Bez kategorii
Like

Więzienie w Niemczech. Fajans. XIX

14/01/2012
547 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

„Narkotyki” w więzieniu. Hmm, są.

0


 Kontynuacja

Na haszysz i marihuanę za murami mówiono "fajans". "Palić fajans" to znaczyło tyle co palić hasz lub maryhę. Ponieważ "nasi" zajmowali się handlem tymi specjałami, nasza cela miała to za darmo. Pod wieczór, po kolacji i liczeniu, rozpoczynał się rytuał "palenia fajansu". Przez pierwsze tygodnie dlatego, że byłem wykluczony to nie paliłem. Aż przyszedł czas. Któregoś wieczora zawołano mnie do łazienki. Wszyscy już tam byli. Było także przygotowane wiadro pełne wody i półtoralitrowa plastikowa butelka po jakimś napoju. Dno butelki odcięto tak, że można ją było swobodnie wkładać do wiadra z wodą. Na gwint butelki zakładano drobną siateczkę, a do niej kruszono hasz. Butelkę zanurzano możliwie głęboko do wiadra z wodą. Podpalano to co było na siateczce. Wyciągano w górę butelkę ale tak by ciągle była zanurzona w wodzie. Woda  w butelce działała jak tłok i zasysała dym do butelki z zapalonego haszu. Mieliśmy więc butelkę pełną drogocennego dymu. Wystarczyło teraz przytknąć usta do wylotu butelki(gdzie wcześniej była siateczka) i wcisnąć butelkę w głąb wiadra. Znowu zadziałał wodny tłok. Tym razem tłocząc dym do płuc. Ot i cała filozofia. 

   Zostałem poinstruowany co mam robić: przewentylować płuca kilkakrotnie mocno wciągając i wypuszczając powietrze, następnie, po całkowitym wypuszczeniu powietrza, należy przytknąć do ust butelkę i wciągnąć całą zawartość. Ja jako, że nie paliłem nawet papierosów miałem z tym niejakie kłopoty. Ale zrobiłem jak mi kazano. Czułem, że to taki odpowiednik fajki pokoju i było by wielkim nietaktem odmawiać. Efekt był…żaden. Nic nadzwyczajnego nie poczułem. W odróżnieniu do pozostałych. Byli widocznie zadowoleni z działania roślinki. Siedzieli i zagajali co chwilę do mnie:

 – Fajnie, prawda?

   Odpowiadałem, zgodnie z oczekiwaniami:

 – Fajnie.

   Chociaż nie było wcale fajnie. Wtedy nie wiedziałem zbyt wiele o działaniu tego ziela. Ale po kolei. Nieraz potrzeba kilku razy by nasycić organizm. Poza tym w miarę brania haszu czy marihuany, w odróżnieniu od innych używek, ilości potrzebne do uzyskania oczekiwanego efektu nie zwiększają się, a raczej odwrotnie.

   Jeszcze kilka razy uczestniczyłem w podobnych zdarzeniach. Z tym samym efektem czyli…żadnym. Aż nadeszło kilka chudych dni: nie wiem gdzie się zaopatrywali, ale przez jakiś czas były problemy z dostępnością haszu. Trzeba było się zadowolić wielokrotnie słabszą marihuaną. Przyszedłem, jak co wieczór od kilku dni, do łazienki na codzienną porcję "fajansu". Wiedziałem już, że będzie "tylko" maryśka. Podszedłem do niej z lekceważeniem. No i się przejechałem! Tylko raz wciągnąłem i wow! Głowa mi się zrobiła wielka jak z Warszawy do Tokio. Usiadłem oszołomiony pod pisuarem i czekałem aż mi przejdzie. Nie przechodziło. W końcu dowlokłem się do swojego łóżka na czworaka. Położyłem się na nim na wznak i wczepiłem rękoma o krawędzie. Rollercoaster. Łóżko wraz ze mną zaczęło wjeżdżać na górę. Jak na kolejce górskiej. Najpierw powoli, a jak już było na szczycie, z zawrotną prędkością w dół. I tak wielokrotnie. Po kilkunastu minutach przeszło. To znaczy mi się zdawało, że kilkunastu. W rzeczywistości były to 24 godziny. Wstałem wypoczęty jak nigdy. Koledzy byli rozbawieni moim zachowaniem i działaniem maryśki na mnie. Wyszedłem do łazienki się przepłukać. Odkręciłem wodę w kranie i znowu się zaczęła jazda! Gdyby nie kraty w oknie chyba bym wypadł. Po kilkunastu miesiącach, gdy wyszedłem na wolność, nigdy nie miałem nieprzepartej potrzeby sięgnięcia po tą używkę ponownie. Wiem z własnego doświadczenia, że uzależnienie fizyczne to mit. A uzależnienie psychiczne jest o wiele mniejsze niż od kawy. C.d.n…

0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758