W Europie nigdy nie zapanuje pokój i sprawiedliwość dopóki nie zlikwiduje się państw(a) niemieckich(ego) i nie rozpędzi się „rasy panów” na cztery strony świata.
Orgia ataków na Węgry w zachodnich mediach zaostrza się coraz bardziej. Równolegle mają miejsce naciski na tamtejszy rząd, celem których jest zmuszenie go do wycofania się z jak największej ilości „faszystowskich” zapisów nowej konstytucji. Szczególnym niepokojem napawa Zachód ograniczenie „niezależności” węgierskiego banku centralnego.
Obniżenie rankingu kredytowego tego kraju do poziomu „śmieciowego” oraz spekulacyjne naciski na forinta powodujące gwałtowny spadek jego kursu mają „przekonać” Budapeszt do wycofania się z prób uniezależnienia się od zachodniej szajki bankierskiej.
Na dodatek MFW zawiesił negocjacje dotyczące kredytu dla tego państwa do czasu rozwiązania spornych kwestii. Działania funduszu wyczerpują wszelkie znamiona szantażu. W celu uniknięcia jakichkolwiek niedomówień były socjalistyczny premier Węgier Gordon Bajnai wyartykułował jego meritum, oświadczając, że „Węgry mają do wyboru rygorystyczny nadzór ( cytuję: strict oversigh) przez MFW lub bankructwo”. Bezczelność finansowych gangsterów nie może już nikogo zaskoczyć, ale użycie w charakterze „herolda” ich miejscowego agenta Bajnaia, uznanego powszechnie za przestępcę i kłamcę, stanowi swego rodzaju novum.
Zachodnich kolonizatorów niepokoją również próby odzyskania przez Węgrów ich własnej przestrzeni cywilizacyjno-kulturowej. Jak wiadomo, po sferze finansowej, dominacja kulturowa nad ludnością kolonialną stanowi zasadniczy filar władzy Zachodu (patrz: Trzeci oręż globalizmu http://ignacynowopolskiblog.salon24.pl/376368 ).
W najnowszym artykule poświęconym Węgrom brytyjski The Independent kilkakrotnie określał węgierskie próby pozbycia się tej dominacji mianem kulturkampfu. Znamienne jest to, że Zachód stronił od takiego określenia w okresie gdy zawojowywał Węgry przy pomocy swej „kultury”. Ta agresja zwała się wtedy „szerzeniem zachodnich wartości”.
Zachód nie pierwszy już raz stosuje tą szatańską przewrotną „logikę” w stosunku do swych kolonii. Niedawno Polacy przeszli podobne doświadczenia dowiadując się, że tak naprawdę to właśnie Polskę można określić mianem agresora w II Wojnie Światowej. No bo tylko z powodu „polskiego uporu” II RP odrzuciła „umiarkowane postulaty” Hitlera, przez co „zmusiła” Niemcy do zastosowania rozwiązania siłowego.
Tak więc na zasadzie analogi węgierskie próby odzyskania zawłaszczonej przez Zachód narodowej przestrzeni kulturowej można również zakwalifikować jako akt „rozpoczęcia wojny”.
Opisywane zmagania toczą się już przy pomocy dwu z trzech oręży stosowanych w świecie współczesnym . Przy czym małe osamotnione Węgry nie mają szans w starciu z potęgą Imperium Euroatlantyckiego (UE & USA). Zmuszone zostaną zapewne do kapitulacji tylko pod wpływem dwu obecnie zastosowanych broni. Nie będzie potrzeby do uciekania się tym razem do trzeciej jaką jest przemoc militarna. Podobny los spotka każde inne państwo Europy Środkowej, które próbować będzie odzyskać swą suwerenność. Tylko wspólne działania wszystkich środkowoeuropejskich kolonii UE mogłoby przynieść sukces.
Nie będzie to jednak oznaczać ostatecznej pacyfikacji tego regionu przez Imperium. Tak jak międzynarodowa szajka bankierska, również współpracujący z nią na obszarze naszego kontynentu Niemcy, nie cofną się przed niczym dla osiągnięcia swych celów. W momencie gdy „wielkomocarstwowe Niemcy” wydają się znajdować na wyciągnięcie ręki, u członków „wielkiego narodu niemieckiego” puszczają wszelkie etyczne hamulce. Nie ominęło to nawet najbardziej prominentnego przedstawiciela tej nacji jakim jest Benedykt XVI. Podczas niedawnej wizyty w Chorwacji, nie był on w stanie powstrzymać się od zachęcania mieszkańców tego kraju do przystąpienia do germańskiej UE i to po mimo faktu negatywnego stosunku większości obywateli do tego projektu. Każdego postronnego obserwatora zadziwić musi obraz dobrego pasterza zaganiającego swe owieczki do zaokrętowania się na Titanicu na przysłowiowe „pięć minut przed dwunastą”. No cóż nihil novi Deutchland, Deutchland Uber Alles!
Z praw fizyki wiemy, że każda akcja wywołuje reakcję. Im bardziej „germańscy nadludzie” starać się będą narzucić innym swą niczym już nie maskowaną władzę z tym większym spotykać się będą oporem. Przy czym konfrontacja odbywać się będzie nie tylko na osi wschód (kolonie)-zachód (kolonizatorzy), ale także północ (Niemcy)-południe (świnie-PIIGS). Zanim na tych „tektonicznych uskokach” nastąpi rozłamanie UE, rosnąca konfrontacja zmusi wszystkie strony do sięgnięcia także do trzeciego oręża współczesnego świata jakim jest agresja fizyczna (militarna). Niedaleka przyszłość pokaże czy nastąpi to w formie wojen pomiędzy poszczególnymi krajami lub ich blokami czy tylko jako wewnętrzne rewolucje społeczne. Jak już doświadczyliśmy wielokrotnie w przeszłości Niemcom nie uda się zrealizować swego marzenia, ale główne koszty tego projektu znów ponoszą kraje Europy Środkowej.
W Europie nigdy nie zapanuje pokój i sprawiedliwość dopóki nie zlikwiduje się państw(a) niemieckich(ego) i nie rozpędzi się „rasy panów” na cztery strony świata przynajmniej w takim stopniu w jakim zrobiono to w minionym dwudziestoleciu z mieszkańcami III RP
Unikajacy stereotypów myslowych analityk spraw politycznych i gospodarczych Polski i swiata