Drodzy Państwo od piątku do niedzieli weekend trwa, czego nikomu tłumaczyć nie trzeba. Weekend jest najlepszym teminem do obserwacji ludzi śmiesznych i prześmiesznych, dlatego ofiaruje Wam weekendowy post.
Jak wszyscy ogólnie wiedzą sobota i niedziala należą do dni, w których to każdy szanujący sie obywatel winien zaznać choć odrobinę "entertainingu". Ten wymieniony w cudzysłowie sport jest jednym z mych ulubionych, acz nie jestem w nim zbyt dobra (jak chyba w każdym, gdyż niezdarnam przeraźliwie!!), bo strasznie w owym czasie przeklinam na dzieci, ich matki i co pomniejsze zwierzęta. A w entertainingu chodzi przecież o rilaks, zgodę ze społecznością i harmonię z wydarzeniem uczęszczanym!!!. Piątek był mało ciekawy, gdyż woziłam mało trzeźwych znajomych po jakichś Kabatach gubiąc sie i przejeżdżając na czarwonych. Acz!! Miało to swoje plusy, o których to w terminie późniejszym. Sobota, natomiast była "sehr sehr neugierig". Najpierw wraz z mym cudownym małżonkiem, który to małżonkiem nie jest, ale tak se ubzdurałam, jako kobieta rozumu niewielkiego, odwiedziliśmy MOTO NOSTALGIĘ w Marysińskim przybytku, nowo powstałej hali targowej. Od początku. Zajechaliśmy. Parking oczywiście 5 Polskich Nowych za godzinę, a że skąpiśmy- zaparkowaliśmy się pod Piekarnią ok 352 metry dalej. Idąc pobrudziliśmy sobie nasze drogie buty tanim błotem, ale straty być musiały!! Dzielnie dotarliśmy do hali wystawowej. Sympatyczna Pani po tym jak zainkasowała 20 złociszy poczeła głupawo się uśmiechac do mego, przystojnego malzonka. Skandal!! Babsko wydębiło ode mnie 20 złotych i jeszcze mi małżonka podrywa!! To, to już naprawdę wstydu trzeba nie mieć. Ale do rzeczy. Otóż, MOTO NOSTALGIA okazała się być bardzo fajnym zjwiskiem jak na polskie warunki, gdzie tego typu zjawiska oprawione są dwoma zardzewiłymi maluchami i jedną beczką rozbitą przez pijanego taksówkarza. A tu prosze ja Was, i trójeczki i szósteczki… siódemkę nawet widziałam!! Najbardziej pochłonęła mnie M3 w czerwieni, ach cudowną być się jawiła!! Troszkę amerykańskch legend, które wyglądają jakby chciały mnie wchłonąć (głupio mieć samochód, który chce Cię wchłonąć…). Maluchy też były, ale i zadbane toto i bez rdzy, sprawny silnik i w ogóle tak "na wypasie". Porsche bardzo się postarało i nastawiało żelastwa tyle, ze aż podniecona byłam!! Mercedes dał leciutko tylnej części ciała, gdyz poza nowym slk, które pasowało jak pięść do kożucha (czy jakoś tam… hahaha sorry, uśmiałam się z kiepskiego dowcipu własnego =)) wystawli "nic ciekawego", ani pagody (wzdychałam ja), ani SECa (wzdychał małżonek) i w ogóle ubogo tam, ah ubogo. O!! I krówek nie było w ogóle!! No jak można o nich zapomnieć, Panowie!! No… krówek co prawda nie było, ale dostliśmy dwa opakowania "Plaka" o zapachu truskawki, teraz zastanawiamy się, czy oddać go w darze komuś nielubianemu, czy też… oddać komuś nielubianemu. Bo któż normalny wypsikałby sobie tapicerę truskawą… Ogólem: MOTO NOSTALGIA- wyszła!!
W dalszej części "soboty w mieście" wybraliśmy się do Centrum Nauki Kopenik, które to zamkniętym być się okazało i jak już Pan ochroniarz nakrzyczał, że nie zauważyliśmy tabliczki wielkości serwetki umieszczonej ok 100 metrów od naszego toru iścia, oddaliliśmy się z godnościa na rekomendowany przez niego "Piknik Naukowy". OMASZCILOS!! Dzieciów co niemiara, mężczyźni w klapkach, jakieś babiska łażą i rozdaja kalendarze City Banku, dzieciów krzyk słychać wszędzie oraz "Synek!! Ty tatusiu po klapkach nie chodź!!". Tylko WURŚCIKI białe byly fajne. Prawie jak w ojczyźnie- Niemczech, tylko gorzej, bo (nie) z importu. Działy się tam dziwne rzeczy. Ale jedno jest ciekawe- masa ludzi!! Fajnie, że entertainingu zażywają wszyscy, cieszy mnie to bardzo!!
Dzień kolejny, niedziela. Niedzielni rowerzyści, imieniny cudze i inne standardy typowej niedzieli- poza kościołem, gdyz niewierną ateistką jestem i czekam aż ktoś mnie spali na stosie bo mój żywot marny i nicniewart!! Ale!! Przy okazji niedzielności, chciałabym rzec, iż wszystkich rowerzystow wpadających na pomysł jazdy po ulicy jawnie Bóg opuścił!!! (nie mówie o kurierach i tej grupki "ogarniającej temat") Drodzy, rower nie jest pojazdem nadającym się do ruchu ulicznego!! Nie ma podstawowych oznakowań świetlno-materialnych. Ni tam "stopu", ni tam "kierunuczka", ni tam karoserii. Drodzy, kiedy ruszacie na światłach gibiąc sie na wszystkie mozliwe stony mam ochotę was przejechać!! A nawet przymus, bo absolutnie się o to prosicie, a prośby się spełnia!! Druga rzecz, jeśli już macie jechać tą ulica to kurcze blade jedźcie ulica, a nie na czerwonym, albo przy konieczności zatrzymania się w celu skrętu w lewo, za kierownicę po pasach i na chodnik!! Samobójcami jesteście!! Uznaję i propaguję pogląd, iż każdego rowerzyste po ulicy jadącego należy wraz ze mną niewierną spalić na stosie, albo chociaż ukarać mandatem!! Ot, co sądzę!!
(odnośnie poprzedniego posta, dzisiaj moja stylóweczka osiągnęła dno. Absolutne.)
A co do Obamy. Przyjechał. Próbował się nie spotkać z leśniczym, robił co mógł, ale nie wyszło. Miałam przez moment wizję lokalną: Przybywa Barack O., Bronek na podwórku w gaciach grilla robi i takim szczypcem do przewracania kiełbasek wymachuje i krzyczy "Barack, tutaj, tutaj… na ogródku jesteśmy, weź browra i cho bo karkówka dochodzi!!!! Tylko jak będziesz w chałupie to zdejmij laczki, bo czysto jest!!!". Nie wiem czemu ale realistyczną jawi mi się ta scenka. Rodzajowa. Oraz druga wizja: rozmowa między WIELKIMI NOBLISTAMI. Lech W: "Ty, a za co Ty dostałeś tego nobla??" Barack O: "A wiesz za wojnę w Afganistanie, a Ty??" Lech W: "A ja za dobrą współpracę". Tak, ot mamy na tym naszym świecie.
A ja, tak sobie siedzę i czekam na ABW…
Beznamietna opowiesc, która jeszcze nikogo nie zachwycila, co wiecej, na to sie nie zanosi. Fascynujaca, oczarowana, zakochana. Rowerem. Na desce. Zastawiona w Lombardzie Zludzen, gdzie ziemia jest plaska jak wewnetrzna czesc dloni.