Dawno (oj, jak bardzo) temu akurat ten wiersz Cypriana Kamila Norwida musiałem „wyryć” na pamięć. I chociaż nie trafiłem na grób Julii, to przynajmniej stanąłem pod jej balkonem.
Nad Kapuletich i Montekich domem,
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu.
Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów,
Na wywrócone bramy do ogrodów,
I gwiazdę zrzuca ze szczytu.
Cyprysy mówią, że to dla Juliety,
I dla Romea łza ta znad planety
Spada i w groby przecieka.
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I że nikt na nie nie czeka!
To „żelazny” punkt każdej wycieczki, która zapuszcza się w tamte strony – Werona i tzw. balkon Julii.
Dzisiaj wiemy już, że to fałszywka pochodząca z XVIII wieku. Kiedyś jednak w to miejsce ciągnęły tabuny bogatych snobów, chcących w naturze zobaczyć scenerię dramatu Szekspira.
Dziś również nie brakuje turystów, zostawiających w sumie prawdziwe fortuny w okolicznych sklepach i jadłodajniach.
I, najważniejsze, zostawiających po sobie wpisy dokonane na… płytach kartonowo-gipsowych, co pozwala wymieniać je kilka razy w sezonie. 😉
Bo przecież każdy z nas stając na chwilę pod balkonem, gdzie ponad 5 wieków wcześniej niejaki Romeo deklarował miłość Julii, wspomina tę Jedyną, której miłość deklarował będąc w podobnym wieku.
Świadomość, że balkon zrobiono z resztek… antycznego grobowca ok. 200 lat po napisaniu dramatu nie ma nic do rzeczy.
Popatrzcie sami, jak to dzisiaj wygląda.
17.02 2017
.
.
.