Wojna smoleńska
14/02/2011
400 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
Wojna smoleńska, tocząca się pomiędzy stroną rządową, a częścią polityków i Polaków, dążących do poznania prawdy o katastrofie smoleńskiej utknęła w patowej sytuacji. Celowo nie użyłem popularnego określenia "wojny polsko-polskiej", gdyż jedna ze stron walczy w sprawie, nie mającej nic wspólnego z interesem Polski. Konflikt ten nadal więc czeka na historyczną klasyfikację, a my musimy się ograniczyć do prób rozpoznania sytuacji i zaczepnych wycieczek, mając nadzieję, że nie uczestniczymy w wojnie trzydziestoletniej. Z pozoru sytuacja jest jasna: ktokolwiek zadał sobie trud przeanalizowania faktów, przeczytał dostępne analizy, wie że pod Smoleńskiem nie doszło do zwykłego wypadu, a oficjalny raport komisji MAK jest bezczelnie zmanipulowanym kłamstwem. Większość podstawowych materiałów dowodowych pozostaje jednak w rękach Rosji, więc wszystkie analizy, aczkolwiek wiarygodne i przekonywujące […]
Wojna smoleńska, tocząca się pomiędzy stroną rządową, a częścią polityków i Polaków, dążących do poznania prawdy o katastrofie smoleńskiej utknęła w patowej sytuacji. Celowo nie użyłem popularnego określenia "wojny polsko-polskiej", gdyż jedna ze stron walczy w sprawie, nie mającej nic wspólnego z interesem Polski. Konflikt ten nadal więc czeka na historyczną klasyfikację, a my musimy się ograniczyć do prób rozpoznania sytuacji i zaczepnych wycieczek, mając nadzieję, że nie uczestniczymy w wojnie trzydziestoletniej. Z pozoru sytuacja jest jasna: ktokolwiek zadał sobie trud przeanalizowania faktów, przeczytał dostępne analizy, wie że pod Smoleńskiem nie doszło do zwykłego wypadu, a oficjalny raport komisji MAK jest bezczelnie zmanipulowanym kłamstwem. Większość podstawowych materiałów dowodowych pozostaje jednak w rękach Rosji, więc wszystkie analizy, aczkolwiek wiarygodne i przekonywujące nie łapią nikogo za rękę, ponieważ brak im tych dobrze strzeżonych i ukrywanych szczegółów. Rząd gra wobec tego na zwłokę, raz po raz odwracając kota do góry ogonem, wysyłając zmęczonych tropicieli na fałszywy ślad, a obojętnych zjadaczy chleba i igrzysk podpuszczając do ogłaszania "dni bez Smoleńska".
Balast, który ekipa Platformy Obywatelskiej wzięła na plecy jest ponad siły demokratycznie sprawowanej władzy. Gdyby jej członkowie byli ludźmi honoru, podali by się do dymisji: Donald Tusk za oddanie śledztwa katastrofy smoleńskiej w ręce Rosji; Bronisław Komorowski za powołanie do Rady Bezpieczeństwa Narodowego generała Jaruzelskiego; Paweł Graś za przepraszanie po rosyjsku; Radek Sikorski za odprawę ambasadorów przed Siergiejem Ławrowem; Bogdan Klich za bezwstydne odpieranie wniosków o votum nieufności; Jerzy Miller za stwierdzenie – "nic mi nie wiadomo, by materiały dowodowe były niszczone"; Ewa Kopacz za publiczne zapewnienia, że teren katastrofy przekopano na metr w głąb; Tomasz Nałęcz za składanie wszelkich ofiar na Ołtarzu Pojednania; posłowie koalicji rządzącej za haniebne przyjęcie raportu MAK.
Oczywiście wymienione powody nie są jedyne, ale powinny wystarczyć do złożenia urzędów. Wiadomo jednak, że nie ma mowy o żadnej dymisji, przez Polskę nie przetoczą się odgłosy uderzania w piersi. Rząd doskonale wie, że wyznanie choć jednego błędu prowadzi do przyznania się do najcięższych politycznych win, które kwalifikują raczej pod sąd, a nie do dyskretnego odsunięcia się w cień. Trwa więc okopywanie obozu rządowego, przerywane mizdrzeniem do światowych przywódców, skłonnych jeszcze do łaskawego przyjmowania hołdów. Wszystko po to, by ukryć chaotyczną, desperacką ucieczkę na wschód – przed prawdą i narodem.