29 lipca komisja rządowa, której przewodniczy szef MSWiA Jerzy Miller, upubliczni raport dotyczący wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r.
Obejrzymy więc, ostatni odcinek tego pasjonującego serialu pt. „Najdłuższe pisanie raportu w nowoczesnym neopeerelu”, powstałego według scenariusza generał Tatiany Anodiny i wytycznych premiera Rosji Władimira Putina, prezydenta Dmitrija Miedwiediewa oraz nadwiślańskich wykonawców, w tym grającego pierwszoplanową rolę niezmordowanego premiera Donalda Tuska.
Mówię tu o telenoweli nieprzypadkowo, posiłkując się nota bene porównaniem eurodeputowanego Ryszarda Czarneckiego, gdyż obojętnie, w którym momencie włączyło się telewizor, to zupełnie tak, jak w przypadku południowoamerykańskich tasiemców, i tak było mniej więcej to samo co w ostatnim odcinku, czyli z ekranu słyszeliśmy zapowiedzi, że raport końcowy niedługo będzie. Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSWIA, zapewniała styczniu, że „komisja ministra Millera chce przedstawić raport w lutym” , że jest na ostatniej prostej i itp. Później było jeszcze tylko czekanie na zakończenie analizy nagrań rozmów samolotu i wieży kontrolnej i na przeprowadzenie eksperymentu, który miał wykazać m.in. czy załoga samolotu Tu -154 M o numerze bocznym 101, który uległ „katastrofie”, miała dość czasu na przerwanie zniżania i bezpieczne poderwanie samolotu, by odejść na drugi krąg, bądź odlecieć na lotnisko zapasowe. Pech jednak chciał, że w samolocie Tu – 154 M o numerze bocznym 102, który miał być użyty do eksperymentu, popsuł się wyświetlacz systemu TAWS i tak prace komisji przedłużyły się o kolejne sześć tygodni. Później eksperyment wykonano, a następnie powtarzano (brak danych czym te „eksperymenty” się zakończyły) i tak szczęśliwie dobrnęliśmy do końca czerwca, gdy raport trafił na biurko premiera. No ale co z tego, że trafił skoro trzeba go było jeszcze przetłumaczyć. No i tym razem, jak wiemy, na przeszkodzie publikacji raportu stanęli … tłumacze. Wyjaśnienia śmiechu warte (z dokumentem trzystustronicowym zawierającym specjalistyczne słownictwo zespół tłumaczy może się spokojnie uporać w dwa tygodnie), podobnie jak śmiechu warte były żądania PSL przyśpieszenia prac nad przedstawieniem dokumentu opinii publicznej. Wiadomo, idą wybory i Waldemar Pawlak chce ugrać kilka punktów, pokazując jak to w sprawach najważniejszych potrafi postawić się Donaldowi Tuskowi i Platformie Obywatelskiej.
O wiele bardziej, niż polityczne podrygi PSL, interesujące jest jednak to, czy stwierdzenie premiera Tuska „kluczowe elementy” oznacza, że nie poznamy całości dokumentu, mimo iż 21 lipca minister Miller zapowiadał, że raport cały będzie dostępny na stronach internetowych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych? A jeśli mielibyśmy ostatecznie nie poznać całości, to co i dlaczego może zostać utajnione? I czy data publikacji „kluczowych elementów” (choć oczywiście nie wiadomo, czy znów się nie odwlecze) nie zbiegnie się przypadkiem z przyjęciem zmian w prawie do informacji publicznej? Oto bowiem do sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych wpłynął w trybie pilnym przygotowany w MSW projekt tych zmian, przy czym jeden z jego punktów może posłużyć do utajnienia przed opinią publiczną raportu komisji Millera w sprawie tzw. katastrofy smoleńskiej. Podejrzanie wyglądający zapis mówi, że „prawo do informacji publicznej w zakresie stanowisk, opinii, instrukcji lub analiz sporządzonych przez lub na zlecenie Rzeczypospolitej Polskiej (…) podlega ograniczeniu do czasu odpowiednio dokonania ostatecznego rozstrzygnięcia, złożenia oświadczenia woli w procesie gospodarowania mieniem, ostatecznego zakończenia postępowania lub zawarcia umowy międzynarodowej, ze względu na ochronę porządku publicznego, bezpieczeństwa lub ważnego interesu gospodarczego państwa”. Czy nie jest to przypadkiem przygotowywanie gruntu pod utajnienie przed społeczeństwem najważniejszych dokumentów, tzw. raportu Millera nie wyłączając? I czy nie będzie tak, że PO powie nam: bardzo chcieliśmy poinformować opinię publiczną o naszych ustaleniach w sprawie ”katastrofy smoleńskiej”, ale nasi bracia Rosjanie nie zakończyli postępowania, więc musimy poczekać… Jeśli już wprowadza się takie zmiany bez oglądania się na konstytucję, która mówi że obywatel ma prawo do informacji o działalności organów władzy publicznej (art.61), to każdy wariant może być już chyba grany, zważywszy że rząd stanął pod ścianą, a stawka w grze – utrzymanie władzy- jest wysoka.
Całe więc odwlekanie opublikowania raportu a to z powodu zepsutego wyświetlacza, a to znów rzekomo ślamazarnych tłumaczy, spowodowane jest obawami o reakcję własnego elektoratu, który może tym razem okazać się nieprzewidywalny. Nieopublikowanie "raportu" spowodowałoby bowiem uzasadnione ataki opozycji, a opinia publiczna odebrałaby to tak, że rząd ma coś do ukrycia w sprawie tragedii smoleńskiej, że jednym słowem – mataczy, no i miłość do „partii miłości” może się skończyć. Z kolei podanie do publicznej wiadomości tzw. raportu Millera jest dla Tuska o tyle niebezpieczne, że uderza w czasie przedwyborczym w jego własny obóz polityczny. Jeśli bowiem w raporcie nie zostaną wskazani winni, to może to zostać odebrane tak, że premier umywa ręce od odpowiedzialności i rozpościera parasol ochronny nad swoimi. Gdyby z kolei zdecydował się na wskazanie kozła ofiarnego i zdymisjonowanie powiedzmy ministra Bogdana Klicha, czy szefa swojej kancelarii Tomasza Arabskiego, jak spekuluje prasa, to uderzyłby w Platformę Obywatelską i przyznałby tym samym rację Antoniemu Macierewiczowi, który w "Białej księdze" czarno na białym wypunktował odpowiedzialność polityczną Donalda Tuska i podległych mu służb za tragedię 10 kwietnia.
Jednak o ile premier może do woli pacyfikować z pomocą sprzyjających mu mediów „Białą księgę”, to zdaje się nie pójdzie tak gładko z Najwyższą Izbą Kontroli, która przygotowuje własny raport na temat „katastrofy” pod kątem zaniedbań i odpowiedzialności ekipy Tuska. Wnioski tego raportu, jak podała „Rzeczpospolita” nie pozostawiają wątpliwości i są „porażające”. Kontrolerzy NIK byli już m.in. w Ministerstwie Obrony Narodowej, Sztabie Generalnym, kancelariach: premiera i prezydenta i w Biurze Ochrony Rządu.