Dlaczego mnie wyrzucili z wojska.
Nasz jednostka wojskowa sąsiadowała z jednostką radziecką. Wtedy tam zasadnicza służba wojskowa trwała 3 lata. Nie tylko ta jednostka z naszą sąsiadowała ile współdzieliła teren. Nieraz z kolegami obserwowaliśmy co się tam dzieje. Kiedyś oficer bił po twarzy żołnierza. Paskiem z metalową klamrą. A on się nawet nie próbował bronić. Chociaż na pewno go bolało. Bo całą twarz miał zakrwawioną.
Miałem wartę. W bramie dzielącej nasze jednostki. Była to zarazem brama wyjściowa. Co chwila przechodziły przez nią jakieś oddziały. Nawet próbowałem powiedzieć:
– Stój! Kto idzie?!
Ale mnie wyśmiano.
Nadchodził wieczór. Starsi żołnierze prowadzili z „ruskimi” interesy. Wracali pijani. Zaczaił się na nich w krzakach radziecki oficer. Jak ich zobaczył to wyciągnął swój służbowy pistolet i próbował nim Polaków postraszyć. Niezbyt mu się to udało, gdyż ci gdy zobaczyli broń, zamiast się zatrzymać, uciekli. A on pobiegł za nimi.
Stałem na tej bramie i zastanawiałem się co robić. O regulaminie tutaj mogłem zapomnieć. Całkowicie w tym wypadku nie zdawał egzaminu. Półmrok. Najgorszy czas dla oczu. Za ciemno, żeby cokolwiek dobrze zobaczyć, i za jasno by zapalać lampy.
Ale zobaczyłem. Najpierw naszych. Szybko przebiegli przez bramę. Zdążyłem tylko krzyknąć:
– Stój…
I tyle ich było widać. Ale zaraz za nimi pojawił się Rosjanin. I wymachiwał tym swoim pistoletem. Miałem zaledwie ułamek sekundy na reakcję. Strzeliłem więc najpierw w niego, potem ostrzegawczo w górę, a na końcu:
– Stój, kto idzie! Bo będę strzelał…
Rosjanin padł po moim strzale jak rażony piorunem. Czapka poleciała kilka metrów dalej. Musiał dostać w głowę. Leżał na brzuchu i nic się nie ruszał. Broń w pewnej odległości od niego.
Postanowiłem go obrócić na plecy. W tym celu rozłożyłem kolbę swojego karabinu. Dotknąłem go lufą. Byłem przygotowany na straszne widoki. Taki „kałach” potrafi nabroić. Jak go tylko dotknąłem tą lufą to krzyknął::
– Nie strielaj!
Wystraszył mnie tym przeogromnie. Aż mi broń wypadła z ręki. Ledwo ją podniosłem, a zbiegli się inni.
Sprawie szybko łeb ukręcono. Rosjanina gdzieś wywieziono, a ja oficjalnie dostałem pochwałę. Za trzeźwe i zgodne z regulaminem zachowanie: najpierw oddałem strzał ostrzegawczy, a potem dopiero strzeliłem. Trochę inaczej było, ale nie zamierzałem prostować.
Dowódca kompani wiedział swoje, uruchomił więc wszystkie znajomości. W krótkim czasie stanąłem przed psychiatrą. Ten mnie wypuścił ze względu na moją dezadaptację wojskową. Nikt o czymś takim nawet nie słyszał. Ale też nikt nie podważał kompetencji lekarza.
Skoro istnieje pomroczność jasna…
……………………………………………………………………………………………….
Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach. Niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia5
…………………………………………………………………………………………..