Nie milkną echa wojny wytoczonej przez posła J. Palikota krzyżowi wiszącemu w Sejmie. Po powtórnym wniosku o usunięcie symbolu krzyża z sali posiedzeń, marszałek E. Kopacz zdecydowała zapytać od zdanie Biuro Analiz Sejmowych.
Nie milkną echa wojny wytoczonej przez posła J. Palikota krzyżowi wiszącemu w Sejmie. Po powtórnym wniosku o usunięcie symbolu krzyża z sali posiedzeń, marszałek E. Kopacz zdecydowała zapytać od zdanie Biuro Analiz Sejmowych.
Jak podaje rp.pl Wiesław Johann (były sędzia TK) stwierdził, iż: "Decyzja powinna być w rękach polityków, którzy są reprezentantami narodu, a nie prawników. Do tej pory Biuro Analiz Sejmowych nie było wykorzystywane do rozstrzygania sporów światopoglądowych. (…) Krzyż w Polsce nie jest tylko symbolem religijnym, ale też naszej historii i tradycji. Jest częścią naszej narodowej symboliki, dlatego czymś zupełnie naturalnym jest, że znajduje się w Sejmie oraz innych gmachach publicznych" Podobnych opinii wśród prawników jest wiele, na opinię Biura będziemy jednak musieli pewien czas poczekać..
Warto zatem zadać sobie pytanie o sens i genezę wojny wytoczonej przez Palikota, Czy sam pomysłodawca i główny motorniczy rewolucji obyczajowej w Polsce tak naprawdę utożsamia się ze swoimi postulatami? Trudno to stwierdzić. W latach 90-tych kreował się na niezwykle pobożnego człowieka. Przypominam sobie nawet jakiś wywiad, czy artykuł, w którym pisano, iż jeżdzi specjalnie na świętą górę Athos do Grecji by tam naładować swoje akumulatory i bliżej Boga. Nastepnie mieliśmy do czynienia z Palikotem, twardym i nieustępliwym kapitalistą z niebywałą żyłką do interesów. Obecnie oglądamy najnowsze wcielenie posła, który z zapałem godnym rewolucjonisty francuskiego (ewentualnie czekisty) postanawia nawrócić polski pociąg na tor zwany pięknie neutralnością światopoglądową. Nie wiem, która twarz Pana Palikota jest prawdziwa, jeśli któraś jest.. Istnieje możliwość, iż każda zmiana maski, podyktowana jest celem, który ma zostać osiągnięty. Jest również cień prawdopobieństwa, iż wydawca "Ozonu" po prostu ewoluuje. To jest jednam materiał na doktorat z psychologii.
Wróćmy jeszcze na koniec do "neutralności światopoglądowej". Jest to jedno ze sztandarowych haseł lewicy wszelkiej maści. Jego założenia polegają podobno na nieopowiadaniu się państwa za żadnym swiatopoglądem. Nie faworyzować i nie prześladować nikogo. Powiedziałbym ślicznie. Jednak praktyka pokazuje nam czym tak naprawdę jest rzekoma neutralność. Polega ona na faworyzowaniu ateistycznych modeli zachowań i światopoglądu, w którym nie ma miejsca na Boga, a każda wzmianka o nim jest odpierana histerycznym atakiem na zacofany ciemnogród. Rozumiem, iż nie każdy jest wierzący i zgadza się z doktryną i praktyką chrześcijańską. Próbuje lobbować więc za jakobinizacją życia politycznego i społecznego, w taki sposób, by to jego światopogląd wyparł wartości chrześcijańskie. Tylko dlaczego mydli nam się oczy hasłem neutralności? Skoro te ateistyczne założenia są tak wspaniałe i potrzebne, to powstaje oczywiste pytanie. Jaki jest powód oporu przed nazwaniem swojego działania i celu po imieniu?