Z krańcowo odmiennym odczuciem niż w przypadku oświadczenia SDP przyjąłem słowa premiera Litwy Pana Kubiliusa.
Z krańcowo odmiennym odczuciem niż w przypadku oświadczenia SDP przyjąłem słowa premiera Litwy Pana Kubiliusa.
Jak podaje rp.pl Kubilius stwierdził, że prace polsko-litewskiej komisji, powołanej do przyjrzenia się wspólnym problemom i waśniom dzielącym oba narody, można uznać za udane. Z pewnością są udane z punktu widzenia Litwy. Nic nie ustalono, nie posunięto się ani o centymetr na przód. Sytuacja naszych rodaków zamieszkujących Litwę ( pomimo deportacji i morderstw wciąż na poziomie ok. 200 tys.) jest ciężka. Mieszkając na ziemi, która jest ich ziemią ojczystą, z dziada pradziada, nie mogą liczyć na nazewnictwo ulic w języku polskim. Pomimo, że Litwini mieszkający w Polsce w znacznie mniejszej ilości mają takie prawa (przykład Puńska). Za niedostosowanie się do zakazu zdjęcia tabliczek w języku polskim grozi grzywna. Jak usłyszałem dziś w radiu, pewna urzędniczka została ukarana za to karą w wysokości 3000 litów. Takie przykłady można mnożyć.
Do tego dochodzi sprawa forsowanej nowej ustawy oświatowej. Zgodnie z jej ustaleniami dzieci z polskich szkół będą w bardzo trudnej sytuacji, przy zdawaniu matury z jęzka litewskiego. Cytując jedną z matek: "Niech pan minister wytłumaczy mojemu dziecku, w jaki sposób ma przerobić po litewsku 137 autorów w ciągu dwóch lat i potem zdać z tego egzamin maturalny, gdy w szkołach litewskich mają na to dziesięć lat? Chcemy, by dzieci doskonale znały język państwowy, ale chcemy też, by zachowały swój język ojczysty. Tego nie zabronili nam ani naszym rodzicom nawet Sowieci"
Premier Litwy stoi na twardym i niezmiennym stanowisku, podkreślając, iż ustawa nie ulegnie zmianie. Robi to wbrew oczekiwaniom i prośbom dużej ilości obywateli swojego kraju. Działanie obecnych władz litewskich nie jest jednak żadnym novum w 20 letnich stosunkach między naszymi krajami. Od odzyskania niepodległości przez Litwę, nasi wschodni sąsiedzi próbują z całych sił znizczyć polski żywioł na Wileńszczyźnie. W Wilnie, w którym jeszcze przed wojną Polacy stanowili większość i okolicach ( np. regionie solecznickim) gdzie Polacy nadal ją stanowią ( wciąż istnieją wioski z procentowym składem Polaków na poziomie 80-90%) przeprowadza się systematyczny i przemyślany program "odpolszczania". Rozmawiając z naszymi rodakami z Litwy, można dowiedzieć się o licznych, bulwersujących przypadkach zabierania ojcowizny Polakom i przesiedlania ich w inne rejony Litwy (Kowno i okolice) a na ich miejsce sprowadzania osadników litewskich.
Wszystko to dzieje się za cichym przyzwoleniem władz Polski, którzy w imię chorej koncepcji Giedroycia zapomnieli o kilkusetletnim dziedzictwie kresów. A w uszach wciąż dźwięczy mi cytat ( niestety nie wiem czyjego autorstwa), że wyobrażać sobie Polskę bez Wilna i Lwowa, to lepiej jej sobie wcale nie wyobrażać.. Tą obojetność ciężko wytłumaczyć litewskim Polakom, którzy mają żal za opuszczenie ich. W Polsce, kraju przodków, są niechciani i zapomniani. Na Litwie, ich ojczystej ziemi, traktowani jak chwasty, które trzeba wyplenić. A wszystko to w ramach rozgrywki politycznej między dwoma państwami, tworzącymi niegdyś jedno….