Kolejną odsłona tego niezwykłego procesu, wytoczonego przez prokuraturę autorowi książki „Z mocy bezprawia”.
Przedstawiam Państwu kolejną relację z procesu, w którym Prokuratura, powołując się na art.230 par.1 kodeksu karnego, oskarża dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego oraz byłego pracownika kontrwywiadu PRL, Aleksandra L., o rzekomą płatną protekcję podczas procesu weryfikacji żołnierzy WSI, prowadzonym przez komisję pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza w czasie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych.
Wczorajsza rozprawa rozpoczęła się z ok. godzinnym opóźnieniem, spowodowanym przez Pana Wojciecha Sumlińskiego, za które bardzo przeprosił tak sędziego, prowadzącego rozprawę, jak i pozostałe strony procesu – wyniknęło ono z trudności, jakie ma oskarżony przez Prokuraturę dziennikarz, w godzeniu swoich obowiązków zawodowych z koniecznością przyjazdów do Warszawy na kolejne rozprawy w toczącym się procesie. Pan Sumliński wyjaśnił, że jest redaktorem naczelnym "Tygodnika Podlaskiego", będącym obecnie jedynym źródłem utrzymania jego oraz jego rodziny – a akurat w czwartki są "zamykane" kolejne numery tego tygodnika, i dzisiaj, pomimo całonocnej pracy, nie wyrobił się na czas z dotarciem do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli.
Po wyjaśnieniach dziennikarza, przyjętych przez Sąd do wiadomości, prokurator Robert Majewski zapytał sędziego prowadzącego rozprawę, czy Wojciech Sumliński zakończył już składanie wyjaśnień na zasadzie swobodnej wypowiedzi. W związku z tym sędzia zadał to pytanie oskarżonemu dziennikarzowi, który odpowiedział, że w zasadzie tak, ale chciałby się jeszcze odnieść do wystąpień prokuratorów na poprzednich rozprawach, jakoby ich o coś pomawiał czy też oskarżał. Po krótkiej dyskusji z udziałem sędziego oraz obrońcy Wojciecha Sumlińskiego, ustalono, że jego wyjaśnienia będą miały formę oświadczenia.
Krótko po rozpoczęciu składania oświadczenia przez dziennikarza, który przywołał fakt, że Sąd Dyscyplinarny przy Prokuratorze Generalnym, uchylił immunitet prokuratorom będącym oskarżycielami w toczącym się procesie, czyli Pani Jolancie Mamej oraz Panu Andrzejowi Michalskiemu, w związku z tym, że razem z Cezarym Gmyzem ma zamiar pociągnąć tych prokuratorów do odpowiedzialności ze względu na sposób prowadzenia czynności w tej sprawie, co, zdaniem dziennikarza, świadczy o tym, że Sąd Dyscyplinarny również ma wątpliwości, czy prokuratorzy w tej sprawie postępowali we właściwy sposób – zaprotestował prokurator Majewski, domagając się odpowiedzi, w jakim celu dziennikarz składa swoje oświadczenie oraz jaki ma ono związek z toczącą się przed Sądem sprawą. Prokurator powołał się przy tym na reguły Kodeksu Postępowania Karnego i wniósł do Sądu o pozbawienie dziennikarza prawa głosu w sprawach nie mających związku z prowadzonym postępowaniem, co, wg prokuratora, nie jest ograniczaniem oskarżonemu prawa do obrony.
Na tak postawiony wniosek zaprotestował z kolei obrońca Wojciecha Sumlińskiego, zwracając uwagę, że kwestia podnoszona przez jego klienta ma oczywisty związek z prowadzonym postępowaniem, jak również z zasadami etyki prokuratorskiej, które wyraźnie mówią o tym, że prokurator powinien być rzetelny i uczciwy. Adwokat dodał, że, ponieważ zdaniem jego klienta, został on oskarżony na podstawie spisku, w którym brała udział również Prokuratura – ma on jak najbardziej prawo do składania tego typu oświadczenia. Obrońca Wojciecha Sumlińskiego dodał jeszcze, że został przez niego złożony wniosek do Prokuratury Apelacyjnej o wyłączenie z toczącego się postępowania prokuratorów Mamej i Michalskiego ze względu na sposób gromadzenia przez nich materiału dowodowego – a Sąd, rozpatrując ten wniosek, podejmie odpowiednie wobec prokuratorów decyzje.
Sędzia prowadzący rozprawę pozwolił na kontynuowanie Wojciechowi Sumlińskiemu składanie swojego oświadczenia, zaznaczając jedocześnie, że prosi o to, aby jego wypowiedzi były jak najbardziej syntetyczne, ze względu na znaczne już przeciąganie się tego procesu w czasie. Dziennikarz, kontynuując, przywołał sędziego Piotra Gonciarka, który jednoznacznie i ostro podsumował postępowanie prokuratorów, a decyzja o uchyleniu im immunitetu, świadczy, jego zdaniem, że nie tylko on widzi nieprawidłowości w ich działaniach.
Na to ponownie zaprotestował prokurator Majewski, wnosząc o reasumpcję czynności Sądu w sprawie jego wniosku sprzed kilku minut, kwestionując związek tych spraw oraz zwracając uwagę na ich rozbieżność czasową, jednocześnie podnosząc, że nie zgadza się z obrońcą oskarżonego dziennikarza co do możliwości ograniczania wypowiedzi oskrażonego, nie mających, jego zdaniem, związku, z toczącym się przed Sądem postępowaniem w sprawie podejrzenia korupcji w komisji weryfikacyjnej ds likiwdacji WSI – jak to ujął, przywołując sprawę odebrania immunitetów prokuratorom, "oskarżony próbuje skierować sprawę na tory przyszłe i niepewne". Prokurator dodał, że nie ma żadnej decyzji prawomocnej, uchylającej immunitet wzmiankowanym prokuratorom – ale, po dopytaniu przez sędziego, przyznał, że jest taka decyzja, tyle, że nieprawomocna.
W odpowiedzi na wystąpienie prokuratora, o głos ponownie poprosił Sąd obrońca Wojciecha Sumlińskiego, argumentując, że oskarżony, w granicach swojego prawa do obrony, ma prawo zwracać Sądowi uwagę na wszystkie sprawy, które mogą świadczyć o jego niewinności.
Sędzia ponownie pozwolił dzienikarzowi na dalsze składanie swojego oświadczenia, w którym ten powołał się na pismo, które otrzymał z Prokuratury na temat uchylenia immunitetu przez prowadzących sprawę prokuratorów oraz dodał, że w związku z tym zdecydował się wystąpić wobec nich z aktem oskarżenia. Powiedział również, że Prokuratura w swoich działaniach oparła się na zeznaniach przestępcy (płk.Tobiaszu – przyp.autora), który zawarł układ, haniebny dla ABW i Prokuratury, w wyniku którego jego wszystkie sprawy karne zostały zawieszone, jego żona otrzymała pracę w Urzedzie Miasta Warszawy, a syn błyskawicznie awansował w strukturach SKW (Służby Kontrwywiadu Wojskowego). Sprawy, o których wspomniał dziennikarz, niemal wszystkie były zawieszone aż do śmierci płk.Tobiasza – jednak jedna z nich prowadzona przez Izbę Wojskową Sądu Najwyższego w 2011 r. zakończyła się prawomocnym wyrokiem skazującym – 6 miesięcy w zawieszeniu za przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej.
Na tym Wojciech Sumliński zakończył składanie swojego oświadczenia, po czym sędzia zapytał, czy strony zgadzają się, aby ewentualne pytania do oskarżonego dziennikarza były zadawane po odczytaniu jego zeznań składanych w prokuraturze – co zostało przez strony postępowania zaakceptowane, w związku z czym sędzia przystąpił do ich odczytywania.
Zeznania Wojciecha Sumlińskiego były odczytywane partiami, po czym po odczytaniu każdej takiej partii zeznań, sędzia zadawał oskarżonemu pytanie, czy ma coś do dodania lub chciałby coś wyjaśnić – albo sam, w razie jakichś wątpliwości, formułował pytanie w stronę dziennikarza.
Z pierwszej części zeznań można się było dowiedzieć, że Wojciech Sumliński nie przyznawał się do winy, przypuszczał, że został poddany jakiejś formie prowokacji lub działań chociażby ze strony ludzi byłej WSI, którym "poświęcał" sporo swoich tekstów i programów, opowiadał o swojej znajomości, czy też raczej nieznajomości z płk. Leszkiem Tobiaszem, głównym świadku, na którym Prokuratura oparła swój akt oskarżenia oraz o początkach znajomości z płk.Aleksandrem L., którego poznał w czasach tzw. afery Kwaśniewski-Ałganow.
Po odczytaniu tej części zeznań sędzia zapytał oskarżonego dziennikarza, czy potwierdza swoje zeznania oraz czy ma coś do dodania.
Wojciech Sumliński potwierdził swoje zeznania, mówiąc jednocześnie, że od pierwszej sekundy swojego zatrzymania podjął pełną wsþółpracę z ABW oraz Prokuraturą, choć teraz uważa, że był pod tym względem bardzo naiwny, licząc na prawidłowe działania tych instytucji. Dziennikarz podał przykłady, na czym polegała ta jego współpraca – np. podał funkcjonariuszom ABW hasła do swoich komputerów czy też wskazał dokumenty określone jako "tajne", które służyły mu do pracy dziennikarskiej.
"Ułatwiałem postępowanie dużo bardziej, niż powinienem" – stwierdził.
Z drugiej strony, będąc już wcześniej uczestnikiem wielu procesów, oraz znając reguły pracy dziennikarza śledczego, doskonale wiedział, że najkorzystniejsze dla osoby oskarżonej jest milczenie – a jednak poszedł na pełną współpracę z Prokuraturą, zakładając, że w ten sposób uda mu się szybko zakończyć tę "absurdalną" sprawę, Jedyne, czego w tej współpracy przestrzegał, to nie ujawniać i nie krzywdzić swoich informatorów – ze względu na tajemnicę dziennikarską.
Po tych słowach Wojciecha Sumlińskiego, ze względu na stan zdrowia drugiego z oskarżonych, Aleksandra L., sędzia zarządził 5 minut przerwy.
Po przerwie dziennikarz, kontynuując poprzedni wątek, powiedział, że w kwestii tajemnicy dziennikarskiej dokonał tylko jednego wyjątku – a dotyczy on właśnie płk.Aleksandra L., byłego szefa I zarządu WSW, zajmującego się kontrwywiadem, którym, zdaniem dziennikarza, współpracował z płk. Tobiaszem i wykonywał jego polecenia. Wojciech Sumliński przywołał też kontekst atmosfery, która panowała w momencie jego zatrzymania – dziennikarza o dobrej reputacji, znanego z rzetelnych tekstów śledczych, poważnych osiągnięciach zawodowych – który nagle zostaje zkuty w kajdanki i potraktowany jak pospolity bandzior. Dziennikarz przypomniał, że w jego zatrzymaniu brało udział 13 pracowników ABW, kŧórzy od 6 rano do 21 wieczorem przebywali w jego 60-metrowym mieszkaniu – a podczas odbierania od niego pierwszych zeznań w prokuraturze, telefon na biurku prokuratora był, jak to określił, "rozgrzany do czerwoności", a jednym z dzwoniących i wypytujących o przebieg zatrzymania był Konstatny Miodowicz z PO, odpowiedzialny w tamtym czasie za służby specjalne.
Wyjasniając jeszcze sprawę swoich kontaktów z płk.Tobiaszem, dziennikarz powiedział, że w zasadzie na 100 % może potwierdzić tylko jedno spotkanie, do którego doszło w Zaborku (będącym tym na Podlasiu, czym Łazienki dla Warszawy – ładnym, pięknym, publicznym miejscem, a nie jakimś ukrytym terenem, na którym dochodzi wyłącznie do jakichś tajnych spotkań), natomiast, jeśli jeszcze jakieś spotkanie między nimi miało miejsce, to on nie pamięta, gdzie i kiedy dokładnie mogło do niego dojśc – choć nie wyklucza, że do jakiegoś "minięcia się" między nimi doszło. Oskarżony dziennikarz ponownie mocno zaakcentował, że nawet jeśli rozmawiał z płk. Tobiaszem i tego nie pamięta – to na pewno nie rozmawiał z nim na tematy płatnej protekcji w kontekście komisji weryfikacyjnej ds likwidacji WSI.
Po tych wyjaśnieniach Wojciecha Sumlińskiego, sąd odczytał kolejną porcję jego zeznań w Prokuraturze – mowa w nich była o znajmości dziennikarza z Aleksandrem L., o jego pracy (artykułach i programach) nad mafią "pruszkowską" oraz ponownie o możliwościach kontaktów z płk. Tobiaszem. Tego ostatniego dotyczyło tez pytanie sędziego, zadane dziennikarzowi – jak to było z tym "mijaniem się", czy dziennikarz przypomina sobie okoliczności takiego ewentualnego kontaktu z głównym świadkiem oskarżenia.
Wojciech Sumliński wyjaśnił, że jedyne spotkanie z płk.Tobiaszem, którego jest pewien, to to, do którego doszło w Zaborku – natomiast do ewentualnego "minięcia się" mogło dojść w jakiejś restauracji, być może w okolicach warszawskiej Starówki – istnieje też taka możliwość, że do takiego chwilowego kontaktu mogło dojść w obecnośći Leszka Pietrzaka, ale polegał on wyłącznie na wymianie zdawowego "dzień dobry" lub czegoś w tym rodzaju.
Dziennikarz wyjaśnił, że w tamtym okresie bardzo często spotykał się Leszkiem Pietrzakiem, który był przez niego zapraszany jako ekspert do prowadzonych przez niego programów "Oblicza prawdy" i "30 minut", w których nie ujawniał tajemnic państwowych (jako pracownik IPN czy też członek komisji weryfikacyjnej), ale korzystał z posiadanej przez siebie wiedzy nt tajnych służb PRL czy też działalności WSI. Znajomość z Leszkiem Pietrzakiem miała również charakter prywatny – Wojciech Sumliński pomagał mu w znalezieniu mieszkania w Warszawie czy też szkoły dla córki, spotykali się również na wakacjach. Dziennikarz powiedział, że w przypadku jego znajomości z Leszkiem Pietrzakiem, trudno było ustalić granicę, gdzie kończą się pomiędzy nimi kontakty prywatne, a kiedy kontaktuję się na gruncie zawodowym – podobnie zresztą, jak miało to miejsce w przypadku Aleksandra L., który po pewnym czasie stał się dla niego Olkiem.
Koncentrując się przez chwilę na osobie tego ostatniego, Wojciech Sumliński powiedział, że usłyszał o nim od kolego po fachu, Leszka Misiaka, przy okazji sprawy potrącenia przez ochroniarza Kulczyka jednego z synów Bronisława Komorowskiego. Rówież od znajomego księdza Andrzeja Janczewskiego dowiedział się, że ten może go skontaktować z ciekawą, mającą wiele kontaktów, osobą – ichodziło właśnie o płk. Aleksandra L.
Po tych wyjaśnieniach dziennikarza, sędzia odczytał kolejną partię jego zeznań, w kŧórych Wojciech Sumliński opowiadał o swojej pracy zawodowej, pracy nad książką o WSI, fundacji Procivili i Bronisławie Komorowskim, jako szefie MON, którzy również byli w kręgu jego zawodowych zainteresowań, kontaktach płk.Tobiasza z wtedy już marszałkiem Sejmu, Bronisławem Komorowskim (w sprawie aneksu do Raportu o WSI), o swoich znajomościach z innymi osobami, równiez dziennikarzami, z których jeden, Przemysław Wojciechowski, miał wiedzę od Aleksandra L., że ten ostatni został nagrany przez płk. Tobiasza, a nawet ostrzegał Wojciecha Sumlińśkiego, czy przypadkiem Aleksander L. nie współpracuje z ABW.
Dziennikarz potwierdził złożone przez siebie zeznania oraz podkreslił, że płk.Aleksander L. przyznał się, że już od jesieni 2007 wiedział, że płk. Tobiasz nagrał prowadzone pomiędzy nimi rozmowy oraz że prokuratura prowadzi w tej sprawie śledztwo, a mimo to nadal utrzymywał zażyłe, przyjacielskie relacje z płk.Tobiaszem. Zdaniem dziennikarza, Aleksander L. był przez płk. Tobiasza szantażowany i zmuszany do współpracy – między innymi spotkanie w Zaborku, na którym doszło do krótkiej rozmowy między dziennikarzem a płk.Tobiaszem, było współorganizowane właśnie przez Aleksandra L.
Dziennikarz zadał w tym momencie pytanie retoryczne, czy prokuratura ma jakieś inne wyjaśnienie tej współpracy Aleksandra L. z płk. Tobiaszem, niż szantaż – co doprowadziło do natychmiastowej reakcji prokuratora Majewskiego oraz reprymendy Sądu w stosunku do dziennikarza, aby nie zadawał jednak tego typu pytań retorycznych.
Wojciech Sumliński podniósł też sprawę Sułkowskiego, przyjaciela płk.Tobiasza, którzy przyjechali jednym samochodem do Zaborka – a który to Sułkowski wielokrotnie potem wydzwaniał do dziennikarza, próbując umówić się na jakieś spotkania, aby, jak to określił dzienikarz, zapewne kontynuować "szycie wobec niego prowokacji".
Sędzia, po wysłuchaniu tych wyjaśnień, zwrócił uwagę dziennikarzowi, aby starał się być bardziej zwięzły w swoich wypowiedziach i nie poruszać ponownie spraw w sposób szczegółowy, które są już odnotowane w protokołach. Po odczytaniu kolejnej porcji zeznań dziennikarza w prokuraturze, w ktróych mowa była m. in. o działaniach Leszka Tobiasza, również w czasach jego pracy w WSW, o zablokowaniu przez gen.Reszkę jego awansu w SKW, o Sułkowskim, znajomości dziennikarza z prok.Blajerskim, Witkowskim, byłym ministrem sprawiedliwości, Iwanickim, kontaktach z komisją weryfikacyjną ds likwidacji WSI oraz o próbach Aleksandra L. w dotarciu do osób pracujących w tej komisji (poprzez dziennikarza).
Wojciech Sumliński potwierdził swoje zeznania, dodając, że chciałby zwrócić uwagę Sądu na sprzeczności w zeznaniach Aleksandra L. oraz płk. Leszka Tobiasza, ale został przekonany tak przez sędziego, jak i przez swojego obrońcę, że najlepiej będzie to wykazać podczas odczytywania zeznań płk. Tobiasza.
Sędzia powrócił do odczytywania zeznań Wojciecha Sumlińśkiego, w których tym razem była mowa o próbach, czynionych przez płk.Tobiasza, za pomocą mniej lub bardziej zawoalowanych gróźb wobec bliższych czy dalszych znajomych dzienikarza, aby pomogli płk.Tobiaszowi się z nim skontaktować (wspominany już ks.Janczewski, Janusz Sztum), aby budować tak jakby "tło" tej sprawy, o znajomości dzienikarza z Małgorzatą Wierchowicz z KGP, prowadzącej sprawę zabójstwa gen.Papały (Aleksander L. bardzo unikał rozmów na temat zabójstwa gen.Papały), o czterech dziennikarzach, będących znajomymi Aleksandra L., a jednocześnie mających kontakty z członkami komisji weryfikacyjnej ds WSI, wobec których były prawdopodobnie prowadzone podobne gry przez Aleksandra L. oraz Leszka Tobiasza, jak wobec oskarżonego ostatecznie przez prokuraturę dziennikarza.
Sędzia zapytał, czy Wojciech Sumliński potwierdza te zeznania – po usłyszeniu odpowiedzi twierdzącej, postanowił zakończyć rozprawę i rozpoczął ze stronami ustalanie planu na najbliższe rozprawy(m.on. pytania do Wojciecha Sumlińskiego ze strony prokuratury) oraz terminy wezwań świadków (p.Wybranowski na 30.08.2012 jako pierwszy świadek). Następnie obrończyni (w zastępstwie) Aleksandra L. poinformowała Sąd, że na następnej rozprawie Aleksander L. będzie chciał złożyć oświadczenie (niestety, nie podała szczegółów, czego ma dokładnie dotyczyć).
Podczas tego ustalania planu, o głos poprosił również Wojciech Sumliński i przypomniał sędziemu, że Aleksander L. na jednej z poprzednich rozpraw obiecywał, że opowie w Sądzie o kulisach jakiejś prowokacji, przeprowadzonej przez płk.Leszka Tobiasza.
W odpowiedzi głos zabrał Aleksander L., który powiedział, że ponieważ płk. Leszek Tobiasz nie żyje, a on uznaje zasadę, że o zmarłych mówi się dobrze, albo wcale, to nie zamierza opowiadać o sprawie tej prowokacji.
Na to zareagował Wojciech Sumliński, który zapytał Aleksandra L., czy ta zasada, że o zmarłych się mówi albo tylko dobrze, albo wcale, dotyczy również Adolfa Hitlera. Natychmmiast zareagował sędzia, upominając dziennikarza, że nie powinien się posuwać do tego typu wypowiedzi, nie związanych z toczącym się postępowaniem; słowa Wojciecha Sumlińskiego spowodowały też wyraźne wzburzenie Aleksandra L. – jak wiadomo, byłego wysokiego oficera służb kontrwywiadowczych PRL.
Za zaistniałą sytuację Wojciech Sumliński przeprosił.
Na tym rozprawa została zakończona – następna odsłona procesu odbędzie się dnia 6 sierpnia o godz. 12:00 w sali 24 Sądu Rejonowego dla Warszawa-Wola.
Informacja zaległa: rozprawa w dn.23.05.2012 jednak się odbyła (ja miałem informacje, że się nie odbędzie), ale ze względu na nieobecność Aleksandra L. (zły stan zdrowia) oraz obrońcy Wojciecha Sumlińskiego, została po kilkunastu minutach odroczona.
Relacje z poprzednich rozpraw znajdziecie Państwo w mojej poprzedniej notce na ten temat (linki o jeszcze wcześniejszych rozprawach na końcu wzmiankowanej notki)
Uprzejmie proszę również Szanownych Czytelników tej relacji, aby w ewentualnych komentarzach posługiwać się imieniem i inicjałem nazwiska, współoskarżonego w tym procesie wraz z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, byłego wysokiego oficera kontrwywiadu PRL, Aleksandra L., ponieważ nie wyraził on zgody na podawanie w relacjach z procesu na swoich danych osobowych ani na publikowanie swojego wizerunku.