Dzięki polityce prowadzonej przez klika ostatnich lat przez ministra Rostowskiego, wisimy na czerwonych szelkach panów z zachodnich instytucji finansowych.
1. Polski złoty przez ostatnie wiele miesięcy jest jedną z najbardziej zmiennych walut w Europie obok węgierskiego forinta, a przecież ten ostatni kraj przeżywa poważny kryzys, po 8 latach rządów lewicowych.
Zdaniem wielu ekonomistów na tę zmienność, wpływają przede wszystkim 3 czynniki.
Są to wielkość, a szczególnie tempo przyrostu długu publicznego w ostatnich 5 latach, poziom deficytu na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego, a także wielkość zadłużenia w walutach zagranicznych nie tylko sektora publicznego ale także sektora prywatnego (przedsiębiorstw w tym banków i instytucji ubezpieczeniowych, a także gospodarstw domowych).
Nasz dług liczony metodą krajową jest o blisko 3% PKB (a więc o blisko 45 mld zł) niższy niż liczony metodą unijną więc co z tego, że minister przy pomocy różnych sztuczek sprowadził go do poziomu 54% PKB, skoro rynki finansowe wiedzą, że wynosi on prawie 57% PKB, a gdyby doliczyć zobowiązania Skarbu Państwa „zamiecione pod dywan”, (wynoszące przynajmniej 4% PKB), okazałoby się, że przekroczył on próg 60% PKB.
Równie szokujące jest tempo jego wzrostu, wzrost ten w ciągu ostatnich 5 lat wyniósł bowiem prawie 80%.
Z kolei deficyt na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego pokazuje zapotrzebowanie kraju na kapitał zagraniczny i przyjmuje się, że jeżeli jego poziom przekracza 5% PKB, a finansowany głównie przez tzw. inwestycje portfelowe, to kurs waluty krajowej jest niezwykle podatny na spekulację.
Na koniec 2011 roku w Polsce sam deficyt na rachunku obrotów bieżących sięgnął 5% PKB, a po powiększeniu go o saldo rachunku błędów i opuszczeń (wynoszącego aż ok.1,5% PKB, którym to GUS nieustannie manipuluje), wyniósł blisko 6,5% PKB. Sytuacja w tym zakresie nie uległa poprawie także po dwóch kwartałach roku 2012.
Taka wysokość ujemnego salda na rachunku obrotów bieżących, przy ogromnych potrzebach pożyczkowych brutto naszego kraju, które w tym roku wyniosą około 180 mld zł, wywiera ogromną presję na zmienność złotego.
3. Trzecim powodem jak się wydaje w ostatnich miesiącach najważniejszym, jest wielkość zadłużenia naszego sektora publicznego i prywatnego razem w walutach innych niż krajowa.
W ostatnich latach rośnie ono wręcz w galopujący sposób. O ile na koniec roku 2008 wynosiło 171 mld euro to na koniec II kwartału tego roku wzrosło do prawie 264 mld euro czyli wzrosło w ciągu 3,5 roku o blisko 100 mld euro.
Zadłużenie to sięgnęło już 72% PKB, a nasze rezerwy walutowe wynoszące 80 mld euro, wystarczą zaledwie na pokrycie 30% naszego długu w walutach zagranicznych. To wskaźniki, które już w tej chwili bardzo niepokoją naszych wierzycieli.
4. Dla przedsiębiorstw i gospodarstw domowych pożyczanie w walutach zagranicznych było atrakcyjne ze względu na wyraźnie niższe stopy procentowe od kredytów walutowych niż tych złotowych, dopiero gwałtowne dewaluacje złotego, spowodowały otrzeźwienie zarówno kredytobiorców jak i pożyczających im banków.
Także minister finansów uznał, że pożyczanie w walutach będzie tańsze niż pożyczanie w złotych i stąd kolejne emisje obligacji dolarowych i wyrażonych w euro. A ponieważ zarówno amerykańska Rezerwa Federalna jaki EBC wyemitowały w ostatnich latach dodatkowe biliony dolarów i euro w ramach tzw. poluzowań ilościowych przy bardzo niskich oscylujących w granicach 0-1% stopach procentowych, to te gorące dolary i euro szukają szybkiego i wysokiego zysku, stąd zainteresowanie polskimi papierami skarbowymi.
Dlatego właśnie zadłużenie zagraniczne naszego państwa na koniec II kwartału 2012 roku, sięgnęło 100 mld euro.
5. Jeżeli ten proces zadłużania w walutach będzie trwał, wierzyciele zaczną się coraz bardziej obawiać, czy polskie firmy, gospodarstwa domowe, wreszcie polskie państwo, które pożyczyły tak olbrzymie sumy, będą w stanie obsługiwać swoje długi, a w konsekwencji je całkowicie spłacić, zwłaszcza, że wzrost gospodarczy w latach 2012-2013 będzie wyraźnie niższy niż do tej pory, a niektórzy ekonomiści wręcz prognozują spadek PKB w 2013 roku.
Coraz bardziej los naszego kraju zależy od ludzi siedzących w bankach i innych instytucjach finansowych, którzy pod lada pretekstem (na przykład coraz gorszymi informacjami z polskiej gospodarki), mogą doprowadzić do gwałtownego odpływu kapitału zagranicznego z Polski, a to z kolei do gwałtownej dewaluacji złotego i niewypłacalności większości tych, którzy nadmiernie zadłużyli się w walutach.
Dzięki polityce prowadzonej przez klika ostatnich lat przez ministra Rostowskiego, wisimy na czerwonych szelkach panów z zachodnich instytucji finansowych.