Wokół procesu Breivika
19/04/2012
405 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
Przed kilkoma dniami rozpoczął się proces Andersa Breivika, oskarżonego o zamordowanie ponad 70 osób – uczestników obozu szkoleniowego młodzieży socjalistycznej na wyspie Utoya.
Breivik faktom nie zaprzecza, a motywy swojego czynu tłumaczy zasadą „mniejszego zła” – że mianowicie uczestnicy tego obozu byli szkoleni na aktywistów w służbie ideologii, którą on uważa za śmiertelnie niebezpieczną nie tylko dla Norwegii, ale i dla Europy. Sąd wprawdzie pozwolił mu na wygłoszenie przemówienia, ale już nie zgodził się na jej transmitowanie przez telewizję – wszystko wskazuje na to, że z obawy przed pozytywnym rezonansem, jaki argumentacja Breivika wywołuje u wielu jego rodaków, a także – w całej Europie. Breivik uważa, że milcząca zgoda na islamizację Europy, a nawet jej forsowanie w imię wielokulturowości jest zabójcza dla tutejszej cywilizacji. Takie stanowisko wcale nie jest w Europie odosobnione, podobnie jak stanowisko przeciwne – z tą jednak różnicą, że aktywiści wielokulturowości, którzy z lekceważeniem, a nawet pogardą odnoszą się do trzech filarów cywilizacji łacińskiej: obiektywnego charakteru prawdy, zasad prawa rzymskiego i etyki chrześcijańskiej, jako podstawy systemu prawnego – są subwencjonowani z funduszy publicznych na skutek presji środowisk nadających ton Unii Europejskiej i Radzie Europy. Formalnie „pozarządowe” organizacje „antyrasistowskie” i „antyfaszystowskie”, chociaż otwarcie domagają się stosowania przemocy państwa wobec swoich przeciwników ideowych, a także otwarcie nawołują do stosowania przemocy bezpośredniej wobec „faszystów” i „ksenofobów” – są kolaborantami paneuropejskiego gestapo, to znaczy – Agencji Praw Podstawowych. Agencja ta jest rodzajem orwellowskiej „policji myśli”, nadzorującej europejskie narody, czy poddają się bez oporu indoktrynacji prowadzonej z pozycji wrogich wobec cywilizacji łacińskiej przez komunę i żydokomunę. Bez rozbudowanej agentury nie bylaby w stanie niczego wskórać, więc na zasadzie przetargu rekrutuje sobie kolaborantów z poszczególnych krajów (w Polsce kolaborantem Agencji Praw Podstawowych jest Helsińska Fundacja Praw Człowieka), którzy z kolei współpracuja ze wspomnianymi „organizacjami pozarządowymi, pomagając im w zdobyciu żródeł finansowania, zapewniając ochronę przez prawem w przypadku jakichś ekscesów i odpowiednio inspirując media głównego nurtu. To ostatnie zadanie jest tym latwiejsze, że nad całością czuwają i poczynania te koordynują wypróbowani, pierwszorzędni fachowcy z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, urządzając okresowe odprawy, na których następuje podział zadań, przekładający się również na agenturę w mediach.
Wspominam o tej infrastrukturze zbudowanej dla zwalczania cywilizacji łacińskiej w Europie by pokazać nie tylko brak symetrii między obydwoma nurtami, ale również determinację środowisk zainteresowanych zniszczeniem podstaw tej cywilizacji. Co to za środowiska? Nie jest dla nikogo tajemnicą, że od samego początku do łacińskiej cywilizacji wrogo odnoszą się Żydzi, zarówno ze względu na to iż jej istotnym składnikiem są zasady rzymskiego prawa, jak również i na to, że jej istotnym składnikiem jest chrześcijaństwo, którego uniwersalizm traktowany jest przez Żydów jako zagrożenie dla urojeń o własnej wyjątkowości. Drugim środowiskiem odnoszacym się do cywilizacji łacińskiej z nieprzejednaną wrogością są komuniści, których ideałem jest rewolucja, to znaczy – przerobienie normalnych ludzi na ludzi sowieckich. Czym rózni się czlowiek sowiecki od normalnego czlowieka? Tym, że zrezygnował z wolnej woli – a więc właściwości, którą chrześcijaństwo traktuje jako przejaw obrazu i podobieństwa Boskiego w czlowieku. Dlatego komunizm jest niezmiennie wrogi religii, zwłaszcza chrześcijańskiej, bo stanowi ona naturalną zaporę dla rewolucji. Wprawdzie Żydzi żyli i żyją w obrębie cywilizacji chrześcijańskiej, ale w przeszłości wielokrotnie łączyli się z jej wrogami, co przychodzi im tym łatwiej, że nie tylko się z nią nie utożsamiają, ale często oddziałują na nią rozkładowo. Forsowana obecnie „wielokulturowość” jest bardzo skutecznym narzędziem tego rozkładu, bo doprowadza całe narody do stanu psychicznej bezbronności. Wszystko wskazuje na to, iż taktykę tę przejęli obecnie również komuniści, w ramach marksizmu kulturowego, który stał się w Unii Europejskiej ideologią obowiązujacą, przy pomocy systemu prawnego niszczą organiczne instytucje takie jak rodzina, w nadziei doprowadzenia do skutku programu, którego streszczeniem jest kultowa pieśn komunistów a zwłaszcza jej fragment: „przeszłosci ślad dłoń nasza zmiata”. Ten „ślad przeszłości”, to właśnie łacińska cywilizacja.
Wygląda na to, że Breivik, cokolwiek by nie powiedzieć o jego metodach, tego zagrożenia sobie nie wymyślił. Ono realnie istnieje i zgodnie z zasadą, że każda akcja powoduje reakcję, w miarę nasilania się presji na „wielokulturowość”, walkę z „rasizmem” i „ksenofobią”, coraz więcej ludzi zaczyna to dostrzegać – co budzi niepokój środowisk zainteresowanych w gładkim przebiegu indoktrynacji. Wyrazem tego niepokoju jest nie tylko zakaz telewizyjnej transmisji przemówienia Andersa Breivika, ale również groteskowe usiłowania przypisania mu sławnej z Sowieckiego Sojuza „schizofrenii bezobjawowej”. Okazuje się, że wykonawcy porogramu obrócenia w gruzy łacińskiej cywilizacji są ludźmi jak najbardziej normalnymi, podczas gdy zaniepokojeni ta destrukcją są uważani za wariatów. Bo przecież podejrzenia o chorobę psychiczną w przypadku Breivika nie ograniczają się wcale do przyjętej przezeń metody, ale również , a może nawet przede wszystkim – do przedstawionej przez niego diagnozy sytuacji. Ale nie uciekajmy od trudnych pytań i poddajmy ocenie również metody.
Akurat tak się szczęśliwie składa, że mamy material porównawczy w postaci tzw. „operacji pokojowej” w Afganistanie. Początkowym jej pretekstem była intencja odnalezienia Osamy bin Ladena i zniszczenia kierowanej przez niego Al Kaidy, której administracja Jerzego Busha przypisała sprawstwo kierownicze zamachu 11 września 2001 roku. Obecnie o tym nie ma już mowy i pozorem moralnego uzasadnienia wojny NATO przeciwko przedstawicielom pewnego kierunku ideowo-politycznego w Afganistanie, jest obrona „demokracji”, to znaczy – piastowania zewnetrznych znamion władzy w tym kraju przez amerykanskiego agenta, niejakiego Hamida Karzaja. W imię tego celu wojska NATO, wśród których są również askarisi z naszego nieszczęśliwego kraju, zabijają osoby podejrzane – bo nawet najwięksi entuzjaści, co to dla „racji stanu” gotowi byliby poświęcić wszystko przyznają, że niepodobieństwem jest odróżnić „talibów” od zwyczajnych „cywilów”. Dlaczego zatem państwom NATO wolno zabijać Afgańczyków, którzy nie podzielają oczekiwanego od nich entuzjazmu dla demokracji, a Andersowi Breivikowi nie wolno zabijać Norwegów, których uznał za potencjalnie niebezpiecznych dla swojego narodu? To pytanie postawił jeszcze w Średniowieczu francuski poeta Franciszek Villon, przytaczając rozmowę cesarza z morskim piratem: „Cysarz tak ozwie się surowo: czemuś iest zbóycą morskim, bracie? Aż tamten, mało robiąc głową: czemuż mnie zbóycą nazywacie? Dlatego, że na iedney łodzi? Gdybych miał statków choć ze dwieście, nie byłbych, iako iestem, złodziey lecz cysarz, iako wy iesteście!”
Powszechnie narzeka się dzisiaj na niedostatek ideowości i to nie tylko wśród „młodych”, co to nie chcą już niczego, tylko „popić, po(g)ruchać i radia posłuchać” – ale również wśród autorytetów moralnych, którzy uważają, że życie ludzkie jest „wartością najwyższą”. Jaka szkoda, że nie wiedzieli o tym święci męczennicy, którzy najwyraźniej musieli uważać, że są wartości cenniejsze od życia, skoro je dla nich poświęcili, a nie zapalili kadzidła przez posągiem Jowisza Najlepszego i Największego. Inna rzecz, że nie wszystkie idee są warte takiego poświęcenia. Weźmy dla przykładu ideę Unii Europejskiej, w ktorą każe się ludziom wierzyć, jako w ideę wielką. Czy jednak znalazłby się w Europie chociaz jeden człowiek, gotów oddać życia za Unię Europejską i Józika Manuela Barroso? Każdy wie, ze o tym nie ma mowy; takiego czlowieka w całej Europie nie ma. Nieomylny to znak, że idea Unii Europejskiej ma tylko pozory wielkości, za którymi kryje się zwyczajny Scheiss w postaci interesów narodowych, a co gorsza – interesów lichwiarskiej międzynarodówki. Mamy zatem kryterium, przy pomocy którego możemy bez trudu odróżnić ideowość prawdziwą od ideowości udawanej – jeśli ktoś dla idei, którą głosi, gotów jest zaryzykować własne życie. Breivik twierdzi, że zabijając swoje ofiary liczył się z utratą życia – i rzeczywiście; policja przybyła na miejsce by go aresztować dopiero wtedy, jak skończyła mu się amunicja – podobnie jak i dzisiaj twierdzi, że przyjąłby karę śmierci. Podobnie mówił Eligiusz Niewiadomski – i został stracony. Breivik może tylko tak mówi, bo w Norwegii kary śmierci nie ma – ale czy nie warto by jej przywrócić choćby dlatego, by móc sprawdzić takie deklaracje?
Stanisław Michalkiewicz