Bez kategorii
Like

Wojciech Sumliński – rozprawa z dn.06.08.2012 r.

06/08/2012
552 Wyświetlenia
0 Komentarze
23 minut czytania
no-cover

Kolejna relacja z procesu Wojciecha Sumlińskiego.

0


 

Przedstawiam Państwu kolejną relację z procesu, w którym Prokuratura, powołując się na art.230 par.1 kodeksu karnego, oskarża dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego oraz byłego pracownika kontrwywiadu PRL, Aleksandra L., o rzekomą płatną protekcję podczas procesu weryfikacji żołnierzy WSI, prowadzonym przez komisję pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza w czasie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych.

Dzisiejsza rozprawa rozpoczęła się od dokończenia odczytywania zeznań Wojciecha Sumlińskiego z postępowania przygotowaczego, dotyczących głównie "zainteresowania się" przez ABW osobami, które oskarżony dziennikarz zamierzał powołać na swoich śwadków. "Zainteresowanie" te, jak twierdzi dziennikarz, miało formę zastraszania ich lub sugerowania, aby zbytnio nie angażowali się w tę sprawę.

Wojciech Sumliński potwierdził swoje zeznania oraz odnosząc sie do nich powiedział, że było to poklosie trudnej sytuacji dla prokuratorów prowadzących sprawę, czyli Andrzeja Michalskiego Jolanty Mamej, w związku z wypłynięciem we wrześniu 2009 r. na światło dzienne tzw. afery podsłuchowej (publikacje w dziennikach "Polska the Time" i "Rzeczpospolita"), polegającej na tym, że służby na polecenie prokuratury podsłuchiwały adwokatów Wojciecha Sumlińskiego oraz innych dziennikarzy. Tego samego dnia, kiedy ukazały się te artykuły, prokuratura na specjalnej konferencji prasowej…

W tym momencie prokurator Majewski, reprezentujacy na dzisiejszej rozprawie prokuraturę, przerwał Wojciechowi Sumlińskiemu i zwracając się do Sądu, zaprotestował, że afera podsłuchowa nie ma żadnego związku z obecną sprawą i Sąd nie powinien pozwolić oskarżonemu dziennikarzowi na tak dalekie oddalanie się od meritum sprawy.

Sędzia prowadzący rozprawę uznał jednak, że uchybienia w postepowaniu przygotowawczym mogły mieć wpływ na sposób gromadzenia przez prokuraturę dowodów w sprawie, a tym samym i na sposób rozstrzygnięcia tej sprawy. Zdaniem sędziego, oskarżony dziennikarz ma prawo o tym mówić, a Sąd rozstrzygnie wyrokiem, czy sposób gromadzenia dowodów miał czy też nie miał wpływu na przebieg procesu. Sędzia poprosił jednak Wojciecha Sumlińskiego, aby starał się nie powtarzał (tzn. tego, co już mówił na wcześniejszych rozprawach, a co zostało zaprotokółowane – przypis aut.), i starał się wypowiadać w miarę syntetycznie, aby nie przedłużać niepotrzebnie swoich wyjaśnień.

Wojciech Sumliński, wracając do kwestii konferencji prasowej prokuratury, dodał, że padło tam stwierdzenie, że prokuratura jeszcze w tym roku przedstawi akt oskarżenia, bowiem czynności prowadzone w tej sprawie sa już niemal na ukończeniu. Zdaniem dziennikarza, rzeczywiście w następnych dniach doszło do gwałtownego przyspieszenia działań w tej sprawie – bowiem już w poniedziałek zadzwoniła do niego pani Marzena Przybysz z ABW, aby go poinformować, że zapadły decyzje w sprawie świadków podanych przez dzienikarza i zdecydowana większość z nich została odrzucona, a bodajże tylko dwóch zostało dopuszczonych. W tym samym czasie do Wojciecha Sumlińskiego zaczęły docierać informacje, m.in. od Sylwestra Latkowskiego, że co do tych świadków mogą być prowadzone jakieś działania zastraszające, a które to informacje powinny być możliwe do zweryfikowania, bowiem w tamtym czasie telefony Wojciecha Sumlińskiego były na podsłuchu. Od jednego ze świadków, pana Janusza Szuma, dziennikarz uzyskał informację, że dzwonił do niego Płk. Tobiasz, którego nie zna i nigdy nie dawał mu swojego numeru telefonu i że zapraszał go na spotkanie "w sprawie" Sumlińskiego. Świadek ten odmówił spotkania z Leszkiem Tobiaszem i dał mu jasno do zrozumienia, że nie życzy sobie więcej takich telefonów, ale zdaniem oskarżonego dziennikarza, był to właśnie jeden z przykładów próby wpływania na świadków przez osoby związane ze służbami. Podobne działania były wykonywane w stosunku do ks. Andrzeja Jaczewskiego, do którego również dotarł płk. Tobiasz; Wojciech Sumliński powiedział, że najlepiej będzie, jak on sam o tym opowie przed Sądem.

Wojciech Sumliński, kończąc ten fragment swojego wystąpienia, powiedział, że ta sprawa kosztuje go tak wiele, że przeczytał tylko fragmenty akt sprawy, m.in. część zeznań płk. Tobiasza oraz Aleksandra L., bowiem uznał, że najlepszą formą obrony w jego przypadku będzie po prostu prawda.

Oskarżony dziennikarz poprosił następnie Sąd o kilkadziesiąt minut na dodatkowe wyjaśnienia, w których chciał się odnieść do słów prokuratorów, które padły na poprzednich dwóch rozprawach, a dotyczących tego, co ma znaczenie w tej sprawie, a co nie ma. Sędzia, odpowiadając na wniosek oskarżonego dziennikarza, zaproponował, że lepiej będzie, aby teraz strony zadały pytania oskarżonemu w związku z zakończeniem odczytywania jego wyjaśnień, następnie złożył oświadczenie Aleksander L., który zapowiedział to na poprzedniej rozprawie, a dodatkowe wyjaśnienia Wojciech Sumliński przygotował na piśmie i złozył do akt sprawy. Sąd podkreślił, że nie chodzi mu o jakieś ograniczenie możliwości wypowiedzi oskarżonemu, ale o sprawny przebieg procesu i zaproponował dziennikarzowi, aby skonsultował to ze swoim obrońcą podczas 5-minutowej przerwy, do której rzeczywiście w końcu doszło na wniosek obrońcy Aleksandra L.

Po przerwie Wojciech Sumliński powiedział, że postara się skrócić swoje wyjaśnienia, o ile prokurator nie ma nic przeciwko temu. W tym momencie prokurator Majewski wstał, mówiąc "co to jest", zwracając się w stronę sędziego. Sąd upomniał prokuratora, że taka forma zabirania głosu nie powinna mieć miejsca i pozwolił dziennikarzowi na dalsze wyjaśnienia. Wojciech Sumliński powiedział, że chce się odnieść do słów prokuratorów, którzy wiedzą, "co w tej sprawie ma znaczenie, a co nie ma znaczenia" oraz wyjasnić, "kto jest kim" w tej sprawie. Dziennikarz powiedział, że zawsze się pilnował, mimo tego, że spotykał się ludźmi, tak z mafii (pruszkowskiej, o której pisał artykuły – przypis aut.), jak i ze służb, aby w swojej działalności dziennikarskiej bronić prawa.

Prokurator ponownie wstał i zaprotestował, że te wyjaśnienia Wojciecha Sumlińskiego nie mają żadnego merytorycznego związku z obecną sprawą. Sąd przychylił się tym razem do słów prokuratora, że nie jest już konieczne tak szerokie naświetlanie przez dziennikarza swojej działalności śledczej i poprosił go, aby ograniczył swoje wyjaśnienia do przedmiotu obecnej sprawy. Dziennikarz odpowiedział, że chciał Sądowi wykazać, że dla prokuratury nie jest ważne, jakiego rodzaju człowiekiem był płk. Tobiasz, który wręcz zawodowo wplątywał niewinnych ludzi w swoje sieci.

Sędzia, odnosząc się do słów dziennikarza, powiedział, że o tym wszystkim Wojciech Sumliński mówił już na wczesniejszych rozprawach oraz dodał, że wpłynął do Sądu wyrok skazujący płk. Tobiasza, Garnizonowego Sądu Woskowego z dn.24.03.2011 r, w którym płk. Tobiasz został uznany winnym zarzucanych mu czynów. Wyrok ten został załączony do akt sprawy. Sąd zwrócił również uwagę dziennikarzowi, że obecnie jest prowadzone postępowanie sądowe i najważniejsze w nim jest co, co jest istotne dla Sądu. Wojciech Sumliński odpowiadając sędziemu stwierdził, że chciał tylko wyjaśnić, że dla prokuratury nie jest ważne w tej sprawie, że główny świadek oskarżenia, czyli płk. Tobiasz, jest przestępcą i że współoskarżony z nim płk. Aleksander L., były szef kontrwywiadu PRL, w innym sądzie kłamał pod przysięgą.

Znów zaprotestował prokurator Majewski, twierdząc, że na tym etapie postępowania sądowego nie powinna mieć miejsca ocena dowodów przez oskarżonego (czyli wartości zeznań płk. Tobiasza – przypis aut.), co zostało podtrzymane przez sędziego. Na to zaprotestował z kolei dziennikarz, mówiąc, że to nie jest jego ocena, tylko innego Sądu. Dziennikarz poprosił również Sąd, aby załączył do akt sprawy bilingi z jego telefonów, na podstawie których będzie można udowodnić, że chociażby z Aleksandrem L. ilość jego kontaktów była mniej więcej cały czas na tym samym poziomie, a nie, jak sugerowała prokuratura, w grudniu 2006/styczniu 2007 była ona znacznie zwiększona. Ponieważ jednak Wojciech Sumliński nie był w stanie podac wszystkich operatorów oraz numerów telefonów, z których korzystał w tamtym czasie, to mimo tego, że prosi on o bilingi swoich telefonów, których numery są w aktach sprawy, bo były one na podsłuchu, to sędzia odpowiedział, że może być to trudne do uzyskania, bowiem operatorzy wg prawa muszą takie dane przechowywać tylko przez rok; sędzia poprosił również, aby Wojciech Sumliński przygotował nieco więcej konkretów, aby Sąd mógł się zająć jego wnioskiem.

Następnie Wojciech Sumliński chciał wyjaśnić sprawę 40 tys. złotych, o których jest mowa w akcie oskarżenia, a które to pieniądze otrzymał od Aleksandra L., ale ponownie przerwał mu prokurator, zwracając się do Sądu, aby podjął skuteczniejsze działania wobec oskarżonego dziennikarza, sugerując, że nie czyta on zrozumieniem dokumentów i znów odbiega od meritum sprawy, ale Sąd pozwolił dziennikarzowi na dokończenie wyjaśnień w tej kwestii.

Wojciech Sumliński wyjaśnił, że sprawa tych pieniędzy była przedstawiona przez prokuraturę, jakby wielokrotnie otrzymywał on jakieś pieniądze od Aleksandra L., a było zupełnie inaczej – pieniądze te zostały przelane drogą oficjalną, za fakturę wystawioną przez firmę żony dziennikarza, poprzez bank, na poczet działań, które podjął dziennikarz, aby pomóc Aleksandrowi L. w leczeniu jego chorej żony; od pieniędzy tych był odprowadzony podatek, a otrzymana kwota była przeznaczona na zapłatę za pobyt i leczenie żony Płk. L w specjalnym ośrodku dla ludzi chorych na raka. Po pewnym czasie okazało się jednak, że żona Aleksandra L. nie zgłosiła się na to leczenie i dopiero później dziennikarz zaczął podejrzewać, ponieważ działo się to w lutym 2008 r., że mógł być to kolejny element "wkręcania" go w te sprawę, czyli prowokacji rozkręconej przez płk. Tobiasza.

Zdaniem dziennikarza, byłby on "najbardziej idiotycznym przykładem zwierzyny, która współpracuje z myśliwym" – bowiem płk. L. wiedział już co najmniej na jesieni 2007 r., a może i w styczniu 2007 r., że został nagrany przez płk. Tobiasza i że jest prowadzone w tej sprawie śledztwo, a ponieważ Aleksander L. twierdził, że dowiedział się o tym fakcie właśnie ponoć od… Wojciecha Sumlińskiego, to jego działanie (dziennikarza) byłoby kompletnie nielogiczne.

Wojciech Sumliński powiedział następnie, że zanim przeczytał oficjalny, prokuratorski akt oskarżenia, w którym była zawarta m. in. sprawa otrzymania pieniędzy od Aleksandra L., to przeczytał go w Gazecie Wyborczej, napisany piórem Wojciecha Czuchnowskiego, w którym to artykule sprawa tych pieniędzy była jedną z najbardziej wyeksponowanych.

Prokurator ponownie zaprotestował i zwrócił się do Sądu, aby dziennikarz zajął się dowodami w sprawie, a nie aktem oskarżenia, który takim dowodem nie jest i aby Sąd nie pozwolił na dalsze wyjaśnienia Wojciecha Sumlińskiego, prowadzone w taki sposób, bowiem mają one formę "mowy końcowej".

W tym momencie doszło do kłótni, w której wzięli udział prokurator, obrońca dziennikarza oraz sam dziennikarz, która została zaprotokółowana nastepująco:

"Prokurator podnosi, ze wystąpinie Wojciecha Sumlińskiego ma charakter mowy końcowej i zwraca uwagę, że obrońca Wojciecha Sumlińskiego, zamiast czytać gazetę, powinien go pouczyć o roli aktu oskarżenia i znaczeniu tego dokumentu, że nie jest to dowód w sprawie.

W tym miejscu obrońca (W.S.) podniesionym głosem protestuje przeciwko osobistym uwagom oraz zarzuca prokuratorowi, że on czuje się dotknięty, zdecydowanie wyraża swoje oburzenie – nie czytał gazety, tylko przegladał gazetę w związku ze sprawą"

Po chwili emocje opadły i okazało się również, że gazeta rzeczywiście była wydana w 2009 r., jest w aktach sprawy (zapewne ze względu na jakiś artykuł – przypis aut.), a została pożyczona do przejrzenia adwokatowi dziennikarza chwilę wcześniej przez obrońcę, a w zasadzie panią aplikant, zastepujacą na dzisiejszej rozprawie obrońcę… Aleksandra L.

Na tym sprawa kłótni została przez Sąd zamknięta i nastąpiła 10-cio minutowa przerwa w rozprawie, ze względów zdrowotnych Aleksandra L.

Po przerwie Wojciech Sumliński, kontynuując swoje wyjaśnienia, powiedział, że od 13.05.2009 r. ma do czynienia z czarnym pi-arem w stosunku do swojej osoby, co praktycznie uniemozliwia mu prowadzenie pracy dziennikarza śledczego, bowiem rozsiewane są pogłoski, jakby denuncjował swoich informatorów.

Prokurator ponownie zaprotestował, że nie ma to znaczenia w przedmiotowej sprawie. Doszło do kolejnej kilkuminutowej "przepychanka" pomiędzy dziennikarzem, sędzią i prokuratorem, w której dziennikarz próbował wykazać, że jego wyjaśnienia mają pokazać jego drogę życiową, w której zawsze starał się działać dla państwa, dla Polski, informując społeczeństwo o sprawach, o których ze względu na wagę tych spraw powinno być poinformowane, a nawet chciał dostać się na początku lat 90-tych do UOP, aby aktywnie działać na rzecz kraju – natomiast tajne dokumenty, które zostału u niego znalezione podczas zatrzymania, na podstawie czego prokuratura chciała go zresztą aresztować, nie służyły mu do handlu na bazarze, tylko do publikowania książek i artykułów, m.in. o mafii pruszkowskiej, zabójstwie ks. Popiełuszki czy też o nielegalnych działaniach WSI.

W końcu Sąd zadecydował, że ponieważ wyjaśnienia dziennikarza zabrały już bardzo wiele czasu, a postępowanie dowodowe musi się toczyć sprawnie, inaczej proces będzie się przeciągał pionad miarę – prosi dziennikarza o przygotowanie swoich dodatkowych wyjaśnień w formie pisemnej, a teraz przechodzi się do zadawania mu pytań przez strony postępowania oraz udzielił tego prawa prokuratorowi Majewskiemu.

Prokurator zapytał, że wobec którego z 26 świadków, którzy są na liście, prowadzone było wg dziennikarza zastraszanie lub jakieś inne działania bezprawne.

Wojciech Sumliński odpowiedział, że ponieważ w znacznym stopniu ograniczył kontakty z osobami, które mogą być świadkami w tej sprawie, to nie ma na ten temat pełnych informacji, ale wg niego doszło do tego w przypadku co najmniej 6 świadków: ks. A.Jaczewskiego, Janusza Szuma, Włodzimierza Blajerskiego, Stanisława Iwanickiego oraz Przemysława Wojciechowskiego.

Prokurator zapytał, skąd wie o jakichś działaniach wobec Iwanickiego.

Wojciech Sumliński odpowiedział, że dowiedział się o tym od dziennikarzy – ponoć mówiono Iwanickiemu, że Sumliński miał współpracować z ABW, aby go rozpracować.

Prokurator zapytał następnie, czy Sumliński rozmawiał o tym z Iwanickim.

Dziennikarz odpowiedział, że nie rozmawiał o tym ze Stanisławem Iwanickim, bo jak już wcześniej powiedział, starał się ograniczyć kontakty ze świadkami, aby nie być potem posądzonym, że mógł wpływać na ich zeznania.

Na tym dzisiejsza rozprawa została zakończona.

Następna odbędzie się za trzy dni, w czwartek, 9 sierpnia, o godz. 12:00 w sali 24, jak zwykle, Sądu Rejonowego dla Warszawa-Wola, ul. Kocjana 3.

Na dzisiejszej rozprawie nie było przedstawicieli mediów; trzy osoby było obecne na ławach dla publiczności.

Uprzejmie proszę również Szanownych Czytelników tej relacji, aby w ewentualnych komentarzach posługiwać się imieniem i inicjałem nazwiska, współoskarżonego w tym procesie wraz z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, byłego wysokiego oficera kontrwywiadu PRL, Aleksandra L., ponieważ nie wyraził on zgody na podawanie w relacjach z procesu na swoich danych osobowych ani na publikowanie swojego wizerunku.

0

ander

188 publikacje
2 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758