Wielepstwo* i buractwo panie nam się rozpleniło, że hej, że ja cię nie mogę
07/06/2011
429 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
naprawa systemu(ów) w gumofilcach
mnie, człowieka skromnego, znającego ciężar słowa wkurza, kiedy słyszę lub czytam, choć akurat mam ten komfort, że nie muszę słuchać i czytać tych, których zwyczajnie mi się chce, wkurza mnie fakt bezpodstawnych oskarżeń, zniesmacza wrzucanie, bez wyjątku, wszystkich do jednego worka.
Ja rozumiem – demokracja (najgorszy z możliwych systemów, póki co nikt nic lepszego nie wymyślił) w dobie internetu dopuszcza do głosu każdego kto chce ten głos zabrać. Wystarczy kawałek wolnej ściany, którą wynajmie delikwentowi ten, czy inny zarządca portalu i hulaj dusza piekła nie ma.
Ja rozumiem ludzi, że niekiedy muszą odreagować, przewentylować organizm, bo inaczej by się udusili z braku tchu lub pękli ze złości.
Ale już nie rozumiem, kiedy ów delikwent, ot tak sam sobie z garstką równych sobie, przyznaje prawa korzystając z dowolności interpretacji istniejącego przepisu ustawy, czy prawa – nawet gdyby ono nazywało się ustawą prawa prasowego i staje się nagle wszechwiedzącą alfą (nie mylić z romeo, bo to całkiem dobre auta są) i omegą (bynajmniej nie mam myśli zegarka).
A kiedy ów z garstką owych przyznali sobie już te prawa, to odwiedzili najbliższy market, i to wcale nie budowlany, w którym za raty zero złotych kupili potrzebne do wykonywania zawodu sprzęty: jeden kupił kamerę, drugi drukarkę, a trzeci laptopa.
No i już wszystko gra i buczy: druknęli sobie po jednej legitymacji partyjnej… O! – przepraszam, dziennikarskiej, obsmarowali wszystkich bez wyjątku, bo każdy inny, niż ów z garstką owych, to wróg – a największym wrogiem okazują się być byłe żony, których jakaś niewidoczna siła przeciągnęła na ciemną stronę mocy i zrobiła z nich agentki XXXL.
Słowo pisane rzecz ważna, ale co tam same literki – trzeba w nie tchnąć życie i zamienić w głoski. Więc nagrali to co mieli do powiedzenia, a nawet więcej i tak powstała telewizja owych, która od wczoraj ma aspiracje zniszczyć wszelką konkurencję – TVN i od jutra wieść prym telewizji w rozmowach pod chmurką. Drżyjcie Walterowie, drżyj Solorzu, drżyj i lękaj się tzw publiczna telewizjo – idzie nowe.
Ja rozumiem, że czasami człowiek musi… Ale nie rozumiem dlaczego sam z siebie robi idiotę większego niż mogłoby się to wydawaćza konieczne. No chyba, że ma tę niesamowitą wręcz misję specjalną i musi. A skoro musi, to – jak już wiadomo – musi i basta.
Mnie, człowieka skromnego i wciąż poszukującego lepszych i ciekawszych środków wyrazu, zastanawia, czy zwykłe chamstwo, i brak kultury dla słowa mówionego, da się jakoś podciągnąć pod ekspresję?
Wiem, zdaję sobie sprawę, że mieliśmy prostego, aby nie powiedzieć prostackiego prezydenta „Bolka”, że po drodze w tym polskim piekiełku, które ktoś sobie nazwał demokracją trafiły się takie okazy jakimi dysponował rzekomy chłop Andriu z nim samym na czele.
Ja to wszystko rozumiem i wiem, że na upartego można powiedzieć: przykład idzie z góry, tylko nie rozumiem dlaczego mi ktoś, kto nie posiadł nawet podstawowego warsztatu, próbuje wmówić, że jest znawcą, że pięć lat badał jakąś patologię i już wie wszystko.
Zapytam więc:
– Panie dziennikarzu, a może nawet samoistny redaktorze – proszę mi powiedzieć jakich środków i narzędzi pan użył w celu tych badań?
Jeśli dobrze rozumiem: telewizja = koncesja; dziennikarz = legitymacja działającego stowarzyszenia plus zatrudnienie w konkretnej redakcji, plus dorobek dziennikarski.
No, chyba, że coś przespałem w tej materii i to coś zwyczajnie mi umknęło.
Litości! Proszę nie mieszać prostactwa ze zwykłym chamstwem, bo to jest identyczna prosta do ustawienia w jednym szeregu kibiców z kibolami.