BIZNES
Like

„Wielki skok”

16/10/2017
1448 Wyświetlenia
0 Komentarze
22 minut czytania
„Wielki skok”

Mój ulubiony bajkopisarz –GUS zamieścił tabelkę przedstawiającą produkcję samochodów osobowych w Polsce / piszę celowo „w Polsce”, bo przecież nie polskich/.
Trafiłem na nią przypadkowo 12 października i jak zwykle mogłem z satysfakcją stwierdzić, że GUS mimo całego wyposażenia i ogromnej ilości pracowników nie jest w stanie podać danych za wrzesień kończąc sprawozdanie na sierpniu.

0


Dowiadujemy się z tego zestawienia, że w 2016 roku wyprodukowano w Polsce o 20 tys. samochodów osobowych mniej niż w roku 2015, a w bieżącym roku notujemy dalszy spadek, bowiem średnia miesięczna produkcja w 2016 wynosiła 46 tys. samochodów, a w tym roku 45 tys.

Najgorsza jest jednak informacja o liczbie globalnej produkcji, która wyniosła 530 tys. sztuk w 2016 roku, czyli mniej niż produkcja w Słowacji – kraju pięciomilionowym.

Może produkcja samochodów nie jest decydującym wskaźnikiem o produkcji przemysłowej w całości, ale jest to jednak wizytówka poziomu uprzemysłowienia.

Według tej wizytówki Polska zdecydowanie znajduje się na końcu zestawienia krajów unijnych.

Nie winię za to obecnego rządu gdyż ten stan jest wynikiem usilnych działań w kierunku redukcji polskiej wytwórczości na przestrzeni wielu lat i wielu rządów począwszy jeszcze w PRL.

Posłużyłem się przykładem dość trywialnym, ale charakterystycznym dla zjawiska degradowania Polski.

Żeby być dobrze zrozumiałym chcę wyjaśnić, że moje poglądy nie tylko, że nie są zbieżne z tymi, które wyrażają tęsknotę za stanem polskiej gospodarki za PRL, ale wprost przeciwnie zarówno z racji zasadniczej postawy żołnierza walczącego z bronią w ręku przeciwko bolszewickiej okupacji Polski i ich najmitów w Polsce, jak i z mojego doświadczenia przeszło półwiecznej pracy w gospodarce, mam bardzo krytyczny stosunek do sowieckiego systemu gospodarki narzuconego nam po wojnie.

Podkreślam tylko, że nie wszystko z tej gospodarki nadawało się do całkowitej likwidacji.

Pisałem o tym wielokrotnie, że Polska była jedynym krajem w całym sowieckim obozie, w którym z taką zawziętością niszczono całą materialną pozostałość po PRL.

Natomiast pozostawiono to, co było w tej gospodarce najgorsze – nomenklaturowy system zarządzania, a szczególnie obsad personalnych.

Zamiast zacząć od wyrzucenia całej partyjno ubeckiej mafii dyrygującej polską gospodarką właśnie ją pozostawiono natomiast zniszczono jej warstwę wytwórczą zarówno przez likwidację zasobów materialnych jak i przez wyrzucenie na bruk załóg produkcyjnych i aparatu technicznego.

Zrealizowany został program rozpoczęty przez Niemców jeszcze w Generalnej Guberni – pozbawienia Polaków własnej, rozwiniętej gospodarki i zmuszenie do wyjazdu do pracy do Niemiec.

W miejsce polskich fabryk organizowane są zakłady filialne wielkich koncernów wykonujące na ich rzecz różnego rodzaju funkcje usługowe.

Oprócz przemysłu wydobywczego, wytwarzania półproduktów i przerobu ropy nie mamy już polskich wielkich zakładów przemysłowych.

O tym wszystkim pisałem wielokrotnie i spotkałem się ze zdaniem, że jest to wyrok sił nadrzędnych w stosunku do układu stosunków na skalę światową.

Nie wykluczam nie sprzyjającego nam porozumienia między możnymi tego świata, ale nie jest ono wszechwładne, tak jak nie jest wszechwładne wszelkie zło usiłujące opanować świat.

Nie jest to zresztą jedyny powód, dla którego nie można rezygnować z samodzielności i walki o naszą zarówno osobistą jak i narodową pozycję w tym świecie.

Ta walka ma wiele aspektów w tym również aspekt odpowiedniej pozycji gospodarczej.

Uwzględniając wszelkie trudności możemy jednak stwierdzić, że przy naszych plusach i minusach /”dodatnich i ujemnych” wg „klasyka”/ powinniśmy dzisiaj mieć inną pozycję gospodarczą, ale też i w innych dziedzinach aniżeli to, czym rozporządzamy obecnie.

Niewątpliwie na tle poprzedników obecna ekipa ma osiągnięcia może więcej w strefie starań niż realiów, ale liczy się kierunek działań.

Zawiera on niewątpliwie wiele pozytywów, ale nie wiem czy jego autorzy są świadomi, że tempo ich działań wymaga wielu lat, a my niestety nie posiadamy warunków na wieloletnie oczekiwanie na zasadnicze zmiany.

Wynika to ze stanu zagrożenia płynącego z różnych źródeł w tym szczególnie z naszego położenia w UE.

Katastrofalne skutki rządzenia Europą mogą się objawić w niedługim czasie i musimy być na nieprzygotowani.

Między innymi dotyczy to naszego poziomu gospodarki.

Mimo poprawy sytuacji w ostatnich latach nie możemy ciągle opuścić ostatnich miejsc w UE, małą pociechą jest fakt, że za nami jest kilka krajów.

Polska posiadająca zarówno zasoby surowcowe jak i podstawy dla rozwoju przemysłu elektromaszynowego powinna już przed paru laty osiągnąć poziom zbliżony do Włoch czy innego kraju z drugiego koszyka europejskiego.

Pocieszano nas przez wiele lat, że utrata zdolności przemysłowych nie musi powodować utraty dochodu narodowego, który może pochodzić z innych źródeł, chociażby usług.

Może byłaby to i prawda gdybyśmy mieli podobne warunki dla ruchu turystycznego jak Włochy, albo też skupiali kapitały z całego świata jak Szwajcaria.

Niestety nasze położenie geopolityczne zmusza nas do zarabiania ciężką pracą gdyż inne źródła są zbyt wątłe lub niepewne.

Przykładem mogą służyć nam Niemcy, w których produkcja materialna jest podstawą ich dochodu.

Wprawdzie już dzisiaj korzystają obficie z produkcji ulokowanej w innych krajach, chociażby w Polsce i zarabiają na wysokich marżach.

Kiedyś przed wielu laty współpracowałem w opracowaniu wspólnego projektu z bawarskim architektem, który mi oświadczył, że głównym zarobkiem jego biura projektowego jest pośrednictwo handlowe, np. kupuje za arabskie pieniądze cement w Turcji i sprzedaje jako firma niemiecka w Nigerii.

Dzisiaj niemieckie produkty cieszące się dobrą sławą na świecie zawierają znaczny wkład produkcji obcej z chińską na czele.

Niestety my nie posiadamy takiej renomy na światowym rynku i musimy z trudem dorabiać się tej pozycji.

Winę za to ponosi oczywiście PRL, który zniszczył polskie firmy z „E.Wedel” na czele, ale przecież po 1989 roku nie odbudowano żadnej wielkiej polskiej firmy chociaż były ku temu wszelkie warunki.

Szczególnie bolesne były przypadki utraty zdobytej z trudem pozycji na światowym rynku. Koronnym przykładem może tu służyć budownictwo okrętowe.

Przez wiele lat przewodniczyłem technicznym komisjom odbioru statków dla polskiego rybołówstwa z najbardziej skomplikowanymi trawlerami przetwórniami i statkami bazami i mogę stwierdzić autorytatywnie, że nie ustępowały one poziomem technicznym i wyposażeniem najlepszym światowym osiągnięciom.

Ale cały ten przemysł został na niemieckie życzenie zlikwidowany i dzisiaj jego szczątki służą usługowo niemieckim stoczniom.

Polską pozycję gospodarczą powinny wyznaczać te dziedziny, w których mamy szansę na konkurowanie na światowym rynku począwszy jednak od zapewnienia polską produkcją zaopatrzenia własnego rynku.

Rozmiary naszej produkcji powinniśmy konfrontować z naszym sąsiadem starając się uwolnić od zależnością, w którą popadliśmy ze znacznym uszczerbkiem dla naszej gospodarki, ale też i suwerenności.

Począwszy od rolnictwa i przemysłu rolno spożywczego możemy zestawić polską produkcję z niemiecką zarówno ze względu na zbliżoną wielkość areału / około 20 mln ha/  jak i warunków glebowo klimatycznych.

Nie tak dawno pisałem na ten temat, że wartość produkcji polskiej w tej dziedzinie to około 30 % produkcji niemieckiej.

Niezależnie od tego należałoby zwrócić uwagę na poszczególne produkty w których Polska może w krótkim czasie zmniejszyć różnice.

I tak np. w produkcji zboża można osiągnąć zbiór około 30 mln ton, co powinno zaspokoić potrzeby polskiego rynku.

W okopowiźnie zrezygnowaliśmy z przodującej pozycji produkcji ziemniaków głównie powodu systemu dotacyjnego w UE, ale wpływ na ten stan ma też pracochłonność tej produkcji, a w wielu miejscach obawa przed rozmnożonymi dzikami niszczącymi uprawy.

A szkoda, że zamiast polskiego ziemniaka wyrosłego na naturalnym oborniku, np. –„mońkowskiego” o wybornej konsystencji i smaku musimy zjadać produkty „kartoflopodobne”, zapewne bardziej plenne, ale o podłym smaku.

To mi przypomina moje wrażenie z pierwszego powojennego wyjazdu na zachód, kiedy to PRL na chwilę dostała obłąkania i wydano mi paszport, z czego skorzystałem i pojechałem do Anglii. Interesowałem się tam wszystkim, a między innymi handlem detalicznym. Odwiedzając duży sklep spożywczy zauważyłem na ladzie wyłożone szynki z różnych krajów w cenie od 2 do 2,6 szylinga za funt. W pewnym miejscu zauważyłem szynkę polską, ale w cenie 3 szylingów, zapytałem sprzedawcę dlaczego ta polska szynka taka droga, a on na to: – niech pan spróbuje to się pan przekona.

Cała tajemnica leżała w tym, że wszystkie europejskie szynki pochodziły ze świń karmionych głównie kiszonką z mączką rybną, a polska ze świń karmionych parowanymi ziemniakami okraszonymi zbożową osypką.

Przecież polskim „ekologicznym” ziemniakiem można było podbić całą Europę, ale zamiast tego poszło się na małpowanie wysokiej wydajności uzyskując byle jaki produkt, lecz w dużej ilości.

Pisałem o tym wielokrotnie jak to „zawodowi reprezentaci” polskiego rolnictwa zeteselowskiego pochodzenia pozwolili na jaskrawą dyskryminację polskiego rolnictwa zgadzają się na redukcję produkcji mleka z 16 mld. litrów do 8,5 mld. czyli niemal jednej czwartej tego co produkują Niemcy.

Równocześnie ograniczono produkcję buraków cukrowych poniżej połowy tego co produkują Niemcy a nawet poniżej polskiego zapotrzebowania.

Korzystając ze zmian klimatycznych, a szczególnie zwiększenia opadów Polska może produkować nawet powyżej 20 mld. l. mleka rocznie dostarczając całej Europie ekologicznie czystych produktów mlecznych szczególnie z dorzecza Narwi i Bugu.

Niemcy i inne kraje zachodniej Europy powinny ograniczyć produkcję rolną i zadbać o odtrucie swojej gleby i wód nadmierną chemizacją rolnictwa i hodowlą.

Intensywność hodowli jest w Niemczech dwukrotnie większa niż w Polsce, a w Holandii i Belgii nawet sześciokrotnie.

Jest to rezultat sztucznego podtrzymywania wysokiej wydajności rolnictwa za pomocą szkodliwego systemu dotacyjnego prowadzonego przez UE.

Bez wielkich nakładów Polska może zwiększyć o 50% produkcję rolną wykorzystując w dużej mierze uśpiony potencjał produkcyjny.

W produkcji przemysłowej Niemcy ciągle jeszcze produkują ponad 40 mln. ton stali rocznie, czyli przeszło cztery razy więcej niż Polska, jeżeli mielibyśmy rozwijać przemysł elektro maszynowy to powinniśmy powrócić do poziomu około 20 mln. ton rocznie podnosząc przy tym poziom jakości.

Z innych produktów wyjściowych dla przemysłu należałoby odtworzyć produkcję kwasu siarkowego do poziomu 2 mln. ton i aluminium przynajmniej do osiąganych już 100 tys. ton.

Podobnie przedstawia się to w odniesieniu do wielu innych półproduktów z cementem, celulozą, cynkiem itd.

Jedynie miedź rafinowana produkowana jest w Polsce w wystarczającej ilości, tylko że 95 % tego produktu jest eksportowane w stanie surowym, tak jak i ze srebrem pozyskiwanym przy okazji produkcji miedzi.

Brakuje nam ropy naftowej i gazu ziemnego, na eksploatację łupków w najbliższej przyszłości nie ma co liczyć, można tylko działać w kierunku obniżenia cen importowych przez dywersyfikację dostaw i promowanie innych form pozyskania energii.

Wiąże się to z ewentualną możliwością rozwinięcia polskiego przemysłu samochodowego wprowadzając niedrogi i wygodniejszy w obsłudze samochód z napędem elektrycznym.

Chcąc mniej więcej wyrównać parytety produkcyjne Polski i Niemiec nie mamy innej realnej szansy jak tylko wprowadzenie nowatorskich rozwiązań. Produkcja samochodowa w Polsce to zaledwie 15% niemieckiej, osiągnięcie 50% wydaje się niemożliwe, chyba że wprowadzilibyśmy skutecznie na rynek nowy typ napędu, znacznie tańszy w eksploatacji aniżeli stosowane silniki spalinowe.

Jest to przykład jaką drogą powinna iść polska inicjatywa wynalazcza, przed laty byliśmy pionierami w elektronice, ale z odgórnego nakazu zostało to zniszczone i dziś startowanie do konkurencji z wielkimi światowymi koncernami wydaje się nierealne, ale gdzieś w szczególnie specyficznych rozwiązaniach moglibyśmy się odnaleźć.

Najprostsza droga rozwoju, oparta na krajowych potrzebach to produkcja urządzeń dla budownictwa, rolnictwa i transportu, stwarza perspektywy dla rozszerzania asortymentu produkcji.

Problem leży w skali przedsięwzięć, to co dzieje się w tej chwili w Polsce w dziedzinie produkcji przemysłowej ma wymiar mikroskopijny, a postawienie na nogi całej gospodarki wymaga zwielokrotnienia tej skali.

Działalność produkcyjna to znaczna część gospodarki, ale nie cała, dla Polski szczególne znaczenie ma transport z racji naszego położenia i liczby chętnych do pracy w tej trudnej dziedzinie wymagającej częstokroć rozłąki z rodziną i bliskimi.

Z mojej praktyki marynarskiej orientuję się jak trudno jest znaleźć pracowników transportu morskiego i rybołówstwa w krajach zachodniej Europy.

W Polsce ochotników nie brakuje, mamy również bardzo dobrze przygotowane kadry zawodowe, brakuje nam tylko środków technicznych do wykorzystania takiej okazji, a jest to możliwe zarówno przez budownictwo okrętowe, jak i środków transportu lądowego.

Warunkiem przyśpieszonego rozwoju jest znaczne zwiększenie eksportu i uniezależnienie się od jednego partnera jakim są Niemcy. Nie zmniejszając eksportu do Niemiec, należy zadbać o znalezienie innych poważnych partnerów gospodarczych, przed wojną była to Wlk Brytania i Włochy, obecnie mamy możliwości wykorzystania naszych dobrych stosunków z Ameryką domagając się realiów a nie tylko ciesząc się z okazji „Pulaski Day” Np. General Motors mógłby wreszcie do Polski przenieść centrum Opla, a inne koncerny rozszerzyć współpracę z polskimi firmami co wpłynęłoby na zwiększenie mikroskopijnych ciągle obrotów Polski i USA.

Z każdym „wielkim skokiem” w gospodarce wiąże się ryzyko niepowodzenia.

Zawodowi „przestrzegacie”, którzy sami niczego w życiu nie zrobili, będą wskazywać na piętrzące się trudności i namawiać do rezygnacji z jakiejkolwiek inicjatywy.

Skutki takiego stanowiska przeżywamy obecnie i jest ono na rękę tym wszystkim, którzy celowo zmierzają do degradacji Polski.

Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę tym wszystkim, którzy może nawet w dobrej wierze powtarzają w kółko, że podejmowanie przez państwo inicjatywy gospodarczej prowadzi nieuchronnie do nadużyć, nieudolności i w konsekwencji katastrofy gospodarczej.

Opierają się przy tym na doświadczeniach PRL, otóż w przedwojennej Polsce Polacy nie mieli warunków na rozbudowę gospodarki z prywatnych środków, zmusiło to podjęcia się tej roli przez państwo ze znakomitymi skutkami w wielu dziedzinach. Niedawno wspominałem o polskim przemyśle chemicznym zawdzięczającym Mościckiemu swoje powstanie i rozwój.

Wypada też wspomnieć PWU /Państwowe Wytwórnie Uzbrojenia/, ale także odbudowę i organizację transportu kolejowego, stworzenie przemysłu lotniczego, optycznego i wielu innych.

Ja sam po wojnie pracowałem w znakomitym przedsiębiorstwie państwowym stanowiącym odtworzenie „Skarbopolu”, państwowego przedsiębiorstwa całej gospodarki węglowej. Funkcjonowało ono znakomicie aż do roku, 1950 w którym nastąpiła sowietyzacja zarządzania z katastrofalnymi skutkami.

Dla przykładu mogę podać, że o ile poprzednio eksport polskiego węgla drogą morską przynosił 16 mln. dolarów despatchu /przyśpieszenia/, o tyle po sowietyzacji podobną sumę trzeba było płacić demmurage /opóźnienia/.

Problem bowiem nie leży w tym czyją przedsiębiorstwo jest własnością, ale w tym jak jest zarządzane.

W takich przypadkach należy wystrzegać się wszelkiego rodzaju założeń czynionych z góry, a nade wszystko powierzać odpowiedzialne stanowiska nie z nomenklatury partyjnej czy mafijnej, jak to „III Rzeczpospolita” przejęła z PRL, ale wzorem praktyki przedwojennej dobierać ludzi z kwalifikacjami zawodowymi i moralnymi.

Skok gospodarczy to dla Polski szansa nie tylko wydobycia się z biedy poszukującej ratunku w „500 zł.” /za co i tak chwała/, ale po prostu warunek przetrwania między wrogo nastawionymi sąsiadami.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758