje (czas przyszły), a już zaemblematowała (czas przeszły dokonany – dokonany przez okupanta); niezależnie co zrobili Polacy, tak czy owak zostali „zaemblematowani”. I będą dalej „emblematowani”, znów niezależnie co zrobią. Nie żałujmy sobie więc i róbmy co robić mamy.

 

„W świat” tak czy owak już poszedł, teraz „idzie”, i pójdzie w przyszłości przekaz dokładnie ten, o jakim piszesz: że Polacy to warchoły, katole i naziści – i to jak wyżej: niezależnie jacy naprawdę Polacy są. I znów: nie żałujmy sobie więc.

 

„Świat” o tyle nas nie powinien obchodzić, że nie on nas będzie pouczać, nawet bez jego łajdactw i zdrad. Dawno już stracił dobrą okazję, by siedzieć cicho – by sparafrazować Jacquesa Chiraca; a Paryż okazję tę stracił w roku 1940. Jeśli nie 1831, 1813… Nikt nam nie będzie dyktował, co mamy robić, albo jacy powinniśmy być.  My sami o tym zdecydujemy. Jak to było na Festiwalu Piosenki Prawdziwej w 1981? „Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał…”?

 

Postawmy sprawę inaczej. Kto miałby być szafarzem pochwał, czy choćby ocen? Powiedzmy, że będziemy grzeczni. Czy ktoś za grzeczność nas pochwali? Zgani? Przeprosi? Poklepie po pleckach? Wręczy kwiatki?

 

To dopiero byłoby upadlające! Nie z tych rąk…  Łap. Szponów.

 

Emblematy zdrajców to nam dziś Krzyże Walecznych i Virtuti Militari. Nośmy je dumnie, starajmy się do nich dorosnąć. Prawdziwym dramatem Polaków będzie to właśnie, co nam stręczą za receptę: że nas chwalić będą Antypolacy.

 

Od tego co o nas mówią durnie w Paryżu czy Nowym Jorku ważniejsze jest, czy i jak zorganizują się młodzi Polacy w Wąchocku, Grodzisku Mazowieckim, Rudzie Śląskiej. Jaka będzie ich ocena własnych możliwości, wartości, imperatywy działania… To od nich, i nikogo innego, zależy niepodległość Polski. I do nich, nikogo innego, ta niepodległość należy.

 

 

 

Antypolskie Centrum uzyska kolejny pretekst, by przepchnąć ustawę o bratniej pomocy sił porządkowych (…) zagranicznego, bezdusznego (bo dobrze opłaconego) ZOMO (…) Spod takiej kurateli żaden narodowy przywódca nie będzie w stanie się wyzwolić, bo nasze prawo do samostanowienia zostanie oddane nadzorcy kondominium (gorzej – anonimowym protektoratom).

 

Znów jako potencjalne zagrożenie przedstawiasz to, co przecież jest już teraz. To nie w przyszłości, a teraz żaden narodowy przywódca nie jest w stanie się wyzwolić spod „kurateli” vel kondominium vel „anonimowych protektoratów” (a teraz „anonimowe” nie są?) Zresztą… jaki też „narodowy przywódca” – nikt tu nie poczuwa się do tej roli, ani myśli podjąć takiego wyzwania. A co do „zagranicznego ZOMO” – oczywiście nikt go tu nie przyśle; to kosztuje, i właściwie po co to robić. W roli okupanta, tak jak w roku 1981, doskonale sprawi się ZOMO etnicznie polskie.

 

 

 

[„Bratnia unijna pomoc”] to jest ta cienka czerwona linia, ktorą za wszelką cenę nie wolno dać magdalenkowej swołoczy przekroczyć!

 

Ale o jakiej „cienkiej czerwonej linii”… Swołocz dawno swoją przekroczyła. Pytanie kiedy my zorientujemy się, że i my mamy przekroczyć naszą. Przekroczyć nasz Rubikon.

 

 

 

A korzyści z szykowanego nam 11 listopada kryterium ulicznego? Nawet gdybyśmy założyli, że część aktywniejszych członków Ruchu Narodowego doświadczy na własnej skórze smaku goryczy widząc naocznie perfidną zdradę i prowokację, i okrzepnie w boju; że zestaw wrogów obchodzenia Święta Niepodległości obnaży się i lepiej wyjdzie na światło dzienne a świat może dowie się z przecieków, że w Polsce narodowcy są bezpardonowo zwalczani – to kalkulacja owych mini-zysków i przewidywanych powyżej strat przemawia za zmianą strategii (…)

 

Przebudzenie narodu, impuls do walki prawdziwej a nie na niby (o czym dalej), uformowanie ruchu oporu, uformowanie i okrzepnięcie chwilowo – niekoniecznie w boju, ale powiedzmy – jego kadry przywódczej; a być może dowódczej – to dla ciebie „minizyski”? 

 

 

 

W ogóle żeby nie znaleźć się na tle tarczy należy 11 listopada nie być w Warszawie.

 

Dokładnie tak jak to robi szemrana pseudoopozycja Kiszczaka… Najlepiej uciec.

 

 

 

Manifestację można by przenieść np. do Krakowa. Nastawić się na historyczne widowisko u źródeł Pierwszej Kadrowej, zaprosić grupy rekonstrukcyjne, wyjść z Oleandrów reprezentacjami, forpocztami sztandarowymi. To jest oczywiście tylko propozycja, organizatorzy sami będą wiedzieli, jak zrobić, żeby było odświętnie, godnie i paradnie.

 

Mam nadzieję, że organizatorzy w rzeczy samej wiedzą „jak zrobić” by uniknąć opisanego tu przez Ciebie kabaretu, odgrywanego „odświętnie, godnie i paradnie” bez końca od ponad 20 lat przez tajniaków i kokoty Kiszczaka lansujące się na patriotów. I niestety w większości ludzi pełnych dobrej wiary i energii jak Ty, nieświadomych kogo popierają.

 

Trwa to już ponad 20 lat. Jak jeszcze długo? Jak jeszcze długo, Katylino, będziesz nadużywać cierpliwości naszej? Dalsza część mowy Cycerona też od biedy pasuje. W jak tragicznej sytuacji znalazła się Polska po 20 latach republiczki tajniaków?

 

Jak jeszcze długo, i dokad jeszcze będziecie uciekać. Uciekniecie do Krakowa? Ale na czym miałaby polegać wyższość Krakowa? Sam przyznajesz: Co nie wyklucza, że w Krakowie nie dojdzie do prowokacji. – i powiadasz: „tutaj taki Kowalski łatwiej sobie poradzi, bo niby-usłużna żandarmeria wojskowa z centrali może mieć akurat oddział na południu kierowany przez patriotycznie nastawionego dowódcę”. Niby usłużna? Może mieć akurat? „Patriotycznie nastawiony dowódca”??? Jak na racjonalne argumenty o wyższości Krakowa albo wyższości uciekania, to na mój gust trochę mało. I oto bodaj dwa dni temu słyszę jak rży nad wami, i tu akurat rży słusznie ów minister, nawet z wyglądu przypominający Himmlera: naprawdę myślicie, że do Krakowa nie sięga Nazi Polsza? Toż by nie sięgała, trzeba by Kraków wyzwolić, a do wyzwalania czegokolwiek organicznie niezdolne są natury gotowe i skłonne raczej uciekać, i to w obliczu gróźb nawet tak zawoalowanych jak obecne groźby rządu najezdniczego. Uciekniecie do Sandomierza? Tam też sięga Nazi Polsza.

 

No to dokąd?

 

Mam! Już wiem. Zaleszczyki!

 

Minus dodatni to ten, że przynajmniej Zaleszczyki teraz są zagranicą (na Ukrainie). Z minusów ujemnych Zaleszczyk wypada wskazać ten oto kardynalny, że po przejściu nawet „odświętnie, godnie i paradnie” mostu w Zaleszczykach kończy się przydatność kokot i tajniaków w walce z Polską; kończą się i kabarety. Rydz-Śmigły – postać tragiczna; osobiście niewątpliwie odważny żołnierz, tyle że przytłoczony wydarzeniami, w dniu krytycznym pogubił się zupełnie – później wróci do Warszawy i umrze śmiercią naturalną, choć były i głosy, że sprawa jest niewyjaśniona i że Polska Podziemna o śmierć go co najmniej poprosiła. Po jednej stronie mostu marszałek, a po drugiej stronie proszę oddać pistolet, jest pan internowany. Dopiero jedenaście aż dni później zabrzmi róg Rolanda AD 1939 i Radio Warszawa nada swój ostatni komunikat: „braterskie pozdrowienie przesyłamy żołnierzom polskim walczącym na Helu i wszystkim oddziałom polskim, gdziekolwiek w tej chwili jeszcze walczą”.

 

A nie tchórzom.

 

Dygresja złośliwa. Wspomniałem o ludziach małego formatu. Formatu kanapowych partyjek, kompletnie nie na miarę wyzwań stojących przed Polską. Wyprowadzka PiS do Krakowa to część tej samej strategii miałkości i tchórzostwa, jaką rozpoznać można w piskach, by nie stawiać jego polityków przed Trybunałem Stanu. W czasach pogardy dla Polski łatwo o przeczulenie na punkcie godności; mam też staroświeckie jego rozumienie, XIX-wieczne. Stąd może akurat mi trudno nie odnotować z zażenowaniem wypowiedzi, jak to Trybunał Stanu to zemsta polityczna i gwałt na demokracji, jak to niedopuszczalne itp. Rząd najezdniczy ma więc instrument stałej kompromitacji PiS: wystarczy zacząć o Trybunale Stanu, a murowane jest to kompromitujące ględzenie, jakby pociagnąć kijem po prętach ich klatki… Trybunał Stanu to najprawdopodobniej tylko blef. Nikt z PiS przed nim nie stanie, i nie dlatego by rząd zamachowców przed tym się wzdragał – pamiętajmy o przybijaniu piątek na pobojowisku – a dlatego, że to może go kosztować. A po zmianie rządu – jeśli do niej dojdzie – Targowica powoła się na precedens swej rezygnacji z Trybunału na dowód swej rzekomej łagodności i z takim precedensem, z kolei sama dla siebie od przyszłego rządu też zażąda bezkarności. I tak utrwala się to towarzystwo wzajemnej adoracji i bezkarności. Tak zbrodniarze stanu i zdrajcy kupują sobie – blefem i tajnym układem – przyszłą bezkarność, a tym samym pogrążenie Polski; bowiem karania i eliminacji zdrajców wymaga, a dokładniej: tym razem już żąda polska racja stanu. Honor, interes Polski, a nawet tylko dobrze pojęty interes PiS wymaga nie pisków i nie o błagań o litość, a czegoś odwrotnego: sprawdzenia blefu Donalda Wehrmachtowicza; trzeba zażądać dla siebie Trybunału Stanu – i zadbać o relacje na żywo z rozpraw. Trzeba mieć co powiedzieć na takich rozprawach. Trzeba też zacząć zachwalać Trybunał Stanu jako instytucję i obiecywać, że z instytucji tej korzystać będzie każdy przyszły rząd. Koniec dygresji złośliwej.

 

 

 

Rejterada do Krakowa to istna katastrofa nie tylko moralna, ale i wizerunkowa i nic dziwnego, że rząd najezdniczy będzie to eksploatował; ale poza utratą twarzy i względami prestiżowymi, to tchórzostwo (i to w najlepszym razie) jest groźne dla Polski i będzie się na niej mścić. Oto wszem i wobec ogłaszacie, znowu, że wystarczy Targowicy tupnąć racicą, a wy sru do Krakowa, Sandomierza, Zaleszczyk…  Zachęcacie Targowicę nie tylko do tupania racicą – to jeszcze pół biedy – a do eskalacji przemocy. Następnym razem nie będą tylko tupać, stroszyć brwi czy mleć ozorem, a po prostu kilku z nas zastrzelą. Wtedy też uciekniecie? Tymczasem konfrontację z nami – a siłową zwłaszcza – Antypolska ostatecznie przegra, tedy więcej od nas ma do stracenia; by jednak wykorzystać naszą naturalną przewagę, konieczne są nie tylko spokój i opanowanie, ale i świadomość własnej wartości, własnej siły, odwaga w obliczu wroga. Tusk nieustannie posługuje się właśnie blefem, tak jak to robi w sprawie Trybunału Stanu. Takim skądinąd jarmarcznym pokerzystom trzeba sprawdzać karty; dla zasady, i nawet jeśli tylko czasem.

 

I tak dochodzimy do spraw najważniejszych…

 

 

 

Data 11 listopada zobowiązuje, ale Polska to wielki kraj i możemy ją świętować, gdzie chcemy, a nie tam, gdzie nas podprowadzają zdrajcy, by do nas – ludzi bez winy – np. strzelać.

 

O, to-to… Strzelać. Nie watpię że w rządzie najezdniczym dość zbrodniarzy, którzy tak właśnie chcieliby okupowaną Polską rządzić. Ale właśnie strzały do demonstrantów byłyby początkiem końca rządu zbrodniarzy, a może i całego ich państwa antypolskiego. Byłyby ich samobójstwem. Kamieniem milowym na drodze do niepodległości. Może nawet, pomarzmy sobie, po prostu niepodległości początkiem; przededniem; w sprzyjających bowiem warunkach – gdyby wojsko i policja z miejsca stanęłyby po stronie polskiej – z rządem Nazi Polszy możemy sprawić się do rana.

 

Pewnie zabrzmi to bombastycznie i śmiesznie w niedonośnym wykonaniu moim, internetowego dziennikarza, tu jednak muszę to znowu powiedzieć: wzywam wojsko i policję do przejścia na stronę narodu.

 

Scenariusz wydarzeń po teoretycznej rozprawie siłowej z pokojową demonstracją każdy znajdzie w opisie lat 1861-1863. Najpierw więc wielotysięczne pogrzeby poległych i kolejne demonstracje; w czasach współczesnych – zapewne też dodatkowo strajk powszechny i co najmniej doraźne sparaliżowanie gospodarki ich państwa, o co najmniej poważnych dla okupanta skutkach długoterminowych. By powstrzymać takie, nawet tylko pokojowe formy oporu Nazi Polsza ucieka się więc do dalszych represji. Siłą rzeczy muszą to być represje „na oślep”, chybiające celu; spontanicznie bowiem wyłonimy kolejnych przywódców i procesu tego nie powstrzyma, ani za nim nie nadąży nawet tak monstrualnych rozmiarów agentura jak ta, którą kiszczakowcy i sami Rosjanie bez przeszkód budują w Polsce od roku 1989. Jakaś część agentury pojmie zresztą, że to już koniec, i stanie z boku. Aparat terroru okupanta, bynajmniej przecież nie imponujący i dziś liczebnością i umiejętnościami, dyspozycyjny dlań w dotychczasowej zimnej wojnie z narodem polskim, rekrutuje się jednak spośród etnicznych Polaków; jego stopniowa erozja wraz z eskalacją konfliktu i krystalizacją wartości jest więc nieuchronna, a winna być wspomagana przez narodowy ruch oporu. Skoro represje musiałyby uderzać w Polskę na oślep, to przekonawszy się o ich nieskuteczności Nazi Polsza wkrótce uciekałaby się do nich coraz niechętniej, z wolna, ale i coraz bardziej ustępując przed narodem, kompromitując się i staczając moralnie coraz niżej i coraz szybciej – co naturalnie tylko może potęgować polski opór. Rząd najezdniczy popróbuje roszad w rodzaju Schettino albo Gowino, skadinąd przymiarki i do tej hucpy trwają i teraz, a każdy z nas bez trudu wskaże „prawicowych” publicystów zachwyconych tą perspektywą; i nawet nie każdy z tych publicystów jest zadaniowany, co najmniej jeden mysli tak naprawdę. Targowica w końcu zacznie oferować koncesje polityczne; koniecznie trzeba je odrzucić, oferując jej co najwyżej warunki kapitulacji i sprawiedliwe procesy. Rząd najezdniczy spróbuje też podmienić naszych liderów na swoje matrioszki, tak jak to zrobił z Solidarnością w latach 80-tych; co też musimy mu uniemożliwić. Jak dotąd, mówię tu tylko o pokojowych formach polskiego oporu. Kto powiedział, że muszą być pokojowe? Przeciwnie, obok masowych i jawnych form protestu – i to znów siłą rzeczy – winna uformować się konspiracja wojskowa, o profilu z początku dywersyjno-bojowym; podręczniki jak to zrobić każdy chętny znajdzie w bibliotece, jeśli nie w biblioteczkach domowych. Powiedzą państwo, że w roku 1863 źle się to skończyło? W roku 1863 w Polsce stacjonowało ponad 120 tysięcy Moskali z akceptacją dwu pozostałych państw rozbiorowych. Powiedzą państwo, że źle się skończyło w 1944? A skąd Tusk weźmie Stukasy, Tygrysy i Waffen SS? To kosztuje… Przecież oni sami mówią, że gdy my ruszymy, oni będą uciekać; i to nie tylko do Krakowa czy Zaleszczyk. Nadto: wroga nie wolno nie doceniać, ale i nie ma sensu przeceniać. Rząd najezdniczy reprezentuje nie tylko obce interesy, ale i, z własnego już wyboru, mającą uzasadniać jego łajdactwa antycywilizację postmodernizmu; oni są od zawsze zdemoralizowani, sprzedajni, co praktycznie dla nas znaczy, że walczyć nie będą. Ich przemoc uderza w słabszych i póty jej, póki im gwarancji bezkarności. Do walki zbrojnej najprawdopodobniej jednak nie dojdzie – niestety, bo jest i pożądana i konieczna – a nie dojdzie dlatego, że do upadku ich państwa i odtworzenia państwa polskiego wystarczy uruchomienie choć drobnej części narodowego potencjału oporu przeciw obcym rządom. Strzały do demonstrantów w Warszawie? – Przelana krew narodowi się opłaca; zwłaszcza tworzy wspólnotę narodową, nas konstytuuje – nie wiem czy dobrze przytaczam pogląd Jarosława Marka Rymkiewicza, ale tak właśnie jest. Ktoś powie, że skorom taki jędrek-mędrek, to może mi właśnie tego poloneza czas zacząć, to ja właśnie powinienem zginąć; i słuszna jego racja, a ja nie mam nic przeciw byciu zastrzelonym. I tak już za długo żyję ;-)) – Trudno rzec, dlaczego ofiary po stronie polskiej muszą zawsze być pierwsze; osobiście preferowałbym działania zaczepne; być może ofiara to u Polaków konieczność przez wzgląd na rytuał naszej własnej, narodowej wersji Pieśni o Rolandzie. Donald chce do nas strzelać? – wspaniale, niech próbuje; wtedy Trybunał Stanu nie będzie kwestią blefów i kontrblefów, teatrzyków kukiełkowych i pantomimy, jak zwykle w Polsce, a kwestią, jak ją nazwał major Ogień, Komisji Szybko Likwidacyjnej.

 

A może Niemcy mieliby nam zrobić powtórkę z rozrywki? Wolne żarty. W Polsce nie mamy zresztą kondominium, a protektorat Rosji; Niemcy zbrojnie interweniować nie zechcą, a Rosjanie nie będą i bodaj nie mogą.

 

To może jednak jesteśmy mimo wszystko wolni? Tylko tego nie zauważyliśmy? Nawet jeśli tylko w te kilka dni w roku, gdy na ulicach są nas setki tysięcy i gdy nie musimy nikogo uczyć patriotyzmu na bruku w Warszawie.

 

Jednej rzeczy nikt z naszej strony nie zauważył na pewno. Otóż zgadzamy się, że rząd najezdniczy nie jest obrońcą interesów ani nawet emanacją woli narodu polskiego. Rząd ten – a pojęcie „rząd” rozumiem tu w znaczeniu anglosaskim, jako równoznaczne z „państwem” – źródeł legitymizacji szuka zagranicą: u państw rozbiorowych. One to zadbały o jego kształt ustrojowo-polityczny i obsadę osobową tak, by mógł działać w ich interesie; nie „od” Polski do zewnątrz, a w drugą stronę – by był pasem transmisyjnym dyktatu obcych wobec Polski w sensie politycznym, ale i poborcą trybutu, komornikiem. Wobec państw rozbiorowych rząd najezdniczy musi się wywiązywać z postawionych mu zadań i gdy spadnie jego skuteczność, te zastąpią go innym. W 1861 r. car Aleksander mianował Aleksandra Wielopolskiego szarą eminencją – formalnie tylko ministrem wyznań – zaboru rosyjskiego; ten zaś swą arogancją i głupotą przyczynił się do wybuchu Powstania Styczniowego 22 stycznia 1863 r. Powstanie tak czy owak wybuchłoby wiosną lub latem 1863 r. To nie okazało się jednak dostatecznym usprawiedliwieniem Wielopolskiego. Nie wywiązał się. Zawiódł cara. I dostał odeń kopniaka już w lipcu 1863: otoczony powszechną pogardą i jako zdrajca skazany na śmierć przez Rząd Narodowy, uciekł z Polski. Rząd najezdniczy owszem, jest nam wrogiem; ale i w dużej mierze naszym zakładnikiem. Nawet gdy przyjąć (niesłusznie), że nie zdołamy zastąpić go własnym, to zawsze możemy odebrać mu jego jedyną rację istnienia, jaką jest skuteczność realizacji interesów obcych w Polsce. Od tych względów ogólnych przejdźmy do jednego konkretu. Jak wszyscy wiemy, rząd najezdniczy jest faktycznie bankrutem; przekroczył progi finansowe przez siebie samego kłamliwie zadekretowane. Na razie wszyscy udają, że nic się nie stało. Rząd najezdniczy ma faktyczny monopol informacji w Polsce; tylko on też prowadzi politykę informacji kierowaną na zewnątrz (co musi się zmienić). Państwa rozbiorowe też udają, że nie wiedzą o faktycznym bankructwie ich zarządców w Polsce; pozorowana niewiedza jest im wygodna i daje do ręki dodatkowe instrumenty dyktatu i zarządzania Polską. Finansowo nie są jednak wyłącznymi udziałowcami narzuconego nam państwa. Myślę że można przyjąć, że większość udziałowców nie zna sytuacji Polski, ani nawet nie wie, gdzie Polska jest. Wolne media zagraniczne na ogół nie interesują się naszą sytuacją. I teraz proszę sobie wyobrazić przełożenie strzałów na ulicach Warszawy – zwłaszcza gdy nastąpi po nich stopniowa eskalacja konfliktu, nawet drobna – na, na przykład, zmienne oprocentowanie obligacji, jakie Nazi Polsza już sprzedała i ciągle sprzedaje niezależnym wszak od rządów spekulantom. Nawet drobne wahnięcie nastrojów może spowodować implozję finansową reżimu. Implozja ta możliwa jest nawet choćby po wzmożeniu zainteresowania sytuacją Polski i po ujawnieniu bankructwa ich państwa. To najprawdopodobniej dlatego Targowica stara się jednak utrzymać w pewnych ramach kierowany do zagranicy przekaz o katolach; z ich punktu widzenia, musi on mieć takie tylko natężenie, by Polsce stale szkodzić i stabilizować reżim w roli jedynego gwaranta obcych łupów w Polsce, ale też nie tak wysokie natężenie, by doprowadzić do spadku rentowności tych łupów. Polski ruch oporu winien pamiętać, że samobójstwo polityczne reżimu może bez trudu przyspieszyć uderzeniem w jego zdolność kredytową.

 

 

 

Zwycięstwo Polakom odebrać może przede wszystkim rodzima zdrada po stronie patriotów. Dwie formy zdrady wskazałem wyżej, ale trzeba je podkreślić szczególnie. Pierwsza to nowa „gruba kreska” z kolejną obsadą spóźnionych do Magdalenki lub gorzej tam uposażonych komediantów i oferowanie Targowicy czegoś ponad kapitulację i sprawiedliwy proces. Druga to matrioszki, podstawienie przez Moskali na czele ruchu oporu ludzi, którzy znowu, jak 30 lat temu, poprowadzą nas ku przegranej i kapitulacji. 

 

By jednak rozeznać się w machinacjach zdrajców, musimy mieć świadomość własnej siły i na niej, a nie na akceptacji paryżów budować dumę. Czym jest stan trzeci? – pytał Sieyès. Otóż znowu jest wszystkim.

 

To nie my będziemy uciekać.

 

Te ulice są nasze.

 

                                                                       Mariusz Cysewski

 

PS. Nie jestem z ruchu narodowego, proszę więc nie obciążać ludzi z nim związanych radykalizmem albo i głupotą czy innymi brakami mojego artykułu. Wyłącznie ja za niego odpowiadam. M.C.

 

Kontakt: tel. 511 060 559

ppraworzadnosc@gmail.com

https://sites.google.com/site/wolnyczyn

http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn

http://mariuszcysewski.blogspot.com

 

0

Wolny Czyn https://sites.google.com/site/wolnyczyn/

W matriksie ""3 RP""... https://sites.google.com/site/wolnyczyn/

644 publikacje
103 komentarze
 

3 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758