Bogucki odsyła mnie z powrotem do sekretarki. Od niej mam otrzymać oficjalny dokument dla WKP(b), w którym będą odnotowane wszelkie dane o mojej przynależności do KPP
„Przed kim powinnamtu ukrywać moje pochodzenie?” – nie mogę się pohamować. Chwila milczącego napięcia. „Nie życzę sobie słowiańskiego nazwiska, ani słowiańskiego imienia. Zapiszcie: SaraSznajderman, córka Mojżesza”. Powiedziałam już to zbyt głośno, jak na dobrze wychowaną osobę. „Wiecie co? Zastanówcie się jeszcze…” – radzi mi przyjaźnie, z uśmiechem, uprzejma i jak widać doświadczona w tych sprawach sekretarka. „Poradźcie się tutejszych towarzyszy iprzyjdźcie jutro z ostateczną odpowiedzią”.
Mało kto z moich nowoprzybyłych towarzyszy oparł się tej pokusie. Lea Kantorowicz przeobraziła się w Jelenę Kamińską; jej mąż Icchak Gordon – w Aleksandra Lenowicza;Nechama i Józef Feigenbaum stali się Natalią i Osipem Krawczyńskimi; Chana Milsztajn jest tu Hanną Turską; Motke Hajman to teraz Mikołaj Wojnarowicz; z jednego Rapaporta zrodził się Krawiecki, z drugiego, częstochowskiego – Józef Karpiński, itd., itp. Nawet mój Szaul, który szczęśliwie przybył dwa tygodnie po mnie z Warszawy do Moskwy, porwany zostałogólnym prądem i zgodził się zmienić swe imię i nazwisko – Szaul Landał – na Teodor Skórski. Pod tym nazwiskiem żył i publikował swe prace w Związku Radzieckim do dniaswej tragicznej śmierci (…).
Aryjskie nazwisko zapewniało skierowanie na bardziej odpowiedzialną pracę, na „nie żydowskiej” ulicy. I tutaj, tak jak w reakcyjnej Polsce, partia nie chciała „drażnić” tzw.„rdzennego społeczeństwa”. Mimo wszystko nie żałowałam ani razu w ciągu tych 32 lat, spędzonych w Związku Sowieckim, że pozostałam Sarą Mojsiejewną.
(…).
Pięta Achillesowa
Nie każdy emigrant polityczny spotkał się w owych latach z tak ciepłym przyjęciem w przedstawicielstwie polskim przy Komintermie jak ja i wszyscy ci, których zamierzano skierować do pracy w instytucjach polsko-sowieckich.
Gdy do tego samego Boguckiego zgłosił się nieco później mój mąż, Szaul Landau, którego KPP przetransportowało chorego w ten sam co i mnie sposób, oburzenie Boguckiego było tak wielkie, że nie był w stanie ukryć swego protestu przeciw „żydowskiemu zalewowi”.
„Rany boskie” – chwycił się przedstawiciel KPP za głowę, usłyszawszy jego daleką od doskonałości polszczyznę – słuchaj no chłopcze, czy tam prześladują wyłącznie towarzyszy żydowskich?… Do diabła! To przecież prawdziwe tchórzostwo!… A któż za was będzie tam robił rewolucję?!… I nie posiadając się z oburzenia, dodał: „U przywódców KomitetuWykonawczego Kominternu wywołuje to wrażenie, że KPP składa się wyłącznie z Zydów!…” <<Po tym opisie, E.Rosental-Sznajderman, podkreśla, że przedstawiciel KPP przy Komintermie, ten „zażydzony goj” nie był antysemitą. I dalej wyjaśnia – cytuję:
>>Jeśli zaś chodzi o Wacława Boguckiego, to dla wszystkich, którzy go znanli było jasne, żepostępuje w ten sposób z Zydami nie ze względu na swe antysemickie nastawienie. Nie mogło być żadnej wątpliwości, że Bogucki nie robi tego z własnej woli, lecz na skutek nacisku „z góry”. Bo „złota nić” biegnie bezpośrednio stamtąd. Tu jak i tam, w kraju, nadalnurtuje przeklęty problem „zbyt dużej proporcji komunistów żydowskich w KPP”. Tyle że tam, w reakcyjnej Polsce, napomyka się o tym w komórkach partyjnych półsłówkami, tutaj zaś można sobie pozwolić mówić o tym otwarcie. Również tutaj w Kominternie – w przenajświętszym przybytku – wielka liczba Zydów w KPP tkwi niczym kość w gardle, której ani połknąć ani wypluć nie sposób.
W moim otoczeniu obszernie wówczas komentowano cyniczną wypowiedź pod adresem KPPKarola Radka, Zyda z Polski, na posiedzeniu Kominternu, gdy poprztykał się z jej przedstawicielami: „A czym może poszczycić się KPP? Chyba swoją żydowską większością!
Spójrzcie trzeźwo, przecież wasz król jest nagi”.A jak zareagowali na to przedstawiciele, po większej części Zydzi? Skonsternowani, zawstydzeni, nie zareagowali wcale. Ostremu językowi Karola Radka przypisywano równieżpowiedzonko „Pięta Achillesowa”, jakim określało się w Komintermie zalew żydowski.<<
Po udaniu się do Zofii Dzierżyńskiej autorka wspomnień otrzymała od niej przydział do pracy, zadania i plan działania. W związku z tym opowiada w innym miejscu – cytuję:
>>Tylko na krótki czas byłam pewna, że tow. Dzierżyńska powierzyła mi poważną tajemnicę partyjną, której nie wyjawiałaby byle komu. W swej naiwności sądziłam, iż o głównym celupracy polskiej w Związku Sowieckim – o „eksporcie” – powinni wiedzieć tylko nieliczni wybrani. Niebawem przekonałam się, że dla tych, którzy są zwiazani z pracą polską na Ukrainie, owa „tajemnica” nie jest żadnym sekretem. Przygotowywanie rdzennie polskichkadr dla przyszłej Polski socjalistycznej przeprowadzają tu twardą ręką. Mówią o tym wkręgach partyjnych, jak o zadaniu najwyższej wagi. U nas, na Ukrainie, chodziło głównie o przygotowanie średniej warstwy inteligencji polskiej – nauczycieli, urzędników aparatupaństwowego i oczywiście działaczy partyjnych, komsomolskich itd. Wyższe kadry ideologiczne dla przyszłego polskiego rządu komunistycznego przygotowywano w Moskwie.
Tam też mieszkało wielu wybitnych polskich emigrantów politycznych, naukowców oraz teoretyków marksistowskich.”<< („emigrantów politycznych” – czytać należy: Zydów).
Dalej, po opisie F.Dzierżyńskiego, jako szefa GPU; gdzie mieszkała, z kim się znała i jaką prowadziła działalność, dodaje:
>>W Związku Sowieckim nie było wystarczającej ilości rdzennych Polaków, którzy bylibyzdolni do prowadzenia stosunkowo rozgałęzionej pracy partyjno-kulturalnej wśród ludności polskiej. Partia nie mając innego wyjścia, zwracała się zatem do Zydów emigrantów z Polski. Ich wkład do tej pracy był rzeczywiście bardzo znaczny. Wśród personelu pedagogicznego kijowskich zakładów naukowych, dokąd zostałam skierowana przez partię, żydowscy wykwalifikowani pracownicy stanowili poważny procent. Polski był tutaj językiem wykładowym, z czasem gdy zabrakło nauczycieli mogących wykładać po polsku, zaczęto zatrudniać również pedagogów, którzy wykładali po ukraińsku lub rosyjsku. Tak też było w Polskim Oddziale Ukraińskiej Szkoły Partyjnej w Kijowie. Wymienię jedynie niektórychspośród moich przyjaciół i znajomych w polskich zakładach naukowych w Kijowie: Boruch Huberman, Basia Alter, Michał Frenkin, Borowska, Politur, Tai – kierownik katedry materializmu dialektycznego, Sonia Huberman, Cesia Angielczyk, Regina Rosenblum i wiele innych. Faktycznym redaktorem gazety polskiej w Kijowie był Zyd emigrant polityczny, mój towarzysz, Karol Wojsławski. W polskiej organizacji młodzieży komunistycznej oraz w polskiej audycji radiowej pracowała jego bliska krewna aktywistka warszawskiej młodzieży komunistycznej, która uciekła z Polski – Hanka Turska (Chana Mijlsztain), dyrektor polskiego teatru państwowego w Kijowie i niektórzy aktorzy – za moich czasów, byli równieżZydzi (ich nazwiska, prócz aktorki pani Lifszyc, zatarły się w mej pamięci).Wspomniałam już o tym, że z braku rdzennych Polaków komunistów, musiano zamianowaćZyda Samuela Łazowerta dyrektorem Instytutu Naukowego Polskiej Kultury Proletariackiejprzy Wszechukraińskiej Akademii Nauk w Kijowie.<<
Autorka w/w wspomnień ujawnia nam też jak trudna była praca propagandowa komunistów wśród ludności etnicznie polskiej na Ukrainie. Opowiada, że była kierowana do miejscowych organizacji partyjnych, które miały jej pomóc w pracy propagandowej. Pisze, że:
>> Gdziekolwiek zjawiałam się kierownictwo miejscowe zaczynało od skarg na ludność polską, jak twardym orzechem jest ona dla władzy, jak ciężko pokonać jej cichy sabotaż.
Władysław Gauza
Źródło: www.owp.org.pl